W latach 90. dopiero, po długim okresie milczenia, przypomniało o niej Polskie Radio w osobach Anny Retmaniak i Jerzego Płaczkiewicza - to także dzięki niemu w 2008 roku wydano retrospektywną płytę wykonawczyni. Z natury rzeczy były to ulotne wywiady radiowe. Owszem, interesowali się nią znawcy muzyki estradowej okresu międzywojennego, a także historycy warszawskiego getta, gdzie w czasie wojny znalazła się Gran. Jeszcze kilka lat temu w Internecie było na jej temat bardzo niewiele informacji. Jej nazwisko nie było szerzej znane, została zapomniana.
Przed wojną i w czasie wojny było jednak inaczej. Młodziutka Wiera Gran była popularną wykonawczynią lirycznych piosenek. Wiele z tych utworów było prawdziwymi szlagierami, wiele z nich ona wylansowała swoim charakterystycznym niskim głosem i swoją interpretacją. Jako osiemnastolatka, począwszy od 1934 roku, zaczęła nagrywać płyty w firmie Syrena Rekord, potem także dla francuskiego Odeonu. Począwszy od 1934 do 1939, co roku ukazywały się nowe nagrania Wiery Gran. Wystąpiła też w filmie "Bezdomni" Aleksandra Martena, nakręconym w języku jidisz tuż przed wojną.
Powodzenie estradowe nie opuściło Wiery Gran także w czasie wojny, kiedy skutkiem własnej decyzji znalazła się w getcie warszawskim i tam występowała przede wszystkim w kawiarni Sztuka, a sporadycznie w innych miejscach, m.in. w kawiarni na Siennej, prowadzonej przez Izabelę Czajkę-Stachowicz i w kino-teatrze Femina Jerzego Jurandota.
Z zasady niczyja popularność tego rodzaju nie trwa wiecznie, przychodzą nowe czasy, nowe nazwiska. W przypadku Wiery Gran jednak odchodzenie w niepamięć, czy też spychanie jej w niepamięć, było szczególne. Było wynikiem odium jakie na niej ciążyło, i od którego przez lata, aż do śmierci w 2007 roku, usiłowała się uwolnić. Dziś o Wierze Gran znowu głośno, paradoksalnie z tego samego powodu, który złamał jej karierę, a to za sprawą niedawno wydanej książki Agaty Tuszyńskiej "Oskarżona: Wiera Gran", a ściślej mówiąc za sprawą swego rodzaju skandalu, który książka wywołała.
Holokaust zabrał Wierze Gran rodzinę, matkę i dwie siostry. Ona przeżyła i po wojnie chciała kontynuować pracę w zawodzie. Okazało się to niełatwe, bo obciążono ją oskarżeniem o kolaborację z Niemcami. Usiłowała z tym zarzutem walczyć od razu, jak tylko dowiedziała się o nim, czyniła to na własny wniosek przed prokuraturą i powołanymi do tego instytucjami (Związek Artystów Scen Polskich, Komisja Weryfikacyjna Muzyków, Sąd Obywatelski przy Centralnym Komitecie Żydów Polskich). Z powodzeniem. Śledztwo umorzono z braku dowodów winy, pozytywnie przeszła weryfikację związków twórczych, Obywatelski Komitet Żydów Polskich uwolnił ją od oskarżeń.
Pozostała jednak plotka, trwała i nawet narastała. Gran nie potrafiła z tym żyć. Przez lata walczyła o dobre imię. W Polsce, w Izraelu, niemal wszędzie gdziekolwiek się znalazła, bo oskarżenie rozrastało się jak pleśń. Przed sądem w Izraelu sama wytoczyła sprawę o zniesławienie jednemu z oskarżających ją ludzi, Jonasowi Turkowowi (aktor, reżyser, organizator imprez kulturalnych w getcie, urzędnik Judenratu). Opieszałość sądu sprawiła, że Gran się niecierpliwiła, przed zakończeniem sprawy, w roku 1980 wydała własnym sumptem książkę "Sztafeta oszczerców. Autobiografia śpiewaczki". W istocie była to autobiografa śpiewaczki w niewielkim stopniu, przede wszystkim zaś skrupulatny opis starań o oczyszczenie z zarzutów, ilustrowany tekstami przywoływanych dokumentów, których przybywało przez lata. Wydała ją przed końcem procesu, ten ciągnął się jeszcze do roku 1982, by zakończyć się umorzeniem sprawy. Problem pozostał, trwał w świadomości Wiery Gran i pożerał ją jak trąd. Dla wielu zresztą pozostała trędowata.
Główny kontekst, w jakim mówi się o pracy Tuszyńskiej, to konflikt z Andrzejem Szpilmanem - synem Władysława Szpilmana, pianisty - który wypowiadając się w różnych mediach, zarzuca autorce i wydawnictwu naruszenie dobrego imienia ojca. Pisząc o książce Tuszyńskiej, nie sposób już od tego kontekstu uciec. Warto jednak przyjrzeć się, z jakiego zamiaru książka ta się zrodziła. Już jej tytuł sugeruje, że nie jest to zwyczajna biografia pieśniarki, podobnie jak nie była autobiografią "Sztafeta oszczerców".
"Nie pisałam biografii. Chciałam opowiedzieć jej historię w sposób, w jaki może jej doświadczyć ktoś, kto - jak ja - nie przeżył wojny, a jednocześnie z racji rodzinnych uwikłań przez lata 'nie wychodzi z getta'. To nie jest monografia artystycznych dokonań Wiery Gran, to moje z nią spotkanie, osobiste rachunki z czasów zagłady, której nie dane mi było doznać, a która jest niezmiennie obecna w każdym z moich życiowych wyborów" - pisze Tuszyńska w podziękowaniach, zastępujących poniekąd posłowie do tej publikacji.
Nie biografia, nie monografia, a spotkanie. Spotkanie dwóch osób, z których młodsza usiłuje zrozumieć starszą. Może nawet bardziej rozszyfrować niż zrozumieć. Także Agata Tuszyńska, obok Wiery Gran, jest bohaterką tej książki. Do pierwszego z cyklu spotkań w okresie kilku lat doszło wiosną 2003, jak pisze Tuszyńska, po wielu prośbach i naleganiach z jej strony. Nie od razu została wpuszczona do mieszkania Gran.
"Nie zapraszam. Nie wpuszczam. Pani jest jedyna, a potem zawsze bardzo żałuję."
Skądinąd nietrudno zorientować się, że Tuszyńska nie była jedyna. W schyłku życia Wierą Gran interesowała się niejedna osoba. Życiorys starzejącej się pieśniarki, taka jest kolej rzeczy, nabierał wartości jako temat, w miarę jak jej przybywało lat. Gran miała świadomość tego, że do jej drzwi kolejne osoby pukają wiedzione ciekawością. Obawiała się ich, ale zarazem bardzo potrzebowała tego, by ktoś jej wysłuchał, zarejestrował co mówi, a potem upublicznił i tym samym pomógł. Odpychała i przyciągała zarazem.
W 1991 roku Jerzy Płaczkiewicz, muzykolog, zajmujący się specjalnie historią tanga, nagrał w jej mieszkaniu długi wywiad dla radia, dziś można odnaleźć to nagranie w Internecie. Dwa lata później Gran rozmawiała z dziennikarką radiową Anną Retmaniak. W roku 2001 nawiązał z nią kontakt Aron Halberstam, rabin, któremu zaufała na tyle, że powierzyła mu swoje archiwum, czy też część tego archiwum. W kolejnych latach Gran spotykała się w swoim mieszkaniu z Joanną Szczęsną z "Gazety Wyborczej" (jesienią 2006 roku) i pisarzem Remigiuszem Grzelą, oboje kontaktowali się już nie tylko z Gran, ale i z Halberstamem (Szczęsnej użyczył on, co łatwo sprawdzić, zdjęcia z archiwum do zilustrowania artykułu, Grzela zaś wspomina na swoim blogu o tym kontakcie).
Owocem rozmów Remigiusza Grzeli z Wierą Gran jest wydana w 2007 powieść "Bądź moim Bogiem", w której znalazł się obszerny wątek inspirowany życiorysem artystki, z natury rzeczy jednak wzięty w cudzysłów, jako fikcyjny. Joanna Szczęsna opublikowała na jej temat artykuł ("Piętno", GW, 1 czerwca 2008) już po śmierci rozmówczyni, poniekąd uzupełniła go później kolejnym, już w kontekście książki Agaty Tuszyńskiej ("To nie była agentka", GW, 24 listopada 2010).
Książkową publikację zapowiadał od pewnego czasu Aron Halberstam i nie jest wykluczone, że w końcu tę zapowiedź spełni. Po śmierci Wiery Gran mówił w wypowiedzi dla francuskiego radia RFI (www.rfi.fr), że zdeponowane u niego archiwum liczy ok. 6 tysięcy listów, 40 brulionów zapisków i wiele innych dokumentów. Były też w ostatnich latach, poprzedzone rozmowami, przymiarki do nakręcenia filmów dokumentalnych o Wierze Gran, reżyserek Marii Sartowej i Bożeny Garus-Hockuby. To dość, by stwierdzić, że Gran nie zamykała się przed ludźmi tak bardzo, jakby mogło na to wyglądać.
Faktem jest, że to Agata Tuszyńska opublikowała najobszerniejszy, jak dotąd, materiał o życiu Wiery Gran, zasługujący na uwagę nie tylko dlatego, że wzbudza kontrowersje, i wydała go w renomowanym wydawnictwie. Za jej sprawą więc dramatycznej historii Gran utorowana została droga do czytelnika. Pewnym zaskoczeniem jest jednak, że w książce Agaty Tuszyńskiej nie ma śladu, by korzystała z archiwum Halberstama, nie ma odwołań do tego źródła. Być może nie zostało ono pisarce udostępnione. Czy, skutkiem tego, nie miała więc zbyt wycinkowego wglądu w istniejące materiały dotyczące życia Wiery Gran? Czy dysponowała wystarczającym materiałem, by pokusić się na opisanie tego, co nazywano "sprawą Wiery Gran"?
Pewnym zawodem jest ponadto, że w książce nie znalazło się miejsce na prześledzenie estradowej kariery bohaterki, jest to wzmiankowane jedynie marginalnie. A zatem, mimo tej publikacji, informacje o Wierze Gran jako artystce wciąż pozostają znane jedynie w kręgach specjalistów. Dla Agaty Tuszyńskiej Wiera Gran jest interesująca przede wszystkim w kontekście problemu: była czy nie była na usługach gestapo. Interesują ją jedynie koleje życia i kluczowy problem. Ewentualnie jeszcze to, jak z pięknej, utalentowanej kobiety, artystki doświadczającej popularności, przemieniła się w zaniedbaną, niesympatyczną, dręczoną obsesją staruszkę, co było skutkiem wydarzeń z przeszłości.
Czytelnicy otrzymali książkę interesującą, klarownie i z pewnym rozmysłem skomponowaną. Atrakcyjną ponadto pod względem graficznym. Podkreślić trzeba, że książka Agaty Tuszyńskiej ma kilka warstw. Po pierwsze jest relacją ze spotkania dwóch kobiet. Dziwne to spotkanie, niby sprawa idzie o przełamywanie nieufności, jakby gra między nimi. Gra o zaufanie. To relacje autorki z wizyt u Gran, zapis wrażeń, jakich doznawała, przebywając w maleńkim, zagraconym i zaniedbanym mieszkaniu starszej pani, to także owa gra o zaufanie między dwiema kobietami rozpisana, jak w prozie literackiej, na dialog i narrację. W tej warstwie książki Agata Tuszyńska sięga po tę samą formę w gruncie rzeczy, co w swojej powieści Remigiusz Grzela. To literacka fikcja żywiąca się realnością. Różnica jest właściwie tylko w stopniu empatii dla rozmówczyni, u Remigiusza Grzeli zdecydowanie większej niż u Tuszyńskiej.
Przemyślana, ale też i nieco zaskakująca, strona graficzna książki to dopełnienie owego "spotkania". Paradoksalnie, są nim szczególnie zdjęcia zrobione przez autorkę już po śmierci Wiery Gran w jej mieszkaniu. Oprócz zwykłych zdjęć z przeszłości, zdjęć Wiery młodej i ładnej, zdjęć z ostatnich lat Wiery starej i zaniedbanej, kilku dokumentów i plakatów, obwolut płyt i wycinków prasowych są też inne, to właśnie fotografie z mieszkania. Często jedynie zdjęcia detali rozsiane po książce jak ozdobniki. Nie tyle zamieszczone, co wkomponowane, drzwi z zamkiem i łańcuchem, który tak trudno było sforsować, zbieranina zasuszonych roślin mających służyć do ozdoby, zagracone półki z drobiazgami, zardzewiała latarka, stara widokówka, pęk kluczy, słuchawka telefoniczna, torebka, rozdarte pudełko zapałek, sztuczne rzęsy, szminki, wieszaki, nade wszystko 9 czy 10 par zniszczonych, zabiedzonych butów. Zapewne ma to być metafora tego, co zawiera popularne powiedzenie, że trzeba "wejść w cudze buty", by kogoś naprawdę zrozumieć. Te zdjęcia prywatnych drobiazgów, na wpół śmieci czasem, robią wrażenie, są wstrząsające. Są także niestosowne, to już nie spotkanie dwóch kobiet, to świadectwo buszowania po śmierci w cudzej prywatności. To wścibstwo, które nie ma nic wspólnego ze "sprawą".
To jedna warstwa książki. Jest i druga - już zwyczajnie biograficzna, powstała na podstawie relacji bohaterki, relacji zarówno mówionej, jak i pisanej. Tuszyńska bowiem w stopniu znacznym korzysta wprost z książki napisanej przez Wierę Gran i wydanej przez nią własnym sumptem, czasem książkę tę cytuje, w licznych fragmentach przytacza, już nie na prawach cytatu, spisane tam relacje Gran w formie prawie dosłownej. Szczególnie dużą wierność temu źródłu zachowuje, relacjonując losy swojej bohaterki od wybuchu wojny do jej wyjazdu z Polski w 1950 roku. Poza tymi przytoczeniami są u Tuszyńskiej także dosłowne, zaznaczone graficznie cytaty, wypowiedzi Gran w pierwszej osobie. Nie zawsze jest jasne skąd pochodzące, z zapisków Gran, czy z zapisu magnetofonowego jej rozmówczyni. Mimo bowiem pozorów rzetelności Tuszyńska nie zawsze podaje źródło cytatu, także wtedy, gdy dotyczy to wypowiedzi innej osoby, nie Gran.
Czytelnik ma prawo zadać sobie pytanie, skąd w książce, tak starannej na pierwszy rzut oka, tak dalece idąca niefrasobliwość, nonszalancja w przytaczaniu źródeł. Trochę to, w wybranych fragmentach, jakby powieść, ale przecież ostatecznie nie powieść, więc zazwyczaj stosowane w publikacjach dokumentalnych zasady powinny obowiązywać. Bagatelna to może sprawa, gdy dotyczy niekontrowersyjnych, zwykłych spraw. Gorzej, gdy taka kontrowersja ma miejsce. A w przypadku "sprawy Wiery Gran" ma miejsce.
Przede wszystkim trzeba wspomnieć o słowach, które burzę wokół książki Tuszyńskiej wywołały, dotyczących Władysława Szpilmana, a w których pada oskarżenie go o współpracę z gestapo jako policjanta w ostatnich dniach istnienia getta, oskarżenie o zachowanie godne potępienia. Tuszyńska na stronie 122 swojej książki zamieszcza fragment oskarżający Szpilmana, jako relację Wiery Gran, datując tę wypowiedź na rok 1996. Nie podaje źródła, nie wiadomo skąd ten zapis pochodzi. Padł w rozmowie, został zaczerpnięty z zapisków artystki? Zestawia ten fragment z cytatem ze "Sztafety oszczerców" (nawiasem mówiąc, nie całkiem dosłownym, co można sprawdzić w książce Wiery Gran na stronie 34), gdzie, owszem, relacja jest podobna, "Tę haniebną robotę wykonywały ręce... pianisty" - pisze Gran. Nie jest to jednak to samo, co imienne oskarżenie. Takie nie pada w książce Gran. Pada w książce Tuszyńskiej.
Tu czas na "po trzecie", kolejną warstwę książki, relację z dziennikarskiego śledztwa, jakie Tuszyńska pisząc ją, przeprowadziła. Różne były wątki tego śledztwa i różny jest stopień jego dokładności i rzetelności. W "Sztafecie oszczerców" Wiera Gran opisuje swoją walkę o dobre imię, o oczyszczenie z zarzutów o kolaborację z gestapo i Urzędem ds. walki z Lichwą i Spekulacją, tzw. 13-tką, żydowską przybudówką gestapo w getcie. Przytacza wiele dokumentów mających świadczyć o jej niewinności. Nie wszystkie z nich w książce Agaty Tuszyńskiej odnajdziemy. Nie ma np. listu i oświadczenia warszawskiego prokuratora Adolfa Dąba, który nadzorował śledztwo w sprawie Wiery Gran w 1946 roku, a który na jej prośbę podczas procesu w Izraelu zaświadczył o jej niewinności, a także świadectw innych osób, które się w izraelskie potyczki Gran zaangażowały, tak po jej stronie, jak po przeciwnej. Niektóre z tych nazwisk nawet nie padają w książce Tuszyńskiej, a dla Wiery Gran przecież spotkania z tymi ludźmi miały dużą wagę. Trudno dociec, do których z dokumentów Tuszyńska nie dotarła, które uznała za mało ważne, lub może przydługie i nużące. Jak dokonała selekcji do własnej publikacji. Epopeja izraelska, na którą Gran strawiła wiele lat życia, jest jakby potraktowana przez Tuszyńską po macoszemu. Można chyba zaryzykować hipotezę, że okres ten zapisany w biografii samej Gran wydał się jej mało ciekawy, bo właściwie była to nieustanna szarpanina z prawnikami, sądem, stosy pisanych drętwym językiem obszernych dokumentów.
Agata Tuszyńska prześledziła natomiast kwestię, czy istotnie Szpilman oskarżał Wierę Gran o kolaborację (że czynił to Turkow, jest pewne). To śledztwo dało ciekawy wynik. Otóż Tuszyńska zamieszcza fragmenty korespondencji z 1976 roku Jonasa Turkowa z niejakim Kazimierzem Netzlem, którego Turkow prosi, by zwrócił się do Ireny Sendlerowej o potwierdzenie, że w "Biuletynie Informacyjnym" AK była informacja jakoby wskazująca na winę Wiery Gran. Sprawa jest ważna, bo autorytet Sendlerowej, która w 1983 roku złożyła w Żydowskim Instytucie Historycznym oświadczenie - nie oparte ani na żadnej bezpośredniej wiedzy, ani na komunikacie Biuletynu AK, bo nigdy takiego nie odnaleziono - przeciwko Wierze Gran, jest dla wielu argumentem rozstrzygającym. Warto zwrócić uwagę, że Netzel z kolei w imieniu Turkowa prosi Irenę Sendlerową, by skontaktowała się ze Szpilmanem, bo on wie sporo o winie Gran. Dziwna dosyć prośba, zważywszy to, co można usłyszeć z ust samego Szpilmana w filmie dokumentalnym Marka Drążewskiego z 2004 roku "Władyslaw Szpilman 1911-2000. Własnymi słowami", gdzie każdy na własne uszy może usłyszeć (stosowny fragment filmu zamieszczono na portalu YouTube), jak Szpilman jasno mówi o tym, że o kolaboracji Gran nic nie wiedział, dopiero po zakończeniu wojny powiedział mu o tym... Turkow. "On wiedział, a ja nie", dziwi się Szpilman.
Czy Turkow więc mógł z czystym sumieniem kierować kogokolwiek po potwierdzenie do Szpilmana? Nie miał prawa, bez wątpienia. Czy Szpilman jego życzenie spełnił? Czy wobec Sendlerowej oskarżył Gran o rzeczy, które znał ze słyszenia? Wydaje się, że raczej nie, skoro w nagranej wypowiedzi nie potwierdził takiej wiedzy, a powołał się na Turkowa. Podobnie zeznawał w procesie Gran w 1946 roku. Tuszyńska dotarła jednak do dokumentów z archiwów UB z 1969 roku, do streszczenia "rozmowy operacyjnej" oficera, w której Szpilman świadczył o winie Gran, jakby miał tego całkowitą pewność i wystarczającą wiedzę. Żal Wiery Gran do niego nie był więc może całkiem bezzasadny.
Niewątpliwym sukcesem autorki w badaniu przeszłości jest dotarcie do informacji o mężu Gran (czy też partnerze, bo nie udało się ustalić, czy związek był sformalizowany), Kazimierzu Jezierskim. Ten, który ratował z getta i potem chronił Wierę Gran po aryjskiej stronie, jak się okazało sam był Żydem, co jeszcze bardziej komplikuje cały obraz ich wzajemnych relacji.
Trudno nie docenić pracy Agaty Tuszyńskiej, jaką włożyła w zebranie materiałów do książki o sprawie Wiery Gran. Nie można zarzucać jej, że nie wyjaśniła wszystkiego do końca, bo być może jest to niemożliwe. Warto jednak zdać sobie sprawę, że mamy do czynienia ze swego rodzaju hybrydą pod względem formalnym. Trochę prozy, trochę dokumentu, trochę nawet fotograficznych kolaży. Ani to do końca wiarygodny dokument, bo przejawia zbyt nonszalanckie traktowanie źródeł, ani do końca literatura piękna (w której nonszalancja jest dopuszczalna). Trudno oprzeć się wrażeniu, że Agata Tuszyńska nie sprostała zadaniu, którego się podjęła, nie dotarła do wszystkich dokumentów, być może nie przekonała do siebie niektórych osób, a osobliwa i błyskotliwa forma tej publikacji służyć ma zatuszowaniu tych braków.
Wszystkim, którzy zainteresują się tematem książki warto podpowiedzieć, żeby sięgnęli także do innych dostępnych źródeł, a przynajmniej do artykułów Joanny Szczęsnej.
Autor: Ewa Nawój, kwiecień 2011
Postscriptum
Książka budząca wiele kontrowersji. Wiekowa Wiera Gran wspominała w niej, że w momencie likwidacji getta wśród żydowskich policjantów dostrzegła sławnego pianistę, jej akompaniatora w kawiarni Sztuka:
"Wśród nieludzkich, rozdzierających krzyków, milicjanci żydowscy wywlekali siłą wszystko, co nosiło głowę na karku. Na widok okładanej pałką kobiety, miałam ochotę krzyczeć! Tę haniebną robotę wykonywały ręce… pianisty! Widziałam go jak na dłoni! Przeżył wojnę. Doskonale mu się powodzi. Chcę by wiedział, że widziałam. Choć mam dane przeciw niemu, nie czuję potrzeby bezlitosnej zemsty."
Wiera Gran nie wymieniła jego nazwiska, jednak autorka książki dopowiedziała, że jej bohaterka miała na myśli Władysława Szpilmana. Rodzina pianisty zaskarżyła autorkę książki i Wydawnictwo Literackie o zniesławienie. W listopadzie 2014 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie w prawomocnym wyroku oddalił pozew wdowy po Władysławie Szpilmanie. "Swoboda twórczości literackiej i prawo do wolności wypowiedzi są ważniejsze niż kult pamięci po zmarłym" – uznał sąd. W lutym 2016 roku rozpatrujący skargę kasacyjną Sąd Najwyższy uchylił ten wyrok i przekazał sprawę sądowi niższej instancji do ponownego rozpatrzenia. 29 lipca 2016 roku sąd apelacyjny częściowo uwzględnił pozew i uznał, że Agata Tuszyńska i Wydawnictwo Literackie muszą przeprosić wdowę oraz syna za naruszenie ich prawa do kultywowania pamięci o zmarłym jako o dobrym człowieku. Sąd nakazał też, by wydawca w kolejnych dodrukach książki usunął kilka stron, na których padają oskarżenia pod adresem Władysława Szpilmana.
Aktualizacja: jrk, sierpień 2016