Gdybym miał w dwóch słowach określić istotę poetyckiego świata
Tadeusza Dąbrowskiego, wybrałbym właśnie te: lekkość i uwieranie. Podobnie jak we wcześniejszych zbiorach, również w najnowszym tomie odnajdujemy charakterystyczną swobodę skojarzeń, bezpretensjonalność lirycznych konstrukcji. Poetycki język autora do niczego nie przymusza, nie zobowiązuje - raczej dziwi się samemu sobie, jakby był jedynie grą, tańcem na krawędzi wersu. Właściwości języka są wszakże w dobrej poezji właściwościami świata. Lekkości poetyckiej frazy zdaje się w utworach Dąbrowskiego odpowiadać lekkość egzystencji. Bohater Te Deum dba o swoisty luz, bywa zafascynowany bywaniem raczej niż byciem, jak choćby w wierszu
rzuć się w dół:
"w dzień wierny w noc niewierny / brnę w ten mój post- / modernizm. [...] a potem spadam i w locie / znów ktoś mnie łapie na / komórkę". Gdyby właśnie w grze, w strojeniu min, w trosce o poetycki make-up wyczerpywała się energia poety, pewnie odłożyłbym zbiór na półkę z wieloma innymi tomikami dwudziestolatków i więcej do niego nie wracał.
Lekkość nie jest jednak jedyną wartością Te Deum. Obok niej pojawia się inna - ważniejsza. Być może należy ją nazwać uwieraniem. W wielu wierszach powraca charakterystyczny ton skruchy i można czytać zbiór jako osobliwą "spowiedź dziecięcia wieku". Zabawa w istnienie okazuje się po prostu męcząca. Liryczne ja mówi o sobie:
"urojone pragnienia urojone głody / kilka nadętych marzeń o wielkości / kilka nadętych marzeń o małości". Charakterystyczne wydają się zwłaszcza pojawiające się w wielu utworach obrazy gry:
"Od lat się oszukuję. To bardzo męczące zajęcie / oszukiwać samego siebie. Spróbuj kiedyś / rozegrać w pojedynkę partyjkę szachów tak, / by wygrać, ani przez chwilę nie będąc po czyjejkolwiek / stronie. Albo zagraj ze sobą w bierki, nie / oszukując. Oszukiwanie siebie jest sztuką [...]".
Obok lekkości pojawia się w omawianym w tomie świadomość niewygody bycia. Gra w samego siebie uwiera - przekonywał o tym cytowany fragment wiersza Bierki, przekonuje też poetycko wyrafinowany Erotyk ponadczasowy:
"Nic by nie było do zniesienia gdybym / nie był bez przerwy kimś innym i gdybyś / nie była kim innym, niż byłaś, gdy myślałaś, / co powiedzieć, kim innym, gdy to mówiłaś [...]". Maski i role, udawanie siebie - wszystko to bywa w poezji Dąbrowskiego osaczone przez nicość, ma w swym tle Nic, które męczy. Świat, w którym porusza się bohater zbioru, okazuje się w rozmaity sposób dotkliwy. W jednym z wierszy staje się kamykiem, w innych - kratą, kostkami prochu, igłami skrzypu. Świadomość bolesnego osaczenia przez nicość stanowi jeden z najważniejszych elementów zbioru. Drugim, nie mniej ważnym jest pragnienie jedności - z sobą samym, z bliską dziewczyną, ze światem, jedności mówienia i działania. Jak czytać poetycką modlitwę:
"Boże, spraw, proszę, żeby Agnieszka kochała / mnie tak, jak mówi. Spraw, bym kochał Agnieszkę / tak, jak mówię [...]"? Na serio? Jako autentyczne wyznanie, wypowiedziane bez cienia pozy? Jak interpretować przejmujący tekst Ecce homo:
"[...] Stacja / trzecia; upadasz za mnie, za moje grzechy, / za grzeszki moje, to niedorzeczne, niesmaczne / i świńskie, co za wstyd, żebyś tak cierpiał za / mój brak wstydu, lenistwo, nałogowe kontakty / z samym sobą"? Znów mamy do czynienia z modlitwą, która może oznaczać koniec gry, początek serio, poczucie winy. Zastanawia mnie powracający w niektórych wierszach motyw przyklęknięcia. Klęczenie jest przecież formą uwierania. Taką jednak, która zyskuje metafizyczną rangę. Jest uwieraniem-przed-Bogiem. Być może chodzi w Te Deum właśnie o to: o wahanie pomiędzy nicością i bytem, rozbiciem i scalaniem, lekkością i ciężarem.
Wojciech Kudyba © by "Twórczość" 2006 | |