Dwutomowa Autobiografia księdza Jana Twardowskiego powstała w latach 2003-2006, do jej napisania autor Znaków ufności namówiony został przez krakowskie Wydawnictwo Literackie. Ogromną rolę w powstaniu Autobiografii odegrała Aleksandra Iwanowska, edytorka wielu tomików poety - to ona nagrywała na dyktafon i przelewała na papier słowa schorowanego kapłana, dokonała wyboru i kompilacji rozrzuconych po licznych wywiadach i książkach słów Twardowskiego, a po śmierci autora scaliła, opracowała i przekazała do druku zebrany materiał.
"Czas ucieka. Jestem coraz starszy i mogę zapomnieć o swoim życiu i o ludziach, których spotkałem - pisze Jan Twardowski na początku pierwszego tomu. - Pamiętnik ratuje od zapomnienia. Chce się podzielić z drugim swoimi przeżyciami. Cała literatura to przekazywanie sobie myśli. Zatrzymywanie słowami własnych przeżyć. To może być wzruszająca książka, niezastąpiona, coś jak 'Wspomnienia niebieskiego mundurka' ". Ostatnie dzieło twórcy Niebieskich okularów to istotnie rzecz wzruszająca, suma życia i twórczości, wspaniała (i niestety ostatnia) katecheza, homilia, testament. Bez wątpienia stanowi ono największe osiągnięcie poety, ukoronowanie jego dorobku. Autobiografia to także duchowy poradnik, swoiste rekolekcje dla wszystkich wierzących oraz poszukujących, dla zmęczonych informacyjnym szumem, "wyścigiem szczurów", szalonym tempem życia, "artystyczną" nadprodukcją, aksjologicznym chaosem, konsumpcjonizmem etc.
Autobiografia Jana Twardowskiego to również fascynująca podróż w czasie. Fragmenty poświęcone stryjowi poety, Stefanowi Twardowskiemu, przenoszą nas w II połowę XIX wieku, w realia dobrze znane z Syzyfowych prac (carska szkoła, konspiracyjna lektura dzieł patriotycznych). W innych zaś miejscach spacerujemy po przedwojennej Warszawie - mieście wielokulturowym, magicznym i egzotycznym. Obserwujemy międzywojenne życie literackie, jesteśmy świadkami okupacji, klęski powstania i ostatecznej zagłady miasta. To książka gęsta, zmuszająca odbiorcę do lektury powolnej, pełnej zadumy i powrotów. Niezwykle trudno oddać jej duchowe bogactwo w krótkiej recenzji. Skupię się zatem na kilku wybranych aspektach.
Z Autobiografii wyraźnie emanuje posoborowy model kapłaństwa i wiary. Twardowski dąży do przejrzystości, przezroczystości religii. Pragnie, aby znajdujący się przy ołtarzu ksiądz nie zasłaniał wiernym Boga swoją osobą, żeby nie był od niego ważniejszy. Według Twardowskiego pobożność nie musi być "drętwa, [...] nieludzka, umęczona, przesadnie smutna". Wprost przeciwnie - prawdziwa wiara to wiara radosna, uśmiechnięta, nieascetyczna. Taki model religijności reprezentują na kartach książki m.in. ksiądz Bronisław Bozowski oraz święty Franciszek Salezy. Tego ostatniego Twardowski charakteryzuje w następujący sposób: "O pobożności pisał nie z miną urzędnika zakładu pogrzebowego, ale z uśmiechem. [...] Nigdy nie głosił ogólnych morałów suchym językiem teologa". Dla autora Zeszytu w kratkę smutek jest grzechem, zaprzeczeniem chrześcijaństwa. W modnych dziś depresjach widzi on odstępstwo od Ewangelii, w podobny sposób postrzega typowe dla nas malkontenctwo: "Ten, kto ma wiarę autentyczną, nigdy nie jest ponury. Ponurzy, smutni są ci, którzy nie żyją Panem Bogiem. Ci, dla których wiara nie jest ważna. [...] Myślę, że przede wszystkim na co dzień za mało jest w nas pogody ducha, humoru i dowcipu - tego, co niszczy zło".
Twardowski to przeciwnik teologów, zwolennik naiwnego, dziecięcego modelu religijności, apologeta wiary prostych, wiejskich bab. Nie opowiada się on jednak za - typową dla polskiego katolicyzmu - religijnością masową (bardzo płytką i czysto zewnętrzną). Przeciwnie - nad ilość wiernych przedkłada ich jakość, preferuje niewielką, lecz autentycznie wierząca i uduchowioną wspólnotę.
Sporo miejsca poświęca Twardowski rozważaniom nad istotą kapłaństwa. Bycie księdzem to tajemnica, powołanie przez Boga, pełnienie wyraźnej funkcji wobec innych członków Kościoła. Kapłaństwo to nie tylko duchowa ekstaza, lecz także trud i samotność. W rozważaniach Twardowskiego powraca znany z jego poezji motyw samotności księdza, który święta spędza z dala od matki, zobowiązany przebywać w swojej parafii. Autor Znaków ufności ujawnia też główną przyczynę swojego akcesu do stanu duchownego. Wybór drogi kapłańskiej był dlań przede wszystkim reakcją na zło, na doświadczenie II wojny światowej: "Moje powołanie zrodziło się w czasie wojny, było głęboką refleksją nad sensem życia i śmierci w obliczu zgonu wielu bliskich i znajomych". Przypomnieć w tym miejscu warto, że z tych samych powodów (i w tym samym czasie) identycznego wyboru dokonali Karol Wojtyła oraz Joseph Ratzinger.
Do niezwykle cennych należą rozważania nad fenomenem spotkania. Spotkanie drugiego człowieka było zawsze dla Twardowskiego wydarzeniem wielkiej wagi, nigdy zaś dziełem przypadku. Każda napotkana przezeń osoba przychodziła od Boga. Wśród ludzi, których spotkał w swym życiu Jan Twardowski, rozróżnimy wiele typów osobowości. Byli wśród nich autentyczni szaleńcy Boży i prorocy (ksiądz Jan Zieja), "świeccy święci" (Janusz Korczak), artyści na uniwersyteckich katedrach (profesor Wacław Borowy), wirtuozi słowa (Władysław Jan Grabski).
Na kartach Autobiografii powraca znamienna dla Twardowskiego krytyka postmodernizmu. Autor Niecodziennika to zdecydowany przeciwnik współczesnej filozofii i sztuki. Ponowoczesność, jego zdaniem, zaowocowała wyraźnym kryzysem aksjologicznym, relatywizmem, pesymizmem oraz odhumanizowaniem dzieł artystycznych: "Kultura dzisiejsza prowadzi do rozpaczy. Malarstwo, poezja, kino pełne są rozpaczy". Istnieje jednak skuteczne i zarazem bardzo proste antidotum na chorą sztukę. Jest nim, według poety, powrót artystów do źródeł, do korzeni. Każda dziedzina sztuki wyrasta z wierzeń religijnych. Prawdziwą funkcją dzieła artystycznego jest katharsis, a nie potęgowanie chaosu. Sztuka przede wszystkim musi czynić nas lepszymi moralnie.
Końcowe rozdziały Autobiografii określić można mianem współczesnej sztuki umierania. Twardowski wskrzesza, modyfikuje i popularyzuje ten zapomniany obecnie gatunek. Czyni to nie tylko w celu oswojenia się z własną śmiercią. Poeta protestuje w ten sposób przeciwko popkulturowemu hedonizmowi, kultowi młodości, uznawania choroby, starości i śmierci za tematy tabu. Eksponując własne cierpienie i przemijanie, udziela nam ostatniej katechezy, bliskiej swoją wielkością przedśmiertnym rekolekcjom Jana Pawła II.
Adam Tyszka
© by "Twórczość" 2007