Podobnie z makaronem: choć stosunkowo wcześnie był obecny w dzisiejszych Włoszech (a konkretnie na Sycylii), to jego domem są Chiny. Jego rodowód, podobnie dawny jak pierogów, znalazł więcej rozwiązań, zaś polski monolit mąki pszennej nie jest tam, podobnie jak w całej Azji, ani obowiązujący, ani nawet zdecydowanie przeważający. To kamyczek do niedzielnego rosołu z makaronem czy do rozmaitych makaronowych zapiekanek: "nasze" niekoniecznie oznacza "nasze" od samego początku. Co więcej, skojarzenie makaronu z Włochami, choć prawdziwe, bo to stamtąd zostały do nas zawleczone, jest zaledwie niewielkim ogniwem historii wyżywienia. Korzenie dań, przypraw, warzyw czy technik gotowania często oplatają całą Ziemię.
Pośród dań kuchni domowej, tych najbardziej naturalnych, nie tyle oswojonych, co wyssanych z mlekiem matki, uważanych za zdrowe i swojskie, królują zupy; wśród nich zupa pomidorowa z ryżem. Ten sam ryż, używany choćby w zapiekance z jabłkami czy, lepiej jeszcze, w gołąbkach, nie narodził się przecież w naszej okolicy. Choć hodowany jest w Azji i w Afryce, to zawdzięczamy go Azjatom (a pewne gatunki, i naturalnie te najdroższe, zachodniej Europie, Włochom i Francji): o pomidorowej pomyśleć więc można jak o typowo polskiej potrawie, zazwyczaj z wietnamską czy chińską wkładką. Te swojskie ziarenka, niby tylko nieco droższe od ziemniaków, są w rzeczywistości dużo od nich tańsze, bo przecież podczas gotowania wchłaniają mnóstwo wody: taki oto chichot losu.
W ostatnim czasie zyskaliśmy jeszcze sos sojowy, zaskakująco często używany w światowej kuchni restauracyjnej, w tym polskiej, bo podobnie jak niegdyś maggi pogłębia smak niektórych potraw, choć bez tego oczywistego, ściągającego usta posmaku. Chinom zawdzięczamy także herbatę, napój w Polsce oczywisty, przez poprzednie pokolenia pitego chętnie nawet do obiadu, w dowolnej chwili dnia, z dodatkiem mleka, na sposób brytyjski, czy z cytryną (która, trzeba dodać dla ścisłości, jest również owocem rośliny azjatyckiego pochodzenia). Herbata u nas spospolitowała się, zaniedbano kulturę jej picia, dbałość o wysoką jakość liści, aż do ostatniego zrywu po 1989 roku, kiedy na nowo wiele stało się możliwe i pojawiły się szlachetne odmiany, podobnie jak w przypadku kawy. Moja rodzina herbatę czystą, bez dodatków, traktowała jako coś w rodzaju masochistycznego wynaturzenia: nikt samego smaku naparu sobie nie cenił, uważano, że jest zaledwie podstawą, punktem wyjścia do stworzenia pięknych, osłodzonych smaków.
Również technika smażenia w głębokim tłuszczu, tak dziś popularna i często używana w najtańszych garkuchniach, tak dziś popularna na całym świecie i wszędzie uważana za swoją, ma chiński rodowód.
Kuchnia południowoazjatycka też dała, w głównej mierze, przyprawy: te niezwykle popularne i obecne w kuchni polskiej od stuleci (jak czarny pieprz czy goździki), jak i nowsze nabytki, stosowane na mniejszą skalę (chili czy nasiona kminu rzymskiego; choć ten ostatni rozpowszechnił się krajach basenu Morza Śródziemnego). Azja południowowschodnia dała nam swojską bazylię, a także nabytki nie tak powszechne, choć ważne we współczesnej kuchni, choćby kolendrę. Ze świeżą kolendrą ryzykowna sprawa, spory odsetek ludzi nie znosi po prostu jej zapachu (a już na pewno nie ci, którzy zaznali lat nędzy i pluskiew, jest bowiem bezpośrednia bliskość między aromatem zielska a zapachem świeżo rozgniecionej pluskwy).