Od rejwującej awangardy do nekropolo. Muzyka w polskiej sztuce
Artyści wizualni z muzykami współpracowali niemal od zawsze. Krążyli także w orbicie Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, jak Józef Robakowski, który następnie zaliczył romans z punkiem – nagrywał m.in. teledyski dla zespołu Moskwa. W latach 90. artyści zaczęli jednak nie tyle z muzykami współpracować, co sami wchodzić w ich buty, coraz chętniej pojawiając się za didżejską konsolą i na scenie.
Awangarda w rytmie techno
W latach 80. związki artystów z niezależną sceną muzyczną, przede wszystkim punkową, mocno się zacieśniły. Dwa światy przenikały się przede wszystkim we Wrocławiu, co podsumowywała zeszłoroczne wystawa "Czarna Wiosna" w Muzeum Współczesnym Wrocław. U zarania transformacji III RP zaczęła jednak rozbrzmiewać zupełnie innymi dźwiękami. Pojawiły się pierwsze jaskółki kultury rave. A jednym z pierwszych miejsc, w których przyjęto ją z otwartymi ramionami była krakowska Galeria Krzysztofory. Legendarna piwnica w centrum miasta była bowiem miejscem związanym z nobliwą Drugą Grupą Krakowską, awangardową formacją skupioną wokół Tadeusza Kantora, która z kulturą rejwową wydawała się nie mieć nic wspólnego. Jednak zawiadujący wówczas Krzysztoforami specjalista od Kantora i Grupy Krakowskiej, Józef Chrobak, dostrzegł między nimi przynajmniej jeden wspólny mianownik – kontrkulturowy sznyt. Jak pisali Łukasz Ronduda i Zofia Krawiec:
Text
Otworzenie legendarnej galerii na techno było dla Chrobaka (...) swoistym nawiązaniem do łączenia awangardy z subkulturami młodzieżowymi, do którego dochodziło w tym miejscu w latach 60. W miarę rozwoju kontaktów z młodym pokoleniem zafascynowanych techno artystów (dla Chrobaka, jak również dla przychodzących do galerii członków środowiska artystycznego) stało się jasne, że techno z tradycją awangardy łączy coś więcej. Szczególnie istotne wydawały się odniesienia do konstruktywizmu i sztuki abstrakcyjnej.
Krakowscy artyści, jak Marta Deskur czy zaczynający wówczas kariery Janek Simon i Jakub de Barbaro wcielali się w role VJ-ów. Wkrótce w innych miastach imprezy techno stały się pełnoprawnymi działaniami artystycznymi. Grupa gdańskich artystów działających jako C.U.K.T. (Centralny Urząd Kultury Technicznej), znana przede wszystkim ze zorganizowania w roku 2000 kampanii prezydenckiej wirtualnej kandydatki na ten urząd, Wiktorii Cukt, która przejmowała wszystkie poglądy swoich wyborców, zaangażowała się też w wybory wcześniejsze. W 1995 roku C.U.K.T. w wieczór wyborczy zorganizował "Antyelekcję-Technodemonstrację". Techno testowali jako narzędzie budujące obywatelską wspólnotę, przy okazji w kontrze do rozbrzmiewającego w sztabie wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego "Ole! Olek".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
CUKT (Centralny Urząd Kultury Technicznej), Antyelekcja-Technodemonstracja, 1996
Królik ze śmietnika i czarna plaża w sercu
Podobnie jak C.U.K.T. w organizowanej w gdańskich Fortach "Technoelekcji" łączył muzykę z wykonaną przez członków grupy scenografią, tak muzyczno-wizualne eksperymenty prowadzi kolejna, potransformacyjna generacja. Malarz i performer Jakub Gliński swoją karierę zaczynał grając na noise'owych imprezach pod pseudonimem Jesus Is A Noise Commander. Podobnie jak jego performanse i obrazy, występy koncertowe charakteryzowała trashowa estetyka, zarówno w poszatkowanej, agresywnej warstwie dźwiękowej, jak i oprawie wizualnej. Gliński pojawiał się za konsolą ubrany w stroje przypominające parodie kreacji haute couture wygrzebane na śmietniku. Jednym z nich był kostium królika złożony z różnego rodzaju odpadków, stopniowo mimochodem się rozsypujący. Powolne grawitowanie w kierunku malarstwa zwiastowało w przypadku Glińskiego organizowanie muzyczno-malarskich performansów, w których dźwięk generowany był na żywo w zależności od sposobu zamalowywania i – jakżeby inaczej – niszczenia płócien.
Rejwowe tradycje lat 90. kontynuują tacy artyści jak Gregor Różański jeden ze współtwórców Wixapolu. Choć często tworzy prace i wystawy zupełnie autonomiczne, pozbawione muzycznych elementów, zanurzone przede wszystkim w konwencjach sztuki postinternetowej, to w niektórych przypadkach przyjmuje role artysty i DJ-a jednocześnie. Wystawę "Zaplecze" w szczecińskiej Zonie Sztuki Aktualnej z 2015 roku opisywał następująco:
Text
Cała przestrzeń stała się zapleczem albo wąskim korytarzem na tyłach klubu techno. Było prawie całkiem ciemno, a dźwięki dochodziły zza ściany. Wchodzisz do tego techno-lochu i wydaje ci się, że impreza jest w pomieszczeniu obok albo nad tobą. Panuje atmosfera lekkiej dezorientacji, która jest normą w takich miejscach. Nawiązywałem też do poczucia eskapizmu, do uciekania przed opresyjną technologią, monitoringiem, normami społecznymi czy nudą.
Innym razem wprowadził imprezę już nie za ścianę galerii, a do samego jej środka. Na zeszłorocznym Otwartym Triennale w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku Różański przygotował performans "Instytucja rejwująca", rozkręcając mini-wixapol dla uczestników Triennale z zaparkowanego wewnątrz sali wystawowej Daewoo Lanosa.
Nieco inne podejście do łączenia praktyki muzycznej i artystycznej ma Bartosz Zaskórski. Jako artysta wizualny często pracuje z dźwiękiem w postaci słuchowisk, często opowiadających historie towarzyszące rysunkom, jak w przypadku dyplomowego "I wtedy okazało się, że umarłem", książeczki z rysunkami, tekstami i dołączonej kasety ze słuchowiskami. Na scenie muzycznej Zaskórski pojawia się pod pseudonimem Mchy i Porosty. Do tej pory wydał dwie EP ze "smutną muzyką taneczną". Na bazie ostatniego wydawnictwa, zeszłorocznego "Hypnagogic Polish Music For Teenage Mutants", zorganizował też wystawę "Czarna plaża w moim sercu" w warszawskiej galerii Piktogram. Wystąpił jednak w roli kuratora, oddając poszczególne utwory ze swojego wydawnictwa do opracowania innym artystom.
Gdy jedni do galerii wprowadzają swoje projekty muzyczne, inni z nich raczej uciekają, zakładając zespoły muzyczne niejako na boku. Za pierwszy spektakularny sukces artysty wizualnego na muzycznej scenie można uznać Niweę – duet założony przez Wojciecha Bąkowskiego i Dawida Szczęsnego. Teksty Bąkowskiego, wyśpiewywane przez niego w manierze zawieszonej gdzieś między melorecytacją a rapem, utrzymane są w charakterystycznej dla artysty poetyce znanej z prac "galeryjnych", garściami czerpiącej z Mirona Białoszewskiego i języka poznańskich podwórek. W połączeniu z elektroniczno-zimnofalowymi bitami Szczęsnego zaprowadziły ich one na sceny największych polskich festiwali muzycznych.
W pewnym momencie muzyczne projekty artystów zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu, aż w 2013 roku powstał festiwal dedykowany wyłącznie muzycznym projektom artystów wizualnych – The Artists. Kilka spośród pojawiających się na nim składów opisywała w Culture.pl Agnieszka Sural.
Z dzisiejszej perspektywy najciekawszą inicjatywą tego czasu wydaje się nieistniejący już feministyczny zespół hiphopowy Cipedrapskuad, tworzony przez Dominikę Olszowy i Marię Tobołę oraz odpowiedzialnego za muzykę Fryderyka Liska. Olszowy i Toboła kontrowały maczystowski rap głównego nurtu, były wulgarne, zabawne i pełne dezynwoltury. W jednym z najbardziej znanych kawałków, "krew kurew", właściwie antycypowały też nieco późniejszy rozwój rapu "patriotycznego" i odpowiadały na niego choćby takimi wersami:
Text
Orzeł, orzeł, orzeł leci
Orzeł robi polskie dzieci
Ma koronę i ma dziób
Orle, orle dzieci rób!
Polityczność tekstów współgrała z formą, jaką artystki nadawały swoim kawałkom. Cipedrapskuad w warstwie muzycznej przypomina bardziej wczesny hip-hop wyrastający z punku, rodem z krążka "1987" Deutera (z domieszkami newschoolu) niż osiedlowy rap w stylu Molesty.
W podobnym czasie swoją muzyczno-ewngelizacyjną działalność rozkręciła Ada Karczmarczyk, znana jako ADU. Karczmarczyk jeszcze na studiach zdobywała sceniczną praktykę, gdy z Anetą Ptak współtworzyła duet Virgin$ deLuxe Edition (wówczas pod pseudonimem Alexis Anorexis). Występowały wówczas na różnego rodzaju plenerowych imprezach, startowały też w telewizyjnym show "Mam Talent" i tworzyły sztukę, jak opisywała to Karolina Plinta: "programowo złą, irracjonalną i wprawiającą w zażenowanie", między innymi śpiewając z playbacku gorzej od Mandaryny, i wcale się z tym nie kryjąc. Karczmarczyk na kolejnym etapie kariery tworzyła raczej intymne wideoperformansy, nieco mniej przestylizowane, by następnie obwieścić światu swoje nawrócenie i rozpocząć karierę artystki i piosenkarki ewangelizującej odbiorców, zachęcającej do "jarania się Marią" i tańczenia w rytm "Bitu z serca Jezusa".
Nie do końca się to udało, muzyczna kariera ADU szybko wytraciła impet. Najlepiej spośród raczkujących kilka lat temu na scenie muzycznej uczestników kolejnych edycji The Artists poradziły sobie Nagrobki – duet dwójki gdańskich artystów, Macieja Salamona i Adama Witkowskiego, grających, jak to określają, "nekropolo". Widać społeczny klimat najbardziej sprzyja jednak słuchaniu piosenek o śmierci.