Choć tych wcale nie trzeba przekonywać. Dla producentów filmów dokumentalnych kinowa premiera jest bowiem szansą na zarobienie pieniędzy, dzięki którym mogą odzyskać część kwoty zainwestowanej w realizację. Jeśli producent sam jest dystrybutorem filmu (a zdarzają się takie przypadki), połowa wpływów z biletów trafia do jego kieszeni. Przy dwudziestotysięcznej widowni zysk producenta sięga wówczas co najmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych. W przypadku filmów, których koszt realizacji wynosi często 250-400 tysięcy złotych, są to kwoty niebagatelne. I wydają się tym większe, że telewizje płacą dziś bardzo niewielkie pieniądze za prawo do emisji dokumentów.
Nowe wyzwania?
W książce "Świat Andrzeja Fidyka" Fidyk, jeden z najpopularniejszych twórców dokumentalnych w Polsce, celnie wskazuje różnice pomiędzy filmem dokumentalnym realizowanym dla telewizji i dla widowni kinowej.
W telewizji najważniejszy jest początek, w kinie – koniec. Telewidz dysponujący pilotem, jeśli początek filmu nie zainteresuje, zmieni kanał. Nie dotrwa do puenty, nawet najlepszej. W kinie inaczej: widz nie jest głupi i jeśli wydał pieniądze na bilet, dosiedzi do końca. A wtedy może się upajać rozwojem akcji oraz doczekać suspensu".
Fakt, że polskie dokumenty coraz częściej trafiają do kin, powinien zatem zmieniać ich artystyczną formę i sposób opowiadania. Czy jest tak w rzeczywistości? Niekoniecznie. Polski dokument, nawet ten telewizyjny, zawsze miał mocną autorską tradycję. Tu sposób ujęcia tematu był często równie ważny, jeśli nie ważniejszy, niż sam temat.
Polska szkoła filmowa wyniosła dokument do rangi sztuki. Filmy dokumentalne nie musiały spełniać walorów edukacyjnych, bywały raczej impresją niż wykładem na konkretny temat. Aby dostrzec różnicę między polską a choćby brytyjską szkołą dokumentu, wystarczy zestawić ze sobą obrazy Karabasza czy Łozińskiego z dokumentami produkowanymi BBC, w których teza wydaje się klarownie wyłuszczona, a dopełnieniem obrazu i dokumentalnej obserwacji jest czytany przez lektora komentarz.
Być może właśnie na tym polega sekret polskiego kina dokumentalnego i jego rosnącej popularności w kinach – rodzime dokumenty zawsze były utworami kinowymi, takimi, które nie próbują łasić się do niego, ale uwodzą głębią, atmosferą i prawdą, która mówi sama za siebie.
Przepis na sukces
A co dziś przyciąga widzów do kin? Głównie temat. Najlepiej historyczny lub religijny. Wśród największych dokumentalnych hitów ostatnich lat znajdziemy aż trzy filmy poświęcone Janowi Pawłowi II. "Świadectwo" Pawła Pitery z 2008 roku przyciągnęło do kin aż milion widzów, wspomniane już "Jan Paweł II. Szukałem was…" obejrzało 378 tysięcy osób, a "Apartament" – 135 tysięcy.
Nieco gorzej, ale wciąż dobrze, sprzedaje się historia, o czym przekonują kinowe premiery filmów o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim, Czesławie Niemenie, Janie Karskim czy o powstaniu warszawskim.