[Roman Śliwonik Dom z wierszy. Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2006, ss. 112.]
Roman Śliwonik wydał swój siedemnasty zbiór wierszy. Razem z prozą zbliża się do trzydziestu wydanych książek. Ale nie o buchalterię mi idzie. O inną refleksję. Jeśli przypomnimy sobie, że temu poecie w przyszłym roku stuknie pół wieku od wydania pierwszej książki (Ściany i dna, 1958), to można by tę twórczość nazwać "nieśpieszną"; bardziej skupioną na pisaniu niż na "sprzedawaniu się". To cecha "poetów skupionych", nie wspinających się przez całe życie na wysokie schody blichtru, lecz schodzących w głąb siebie, w piwnice czucia i losu, gdzie w bladym światełku lampki poznania tli się coraz to nowa zadra wiersza.
Piszę to z przejęciem, gdyż dawno już nie czytałem wierszy Romana. A przecież gdy wkraczałem w literackie szranki, on był już dla mojego pokolenia klasykiem. I "Współczesność", z którą się związał, była już legendą. O wierszach Śliwonika pisali bodaj najlepsi krytycy tej epoki, z Julianem Rogozińskim włącznie... Teraz mi się to wszystko przypomina i wraca cała nostalgia za tamtymi latami tworzenia. Jest jeszcze jeden powód do wzruszenia: przecież Śliwonik swój pierwszy wiersz "prasowy" wydrukował właśnie na łamach "Twórczości" w 1955 roku. Tak, "mamy swoich poetów"...
Mamy od tylu już lat. Maciej Krassowski na skrzydełku książki pisze, że "jest to poezja wciąż w fazie ewolucji, rozwoju, stawania się"... Tak, to prawda. Widzę to wyraźnie; ten tom - Dom z wierszy - jest w swej warstwie inspiracyjnej echem dnia, echem kolejnych pejzaży i wydarzeń w życiu autora. Ale nie są one "przykładane" do starych, wypróbowanych w tej poezji rozstrzygnięć egzystencjalnych; Śliwonik niemal za każdym razem szuka, pozostając w swym języku, Nowego Przeżycia. Tu tkwi tajemnica owej świeżości. Doznanie nigdy nie jest zamknięte w szablon czy moduł, ono za każdym razem jest "szyte na miarę". Jakby każdy wiersz lub tomik miał być nowym kluczem do siebie i do świata, nowym otwarciem życiowych rachunków.
Jedną z tajemnic Romana Śliwonika jest dar definiowania. Przejść koło kamienia umie każdy. Ale dostrzec nagle w tym kamieniu coś osobliwego i nazwać to tak celnie, że aż "wywołać nową rzeczywistość" - umie tylko dobry, bardzo dobry poeta. Ten poeta pisze na przykład:
"Kiedy kobiety patrzą w niebo / To może dlatego / że jest tu nisko / i że karki już bolą / od pochylania się nad wszystkim / nad zgonem / nad kołyską / nad miłością i nad umarłymi / nawet nad czymś niepojętym / nad wierszem którego nie ma / i to coś kobiety / potrafią zatrzymać / i jeszcze dlatego / patrzą w niebo / żeby zobaczyć tajemnicę"... Tak, to jest cały wykład na temat "Kiedy kobiety patrzą w niebo", wychodzący przecież od "analizy" mechanizmu prostowania zgiętych karków. Jaka prosta jest "tajemnica wiersza": wystarczy przyglądać się związkom małym i ukrytym. Ba!
I wtedy odkrywać ich wielkość, jak w wierszu Zaklinanie:
Męczą mnie małe miejsca Są piękne
Wiem co znaczą I dlatego odsłaniam je z cienia
znaczą że życie miało być pustym zaklęciem
a małe miejsca Były przeznaczeniem
Miejsce i przeznaczenie. Tak, leitmotivem tego tomiku jest Dom. Dom jako dach, jako azyl, jako usytuowanie, jako port, jako trwanie, jako constans, jako bezpieczeństwo, jako królestwo, jako ciepło losu... Dom jako definicja. Jest to umocowanie masztu na szalejącym oceanie, posadzenie drzewa na falującym od wiatru stepie. Dom jako spokój i ład:
Życie które składa się
z zamiany kilku miejsc Okolic
z kilku mieszkań W różnych domach
otoczonych ogrodem Lasem albo polem
nie jest życiem
Tu mała dygresja: poetą, który całą swoją twórczość poświęcił toposowi domu odmienianemu przez wszystkie zdarzenia i możliwości jest Tadeusz Wyrwa-Krzyżański. Krytycy pisali nawet o nim jako o twórcy gatunku zwanego "sadybizmem". Poezje Wyrwy i Śliwonika są jednak nieporównywalne w ich języku. To moje ważne doznanie: dom jako wartość egzystencjalna i jako metafora losu przewija się jednak - jak widać - we współczesnej poezji.
Chyba szczególnie w poezji pełnej traumy, a taką jest poezja Romana Śliwonika. Tutaj w tle śmierć czyni swoje porządki. Zabiera Matkę i zostawia po niej puste, obrażone na cały świat mieszkanie. Wybiera przyjaciół... Ale jak Roman pięknie pisze, że oni żyją w nim i umrą po raz drugi wraz z jego śmiercią. I w tej traumie doświadczeń, w tej melancholii i spleenie przemijania jednak jest poetą horacjańskiego optymizmu. Stale jakaś jasność wraca w te wiersze, lekkość, błękit, uspokojenie. Radość życia nie jest tu jednak łatwym pocieszeniem, raczej kołem zamachowym, a potem ta lokomotywa w burzy przeciwstawnych piorunów i rozjaśnień toczy się bardzo spokojnym tonem ku własnej mądrości.
Śliwonik jest Mędrcem. Jego poezja w rozmaitym stopniu operująca konkretem, reizmem, faktem, "fabułą" to jednak moralitet filozoficzny na temat przemienności życia i śmierci, sensu i bezsensu, ognia i popiołu. Aż się boję wypisywać tu coś takiego: przecież każda dobra poezja jest "o tym samym". No i chwała Bogu; to tak jak z piękną kobietą: każda jest piękna inaczej. Śliwonik znakomicie i niepowtarzalnie opowiada pars pro toto; umie wyjść od drobiazgu, by podnieść go do wyżyn znaczenia. To zresztą wynika ze znajomości życia, z "ucha na życie", dziesięciu z nas przejdzie obojętnie mimo jakiegoś drobiazgu, a On zrobi z tego wiersz metafizyczny.
No, to słowo musiało paść w tej recenzji. Śliwonik jest metafizykiem czułym, ale nie histerycznym, przejętym, ale nie egzaltowanym, pogodnym, ale nie "lekkodusznym".
W tomie Dom z wierszy jest wyjątkowo wiele tekstów autotematycznych. Niektóre nawet zostały ujęte w osobny cykl "W podziemiach wierszy". Są bardzo ważne. One wyznaczają bowiem definicję poezji wykraczającą poza jej "byt literacki". Poezja to coś więcej - to formuła istnienia i język dialogu z desygnatami Bytu. Kojarzy mi się to z powrotem do źródeł pojęcia kreacjonizmu - poeta, czyli homo creator? Tak, tę powagę i tę charyzmę pisania widać tu gołym okiem. To one są owym "małym miejscem" wewnątrz Śliwonika, które steruje wielkim przeznaczeniem.
I te spory o pojęcia losu wymieszane ze zdarzeniami życia, o ton wiersza i strojenie emocji - ach, ileż w tym wiwisekcji z zakresu etyki i poetyki. Szczególnie polecam poruszający wiersz Prawdziwość mojej pracy, w którym pojawia się rozróżnienie pięknej rozpaczy od rozpaczy zwykłej i wysnuty z tego mocny, pouczający morał: "zwykła rozpacz to uczciwość wiersza"...
Kluczem do zrozumienia wagi tych przesłań jest ostatnia strofa tomu:
[...] jest to wszystko
w wielkiej samotności naszej
kiedy stoimy w nocy wielkiej przestrzeni
naprzeciw Boga
prosząc o zesłanie wiary
tak pełnej
że mogłaby przynieść ulgę
Piszę bez uniesienia: Dom z wierszy to książka wybitna!
Leszek Żuliński © by "Twórczość" 2007 | |