Rzeczywistość wcale tak nie wygląda, ale myślę, że gdyby przeprowadzić badania socjologiczne dotyczące Konkursu Chopinowskiego to procent osób, które sięgają po muzykę klasyczną w takich ilościach, tylko raz na pięć lat byłby powalający. To dlatego, tak mi się wydaję, iż pokotuje pogląd, według którego muzyki nazywanej poważną trzeba słuchać w wyjątkowym skupieniu, wyciszeniu i z uwagą. Raz na pięć lat bierzemy dyspensę i pianiści brzdąkają nam 10 godzin na dobę, z czego kilka godzin nie jest brzdąkaniem tylko konkursową grą. Pianista nie ma wpływu na to czy gra, czy brzdąka – wszystko zależy od naszej percepcji, która jest, śmiem twierdzić, przez kilkunastogodzinne słuchanie muzyki mocno tępiona. Zwracamy, co prawda, uwagę na dziwne szczegóły, ale trudniej uchwycić jest nam całość utworu – jego ideę, konstrukcję, narrację.
Jak ma do tego podejść dziennikarz, krytyk, komentator? Radio i telewizja komentują Konkurs na bieżąco; krytycy, ale także muzykolodzy i pianiści obcujący z szopenowską materią na co dzień. Poza tym komentatorami stali się także internauci, którzy podczas występu komentują występy pianistów: niektórzy wyrażają swoje zdanie używając języka opisowego, starają się opowiedzieć o zasłyszanej muzyce i swoich emocjach, inni, prawdopodobnie pianiści lub byli pianiści, wygłaszają sądy precyzyjne, dotyczące danego fragmentu, artykulacji, braku albo nadmiaru konkretnych dźwięków (częściej można spotkać oceny negatywne niż wyrazy uznania, chociaż jak grają polscy pianiści to proporcje się zmieniają, taki mamy klimat). Ja wolę trochę poczekać, przespać się z Konkursowymi wykonaniami, wcześnie wstać i zabrać się do pracy. Wcześnie, bo trzeba zdążyć przed przesłuchaniami, które też zaczynają się wcześnie... To może doprowadzić do sytuacji, w której swoich kilka słów trzeba napisać, bo opinii Jury, która wyeliminowała nie dość sprawnych uczestników Konkursu. Dlatego skomentuję na sportowo i powiem tylko, że Szymon Nehring, Charles Richard-Hamelin i Georgijs Osokins (występ o niebo lepszy niż ten z pierwszego etapu!) powinni spotkać się w finale, może nawet na podium.
10 października. Trzech Polaków, dwoje Amerykanów
Drugiego dnia drugiego etapu eliminacji wystąpiło aż trzech polskich pianistów. Na początku wystąpiło dwóch pianistów, którzy zdobyli ex aequo drugie miejsce na Ogólnopolskim Konkursie Chopinowskim. Pierwszy był Łukasz Krupiński, który zwrócił na siebie uwagę wyborem granych nadzwyczaj rzadko utworów. Rozpoczął od dwóch polonezów (Polonez cis-moll op. 26 nr 1 i Polonez es-moll op. 26 nr 2), potem Etiuda f-moll z ''Trois Nouvelles Études'' (chyba nigdy nie słyszałem tej kompozycji na Konkursie, szkoda, bo pianiści mogliby się popisać), a na koniec zabrzmiały utwory znane o wiele lepiej, czyli Walc Es-dur op. 18 i Barkarola Fis-dur op. 60. Niestety nic nie zabrzmiało olśniewająco, szkoda – pianista potrafi wydobyć brzmienie i barwę instrumentu, ale nie udaje mu się poprowadzić całości utworu. Słuchanie Krupińskiego w pierwszym etapie było interesującym przeżyciem, pianista walczył z tremą i muzyczną materią, tym razem było po prostu średnio. Krzysztof Książek również skomponował ciekawy program (Fantazja f-moll op. 49 – cztery wczesne Mazurki, rzadko wykonywane w trakcie Konkursu – Walc As-dur op. 42 – Polonez fis-moll op. 44). Szczególnie mazurków słuchało się bardzo przyjemnie, pianista umiejętnie uchwycił jego śpiewność i uwypuklił ich harmonię. W jego grze słyszę tylko jeden kłopot, zbyt dużą prędkość (trudno uchwycić to inaczej) i siłę gry, co powoduje, że poszczególne dźwięki przestają być czytelne. Popisy pianistyczne dobre są w pierwszym etapie, ale później? Mimo to, moim zdaniem, był to najciekawszy występ polskich pianistów drugiego dnia przesłuchań. Wieczorem występował jeszcze Łukasz Mikołajczyk, gwoździem jego programu były trzy walce. Było lepiej niż podczas pierwszego etapu, ale nadal zbyt poprawnie i bez iskry – szczególnie, że wcześniej słyszeliśmy dwoje amerykańskich pianistów na wyjątkowo wysokim poziomie: Kate Liu i Erica Lu.
Eric Lu zaczął od Mazurka a-moll op. 17 nr 4 i nie za bardzo przejmował się tradycjami wykonawczymi, grał trochę jazzowo, trochę jakby wykonywał utwór minimalistyczny. W toku narracji coraz bardziej odchodził od swojej współczesnej interpretacji, ale rozchybotał rytm mazurka, który stał się ''płynący'' i naruszający odczuwany przez nas czas. Całość recitalu była ciekawa: płynący mazurek był wstępem do barkaroli, która ze swojej natury powiązana jest z wodą i płynięciem, przeszedł do walca, również falującego. Potem przyciężkim Nokturnem H-dur op. 62 nr 1 wszedł delikatnie w rytm Wielkiego Poloneza. Zdaje się, że Kate Liu jest miejscami bardziej zainteresowana ciszą i tym, co kryje się pomiędzy dźwiękami niż popisowym brzmieniem. Jej gra jest niesamowicie śpiewna, zresztą w niektórych momentach widać było, że nuci pod nosem, podśpiewuje do fortepianu, żeby wszystko szło z rytmem muzyki. Szkoda tylko, że zawartość jej recitalu nie była zbyt przemyślana, wybrała scherzo i balladę, która przesłuchała się już w pierwszym etapie (swoją drogą bardzo dobrze). I Lu i Liu grają jak impresjoniści, dużo w ich pianistyce Debussy'ego, Ravela –oni też inspirowali się czasami Chopinem, więc wszystko jest w normie.
Co jeszcze mogliśmy usłyszeć 10 października? Do udanych należy zaliczyć występ Qi Konga, pianisty (w drugim etapie) spokojnego i wyciszonego, co czasami może wiązać się z utratą jasności i wyraźności, ale nie tym razem. Qi Kongowi dodawało to blasku. Szkoda tylko, że w swoim programie nie pokusił się na stworzenie jakiejś własnej opowieści o Chopinie, zamiast tego wybierając utwory, w których ''dobrze się czuje''. Marek Kozák po raz kolejny potwierdził swoje opanowanie i kontrolę nad fortepianem, a stabilność psychiczna to cecha, która otwiera sztukę na inne wymiary niż dionizyjskie uniesienia. Jego elegancja i lekkość świetnie pasowały do Andante spianato i Wielkiego Polonez Es-dur op. 22. Z kolei Rachel Naomi Kudo, rekordzistka Konkursu Chopinowskiego, występuje już tutaj po raz trzeci – pięć lat temu doszła nawet do finału – zachowywała się jakby nie była doświadczoną pianistką, zupełnie nie panowała nad fortepianem.
9 października. Jak zainteresować słuchacza?
Występowanie w godzinach porannych jest wyjątkowo trudne, jak o godzinie 10 przyciągnąć uwagę ludzi, którzy przed chwilą dopijali w pośpiechu poranną kawę? Rozpoczynający przesłuchania Łukasz Piotr Byrdy wykonał jako pierwszą Balladę f-moll op. 52, utwór o charakterze spokojnym i nostalgicznym, ale również roztargnionym i pełnym zrywów. Z Ballady bez uprzedzenia przeszedł do Walca As-dur op. 42, któremu zabrakło pierwiastka tanecznego, na koniec zagrał Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22, najpopularniejszy utwór drugiego etapu Konkursu. To kompozycja w stylu brillant, który w XXI wieku jest wyjątkowo archaiczny, to opowieść z mieszczańskich salonów, w których wykonuje się muzykę na żywo i jest się dostojnym. Trzeba włożyć dużo wysiłku, żeby wykonać go przekonująco. I nie mówię tutaj o stronie technicznej utworu, która wymaga od pianisty wielkiej uwagi, przywiązania do szczegółu; po prostu powinno się wejść w jego klimat. Zaproponowane przez Byrdego zestawienie utworów było nieprzekonujące, a jego występ oschły i płaski, pozbawiony brutalności, która przebijała w pierwszym etapie. Ciekawszy program ułożyła Michelle Candotti, która wspaniale zagrała w poprzednim etapie (właściwie takie stwierdzenia nie mają racji bytu, w końcu przejście do II etapu Konkursu powinno implikować sobą fakt powodzenia wcześniejszego występu): ballada – walc – polonez – scherzo. Od form bardziej refleksyjnych, przez taneczne aż do potężnego scherza. Niestety nie mogliśmy usłyszeć jej setu w pełnej krasie, otwierającej Balladzie As-dur niczego nie brakowało, ale już utrzymany w tej samej tonacji walc i kolejne utwory zupełnie się posypały. To chyba najsmutniejsze zjawisko konkursów, kiedy jedno potknięcie powoduje kolejne, co zwiększa tremę i nawet najgłębsze pokłady muzykalności nie są w stanie wyciągnąć uczestnika albo uczestniczki artystycznych zmagań na powierzchnię.
Czy wśród pianistów występujących dnia pierwszego znaleźli się jacyś ciekawi kuratorzy myśli Chopina, którzy stworzyli w swoim miniaturowym recitalu spójną całość? Myślę, że dwóch pianistów poradziło sobie z tym świetnie: Seong-Jin Cho i Zhi Chao Julian Jia. Seong-Jin Cho rozpoczął Balladą F-dur op.34, którą zakończył niemal bezgłośnie, żeby przejść do wirującego Walca F-dur op. 34 nr. 3(to chyba jeden z najlepiej zagranych tego dnia walców). Walc przygotował nas do szaleńczego tempa Sonaty b-moll op. 35, którą Koreańczyk wykonał bardzo czytelnie, nie zagłuszając żadnego głosu – a gra na Steinwayu, fortepianie, który przez niektórych występujących na Konkursie pianistów wykorzystywany jest jako armata. Wykonanie (i słuchanie) Sonaty trwa około 20 minut, to wystarczająco dużo czasu, żeby się pomylić i znużyć słuchacza. Ale to nie tym razem, tylko na zamykający program Polonez As-dur op. 53 (zwany heroicznym) nie starczyło siły, wykonanie trochę zbladło. Warto zauważyć, że Seong-Jin Cho wybrał Sonatę jako utwór ''dodatkowy'', nie przewidziany w programie II etapu; to oznacza, że jeśli przejdzie do III etapu wykona w nim pełny cykl Preludiów op. 28.
Zhi Chao Julian Jia też sięgnął do utworu spoza standardowego programu drugiego etapu, stworzył program bardzo różnorodny, ale spójny zarazem. Jego Chopin jest kompozytorem, którego muzykę można określić jako rozchwianę, wielobarwną, bogatą w szczegóły i pulsującą. W jego recitalu nie było tego kompozytora, który jest jesienny, nostalgiczny i pełen zadumy. W jednym występie zawarł scherzo, wariacyjną kołysankę (berceuse), fantazję-impromptou, walc i jeszcze na koniecAndante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22. Grał z dużą energią i bez większych potknięć, we własnym tempie i rozfalowaną artykulacją; z małych utworów, które zazwyczaj służą tylko do pokazania swojej sprawności pianistycznej, Julian Jia potrafi stworzyć interesujące kompozycje. To jedna z najciekawszych osobowości Konkursu, w którym występuje w tym roku wielu szalenie zdolnych pianistów. Zdolnych, ale często zbyt poprawnych, nieprzekazujących w muzyce niczego od siebie. Dlatego w relacji z II etapu skupię się na osobowościach, które, jak wiemy z historii przeróżnych konkursów, czasami nie potrafią się dopasować do klucza ocen jury. I na pianistach polskich, bo nazwa portalu zobowiązuje.