I jaki był efekt po trzech miesiącach?
Bardzo zmieniłem sylwetkę, wszystkie ubrania na mnie wisiały, to było ekstra. Bardzo dobrze się też czułem. Dieta była skrajna, ale po trzech miesiącach myślałem, że przy niej zostanę po powrocie. I myślę, że gdybym był singlem, mógłbym to kontynuować, ale jednak chodzi o zwyczaje. Jadąc na rezydencję, masz czystą kartę – nie znasz środowiska, zwyczajów, nie masz ulubionych miejsc, przyjaciół. Po powrocie pojawia się dużo ”utrudniających” czynników.
Jedna ze zmian była taka, że trening dostarczał mi dużo radości, bo to też wytwarza endorfiny, a ja okroiłem się z większości innych jej źródeł: nie piłem alkoholu, nie jadłem słodyczy. W zasadzie najsmaczniejszą rzeczą, jaką jadłem, było jedno jabłko dziennie - nagroda za trening. Ostatecznie było to bardzo pouczające.
Ścisłą dietę odpuściłeś, ale nie przestałeś ćwiczyć?
Przez pewien czas nie, ale w pewnym momencie to, do czego dążyłem, czyli intensywna praca w polu sztuki, sprawiło, że projekty zaczęły się na siebie nakładać i musiałem odpuścić. A kiedy nie ćwiczy się przez miesiąc, strasznie trudno powrócić do miejsca, w którym było się wcześniej. Teraz więc mam swój naturalny rytm zgodny z porami roku. Przychodzi jesień, później zima, kiedy jestem naturalnie mniej aktywny i nie walczę z tym, po prostu się temu poddaję. Nie czuję się z tym źle, bo później przychodzi maj i zaczynam ćwiczyć.
Pierwszą rezydencję traktowałeś ambicjonalnie, ale w praktycznie każdym twoim projekcie dotykającym kultury fizycznej powraca metafora świata sztuki i dążenia do sukcesu.
O sukcesie chciałbym mówić w cudzysłowie, bo nie wierzę w sukces w sztuce. Nie chcę generalizować, ale mam poczucie, że cokolwiek robię, poprzeczka automatycznie się przesuwa. Trawa u sąsiada jest zawsze zieleńsza. Całe środowisko jest mocno fasadowe, wszystkie galerie, instytucje, artyści tworzą postawy, które w mediach społecznościowych mogą wyglądać jak szalone kariery. Wydaje ci się, że wszystkim się doskonale wiedzie, a później po rozmowie z nimi wszystko sie weryfikuje. Więc co innego się widzi, co innego opowiada, a pewnie prawda jest jeszcze gdzie indziej.
Kiedy dostałem maila w sprawie rezydencji w Szkocji, na którą wybrano mnie spośród około dziesięciorga artystów z Polski, od razu pomyślałem, że pewnie nikt nie wysłał portfolio. Tak to działa – dopóki coś jest nieosiągalne, to jest atrakcyjne, a kiedy jest w zasięgu – przestaje. No i czym w ogóle na tym polu jest sukces?