Tak oto przeszliśmy od nudy powszedniej, którą odczuwamy jako dyskomfort, do nudy potencjalnej, niewidocznej, przezierającej przez powszednie istnienie. Nie doznajemy jej zmysłami, lecz odkrywamy jej istnienie refleksyjnym umysłem. Cytowany powyżej Unamuno, znalazł dla tej intuicji ważnego sojusznika, Sorena Kierkegaarda. Duński myśliciel, który zainspirował tak wielu, porównuje nudę do melancholii – przypisuje ją pewnemu stanowi egzystencji, który nazywa estetycznym. Żyjący estetycznie człowiek osiąga satysfakcję subiektywną, może nawet szczęście, lecz nie jest ono oparte na upodobaniu do świata; czerpie swe korzyści z tego, czym w istocie się gardzi. Im większa zachodzi dysproporcja pomiędzy subiektywną satysfakcją i umiłowaniem świata, tym większe prawdopodobieństwo, że sojusz ze światem się załamie, a poczucie rzeczywistości ustąpi przykremu poczuciu nicości, nieważności.
O nudzie pisze w niedawno wydanej książce "O gnuśności" filozof Marcin Zdrenka. Omawia między innymi powieść "Nuda" Alberto Moravii. Jest ona, jak to u Moravii, wiwisekcją burżuazyjnego społeczeństwa z jego konformizmem i hipokryzją. Pisarz pokazuje, że regulacja życia bez upodobania życia zaciera w końcu różnicę pomiędzy działaniem i biernością, ekscytacją i nudą, sensem i nonsensem. Wszystko, bez ostrzeżenia potrafi się zmienić w swoje przeciwieństwo. Można nagle odczuć śmiertelną nudę w samym środku ekscytujących wydarzeń. Przeskok ten polega na tym, że nagle zdajemy sobie sprawę, że działamy nie dla dobra, lecz tylko po to, by przysłonić nieprzyjemne doznanie jałowego czasu. Spekulatywne określenie "pusty czas" jest myślowym skrótem, swoistym pars pro toto, na określenie niechęci do świata, załamania się sojuszu pomiędzy światem i osobami.
Gdybyż tylko mieszczaństwo było wszystkiemu winne, gdybyż nuda cechowała tylko społeczeństwo oparte na hipokryzji i nadmiernej regulacji! Ale tak nie jest. Nuda jest zjawiskiem zbyt powszechnym, by przypisać je konkretnej klasie społecznej czy epoce. Niektórzy filozofowie, jak Martin Heidegger, podejrzewali, że problem nudy dotyczy samej faktyczności życia. Jesteśmy jacyś, nasze własności pojawiają się jako coś dokonanego, a nie jako życiowa dynamika otwarta na przyszłość. Dlatego nie mamy pojęcia, co miałoby znaczyć być bardziej sobą: bardziej mężczyzną, ojcem, bratem, a wreszcie bardziej osobą, co podkreślał cytowany wcześniej Unamuno. Inaczej mówiąc, nasze własności obciążone faktycznością, przeszłością i tożsamością "nie otwierają się na przyszłość".
Paradoksalnie, w tym właśnie miejscu można wygłosić pewną pochwałę nudy. Ona nie tylko niepokoi, irytuje i napełnia lękiem; daje też wyzwolenie od mechanicznego życia, od konwencji, tyranii obowiązku. Pochwałę taką wygłosił w mowie do studentów poeta Josif Brodski. Marcin Zdrenka tak streszcza tę wypowiedź:
Nie idzie o to, by absolwenci uniwersytetu wchodzący w dorosłe życie rzeczywiście oddawali się czystej nudzie, czy szerzej: melancholii, ale odwrotnie — by poprzez nudę, którą Brodski rozumie bardzo pojemnie, wyrwali się z beznadziejności codziennej krzątaniny, będącej także formą gnuśności, tyle, że bezmyślnej i znaleźli podstawę do jej przezwyciężenia. Nietrudno zauważyć, że afirmacja nudy sformułowana przed Josifa Brodskiego ma swój pierwowzór w analizach Martina Heideggera. Kiedy w tekście "Czym jest metafizyka" z 1929 roku Heidegger pyta o możliwość uchwycenia ‘całości’ bytu, wskazuje, że jest to możliwe tylko wtedy, gdy nie jesteśmy zajęci ani rzeczami, ani sobą, a zdarza się to w stanach prawdziwego znudzenia: Owo głębokie znudzenie ciągnące się jak milcząca mgła w przepaściach naszej przytomności, pokrywa rzeczy i pokrywa ludzi, i wraz z nimi pokrywa nas samych - sprawiając, że wszystko staje się nam osobliwie obojętne. W znudzeniu tym ujawnia się całość bytu.
Jak dotąd starałem się pokazać, że refleksja popycha nas coraz bardziej w objęcia nudy, pokazując jej nieuchronność. Ale czy nie poniósł mnie zanadto filozoficzny zapał? Mowa tu przecież o przygodnych stanach, które przychodzą i odchodzą, i z którymi jakoś sobie radzimy. Daleko stąd do uroczystych diagnoz, że rzeczywistość sama, całość bytu przejawia w stosunku do człowieka dziwną, nieprzyjazna obcość, że nuda tkwi ni mniej ni więcej tylko w strukturze bytu. Podstawowym argumentem przeciwko filozoficznej wykładni nudy jest to, że jesteśmy istotami pragnącymi. Nuda może zablokować zdolność działania, lecz nie wygasza pragnień. One przekształcają się, trwają w utajeniu i znów rozkwitają. Jeśli ustępują, to innym pragnieniom. Jeśli refleksja nie jest w stanie pokazać sensu przyszłości, to przecież skutecznie czynią to same pragnienia. Leżą one na antypodach nudy: domagają się przyszłości, otwierają się na wszystkie korzystne scenariusze. Kiedy piszę te słowa podchodzi do mnie pięcioletnia wnuczka i oznajmia "Nudzę się!". Nie znaczy to, że wpada w apatię, albo słabną jej pragnienia; znaczy to tylko tyle, że wszyscy są czymś zajęci i nie ma się kto z dzieckiem pobawić. Nuda jest cierpieniem powstrzymanego pragnienia, lecz nie jest bezsensem pragnienia ani pustym światem, w którym nie można go spełnić.