Trwa 1 marca 2022 roku. W wiadomościach – atak rakietowy na kijowską wieżę telewizyjną. Obok wieży znajduje się Babi Jar, najbardziej znane w Ukrainie miejsce pamięci ofiar Holocaustu. Jedna z wystrzelonych przez Rosję rakiet upadła w pobliżu pomnika. Zginęło pięcioro cywilów, kolejne pięć osób odniosło rany. W 2022 roku Putin zabija ludzi w Babim Jarze, a tymczasem MSZ Rosji żąda od ambasadora Izraela wyjaśnień, dlaczego jego kraj nie wspiera antynazistowskiej operacji Rosji w Ukrainie. Trudno byłoby wymyślić bardziej wymowne symbole współczesnej Rosji i jej polityki.
Pół biedy zresztą, gdyby chodziło jedynie o politykę współczesną. Czy nie takim ujrzał przed dwustu laty to "pustkowie bez spokoju" i "więzienie bez wytchnienia" autor książki "Listy z Rosji. Rosja w 1839 roku" Astolphe de Custine? I czy wnioski, do których doszedł przenikliwy markiz, choćby na jotę utraciły aktualność? Zwłaszcza ten, że kompletnie zakłamana Rosja jest bez porównania bardziej niebezpieczna od najdzikszej Azji. Rosja nie dąży do bycia cywilizowanym krajem, lecz przy pomocy "wsi potiomkinowskich" pragnie przekonać Europę o swojej europejskości, ładując w operację permanentnego mydlenia oczu pełen arsenał środków dyplomatyczno-szpiegowskich.
Ale jeszcze ważniejszy jest fakt, że de Custine błyskawicznie pojął zasadę zaczarowanego kręgu, według której w tym "państwie niepojętego szczęścia" władza i lud ze sobą współegzystują:
Ani ustrój rosyjski nie powstałby nigdzie poza Rosją, ani Rosjanie nie staliby się tym, czym są, w innym ustroju niż ich własny.
A zatem:
Lud uciskany zawsze zasługuje na swoją karę, tyrania jest dziełem narodów, nie jest arcydziełem jednego człowieka.
(przełożyła Maria Leśniewska)
Sto lat później polski pisarz Andrzej Bobkowski uzupełnił obserwacje Custine'a:
Od początku używam jak najwięcej słowa "Rosja" i "Rosjanie", bo tu nie chodzi o żaden komunizm, o zmianę ustroju. To są dobudówki – istota to Rosja, odwieczna Rosja, która nie zna i nie rozumie pojęcia "wolność" do tego stopnia, że jej nie potrzebuje (…). Nienawidziłem ich zawsze, od małego dziecka, dziś nienawidzę ich tak samo "czysto", jak "czystym" jest ich cynizm. Nie wolno nienawidzić, ale może są czasem takie nienawiści, tak usprawiedliwione, że zrezygnowanie z nich byłoby zrezygnowaniem z siebie samego.
Często cytuję ten fragment, ponieważ stanowi on kwintesencję mojego stosunku do Rosji i absolutnej większości Rosjan. Podobnie jak Bobkowski nigdy nie wyrzekłem się tej nienawiści, która – przyznam ze smutkiem – już na zawsze stała się nieodłączną częścią mojej tożsamości. Nikt mi się zresztą nie dziwi. Ale istotnie przedziwne rzeczy wybrzmiały dziś z ust merów Charkowa, Mariupola i Mikołajowa – rosyjskojęzycznych miast, które jeszcze wczoraj uważane były za prorosyjskie pod względem kulturowym i politycznym. Wszyscy trzej ogłosili gotowość obrony swoich miast do ostatniego naboju i zabijania "raszystów-faszystów" (cytat) własnoręcznie. Przez dziesiątki lat tacy jak ja na próżno przekonywali takich jak oni, że naszym jedynym śmiertelnym wrogiem jest Rosja. Putinowi udało się ich przekonać w ciągu kilku dni.
Nasza nienawiść daje nam dziś nadzieję. Ale nie tylko i nie tyle ona. Nadzieję niosą nam wreszcie europosłowie, którzy uznali europejskie aspiracje Ukrainy. A nade wszystko w tych chwilach sami sobie niesiemy nadzieję – wzajemną miłością i zdolnością ponoszenia ofiar gwoli wspólnej przyszłości. Według legendy związanej ze świętem Mărțișor 1 marca Wiosna ujrzała pod śniegiem przebiśnieg i postanowiła go uratować. Zima napadła na Wiosnę i zadała jej ranę. Wtedy Wiosna zrosiła przebiśnieg krwią. Kwiatek ożył, a Zima przegrała. I będzie przegrywać już zawsze.
Tłumaczenie: Marcin Gaczkowski