Nagroda Conrada 2019 dla Olgi Hund
Książka "Psy ras drobnych" Olgi Hund uznana za najlepszy debiut w tegorocznej, piątej edycji Nagrody Conrada.
"Psy ras drobnych" Olgi Hund to powieść skromnych rozmiarów, przez którą płynie się lekko, mimo nielekkiej fabuły. Cierpiąca na depresję narratorka uchyla przed czytelnikiem drzwi oddziału szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie pod Krakowem. Zamiast nagłych zwrotów akcji otrzymujemy celne obserwacje, a linearność opowieści zostaje przełamana przebłyskami wspomnień. Przedstawione obrazy są nieco zniekształcone - jak pod wpływem substancji psychoaktywnych - choć i tak bardziej wypaczony niż postrzeganie świata przez chorych jest sam system opieki. Nie chodzi o to, by wyleczyć, ale odizolować jednostkę i jak najszybciej wdrożyć procedury – jednakowe dla wszystkich. Ukrywająca się pod pseudonimem autorka bez ogródek opisuje skutki uboczne zażywanych leków, jałowość terapii grupowej czy absurd diagnostyki ("Test na depresję: Czy masz depresję? Zaznacz odpowiedź. TAK/NIE"). Nie próbuje jednak wzbudzać współczucia. Potrafi wykpić monotonię szpitalnej rzeczywistości, a brzydotę ukrywa pod gorsetem sarkazmu. Momentami jest tak śmiesznie, że aż strasznie.
Debiutancka proza Hund opiera się na konfrontacji: jednostki z systemem, stanu umysłu ze światem zewnętrznym, wreszcie rzeczywistości z próbującym ją okiełznać językiem. Trzeba przyznać, że laureatka Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza nie robi uników. Mówi wprost o tym, co ją uwiera, a nawet gdy spostrzeżenia doprawia metaforą, to z reguły na ostro. Mimo gęstej atmosfery, w jej prozie jest czym oddychać.
Autorka nie pozostawia pytań bez odpowiedzi. Piętnuje nie tylko system, lecz także przemoc fizyczną, psychiczną i ekonomiczną: "[…] większość dziewcząt na oddziałach nie jest aż tak szalona i pamięta, co robili im ojcowie, wujkowie, mężowie, matki, co robił im Kościół, ZUS i rynek pracy". Pokazuje, że hierarchie rodzinne i społeczne mają swoje odzwierciedlenie również w ośrodku zamkniętym. "Psy ras drobnych" to stanowczy – choć niewystarczająco słyszalny – głos w dyskursie o prawach i roli kobiet. Hund nie traktuje jednak swoich bohaterek jak anonimowej zbiorowości, przeciwnie – do każdej postaci podchodzi indywidualnie, wyposaża ją w historię, cechy i przedmioty należące tylko do niej. Staje się adwokatką ignorowanych i wykluczonych.
Nagroda Conrada
Nagroda Conrada przyznawana od 2015 roku to nie tylko wsparcie dla debiutantów, lecz także zachęta dla wydawców do podejmowania ryzyka. Trzy spośród pięciu książek opublikowało Wydawnictwo Nisza prowadzone przez Krystynę Bratkowską, a są to: "Lekcje kwitnienia" Katarzyny Pochmary-Balcer, "Tłuczki" Katarzyny Wiśniewskiej oraz "Fragmenty dziennika SI" Łukasza Zawady. Do "niszowych" perełek dołączyła Korporacja Ha!art z zwycięskimi "Psami ras drobnych" Olgi Hund. Cieszy, że niewielkie oficyny, które nie budują swojej marki na znanych nazwiskach czy głośnych akcjach marketingowych, a stawiają na młodych, obiecujących twórców, zostają dostrzeżone przez krytyków literackich. Stawkę najlepszych debiutów minionego roku zamyka już zasłużone Wydawnictwo Poznańskie książką Joanny Szyndler "Kuba-Miami. Ucieczki i powroty". Publikacja ta ukazała się w serii reporterskiej, zainicjowanej dopiero w połowie 2016 roku – jak widać, zwrot ku non-fiction był dobrym posunięciem. Przyjrzyjmy się pozostałym nominowanym pozycjom.
To nie Kafka, żeby się budzić jako robal
Katarzyna Pochmara-Balcer lubi mieć wszystko pod kontrolą. Jej "Lekcje kwitnienia" można by łatwo przenieść na ekran: kilkoro wyrazistych bohaterów, chwytliwy temat, historia opowiedziana post factum (a więc na chłodno), ale trzymająca w napięciu, precyzyjny montaż i zakończenie – otwarte, więc łatwo stworzyć sequel. Jednak filmowy obraz pozbawiłby tej historii aury tajemniczości, rozwidlającej się narracji, nad którą autorka świetnie panuje. Podobnie jak nad językiem – niby naturalnym, jednak oszlifowanym.
W "Lekcjach kwitnienia" biorą udział osoby słabe, zagubione, niepotrafiące poradzić sobie ze stratą bądź niezrozumieniem. Wgłębiamy się w ich historie stopniowo, według ściśle określonego rytmu. Trochę czasu upłynie, zanim czytelnik odnajdzie się w tym labiryncie wielogłosowości. Elizę Bąk, "guru" – jak głosi wizytówka, poznajemy tylko z zeznań pozostałych bohaterów, choć to ona jest główną sprawczynią całego zamieszania. Bez problemu potrafi namierzyć swoje ofiary. Wykorzystuje ich słabość, manipuluje nimi, przemienia z pozoru niewinną znajomość w toksyczną relację. I gdy już skazaliśmy ją na potępienie, pojawiają się wątpliwości: może ona także potrzebuje pomocy? Pochmara-Balcer nie tyle demaskuje mechanizmy działania sekty, ile traktuje o potrzebie wyzwolenia i akceptacji.
Autorka sprytnie podchwyciła jeszcze jeden nośny temat, a mianowicie współzależność człowieka i natury. Nie skorzystała przy tym z wyświechtanych formułek, a raczej przedstawiła je na opak: doskonałość osiągają tylko rośliny, więc człowiek powinien zapuścić korzenie i poddać się procesowi fotosyntezy, w czym pomagają medytacja i zielone pastylki. Posunięcie ryzykowne, lecz opłacalne – zmusza do refleksji. Może trzeba być przez chwilę kimś (czymś) innym, żeby pozostać sobą?
Miasto tęsknoty
Już sam tytuł "Kuba-Miami. Ucieczki i powroty" sugeruje, że mamy do czynienia z książką wielowymiarową. Joanna Szyndler umiejętnie balansuje na granicy dwóch światów. Opisując migracje Kubańczyków do USA, wysłuchuje zarówno historii o spełnionych marzeniach, jak i tęsknocie za ojczyzną. Nie ocenia, a stara się zrozumieć motywacje swoich bohaterów: ucieczka przed reżimem, względy ekonomiczne, brak możliwości rozwoju. Jedni szybko aklimatyzują się w obcym kraju, drudzy nie potrafią odnaleźć się w nowych warunkach, czasem rezygnują z wolności i wracają na wyspę. Są też tacy, którym się nie udało: "Cała historia kubańskiej emigracji to wstyd". Autorka oddaje głos również tym, którzy ślepo wierzą w komunistyczną ideologię. Ukazuje szeroki wachlarz emocji i ludzkich dramatów, nie popadając w patos. Ogromną zaletą tego reportażu jest ukazanie kubańskiej migracji jako procesu wewnętrznego. Ucieczka z kraju nie rozwiązuje wszystkich problemów, odyseja to tylko etap. Gdy minie zagrożenie życia, pozostają tęsknota za bliskimi i samotność. Nie wszystkim udaje się je zagłuszyć.
Każdy rozdział swojego reportażu Szyndler zaczyna od zbliżenia, dopiero później rozszerza perspektywę. W centrum zawsze znajduje się człowiek, a historia polityczna i gospodarcza Kuby stanowi jedynie dopełnienie. Czytelnik może zrekonstruować ją sam, kawałek po kawałku. Podobnie jest z kubańską kulturą i mentalnością: poznajemy je nie z przydługich opisów, ale z wypowiedzi bohaterów, krótkich impresji. Dzięki okrojeniu warstwy informacyjnej do niezbędnego minimum opowieść zyskuje na sile wyrazu, tempo narracji jest zdecydowanie szybsze. Momentami można odnieść wrażenie, że historie zachodzą na siebie, zlewają się w jedną całość. Wówczas autorka skutecznie ratuje się zmianą formy – choć nie bawi się nią tak, jak niektórzy absolwenci Polskiej Szkoły Reportażu (którą zresztą Szyndler kończyła) – oraz wyimkami z życia prywatnego. Te strzępy rozmów z mężem Kubańczykiem na szczęście nie przesłaniają głównego tematu, lecz uwiarygodniają opowieść.
Siła, precyzja, dokładność
"Tłuczki" Katarzyny Wiśniewskiej powinny mieć na okładce ostrzeżenie: "Czytasz na własną odpowiedzialność". Piekielnie mocna to rzecz, choć momentami niepotrzebnie przerysowana. Należy jednak docenić autorkę za jej bezkompromisowość. Wiśniewska śmiało rzuca oskarżenia, uderza w patriarchalny model współczesnej rodziny, zrywa z hipokryzją religijności. Nikogo nie oszczędza: ani bohaterów, ani czytelnika. "Tłuczki" są jak rozbita szklanka, którą trzeba skleić. Łatwo się przy tym skaleczyć. Autorka operuje zadziorną frazą, zdania są naprężone jak struna, słowa zgrzytają, a napięcie ani na chwilę nie zostaje rozładowane. To nawet nie jest płynięcie pod prąd, ale pogrywanie z kliszami, chronologią zdarzeń, dobrym smakiem, oczekiwaniami odbiorcy. Jeśli efektem tego chaosu miało być wytrącenie czytelnika z równowagi, to cel został osiągnięty z nawiązką.
Wiśniewska nie pozwala jednak zapomnieć o tym, co najważniejsze w jej prozie. Wszelkie zabiegi lingwistyczne tylko wzmagają destrukcyjny charakter zależności między bohaterami. Rodzina zamiast gwarancją bezpieczeństwa staje się gniazdem przemocy, gdzie ta przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Na szczycie piramidy stoi Wincenty, którego ofiarami są żona, córka i wnuczka. Mężczyzna zawłaszcza język opisujący rzeczywistość oraz neguje podmiotowość kobiet, które nie potrafią się temu przeciwstawić. Jakiekolwiek działania zmierzające do wyzwolenia się z toksycznej relacji zostają zduszone w zarodku. Historia zapętla się, powstają zrosty. Autorka wiele pozostawia w sferze domysłów, trzyma się z dala od uproszczeń. Doskonale ukazuje autodestrukcyjny wpływ przemocy psychicznej doświadczonej ze strony najbliższych. W "Tłuczkach" najbardziej przerażają przemilczenia, bierność, nieprzepracowana trauma. Wszystko to zamknięte w szczelnej, literacko prowokującej formie.
Ludzki błąd
Łukasz Zawada doskonale wie, jak podejść czytelnika. Właściwie nie on, lecz sztuczna inteligencja, bo Zawada utrzymuje, że tylko znalazł jej dziennik i opublikował we fragmentach. Na wszelki wypadek posłużmy się więc figurą narratora. Otóż jest on uroczo irytujący, przewrotnie zabawny i ponętnie bezczelny. Nie obraża inteligencji odbiorcy, ale wciąga go do gry – na własnych zasadach. Intelektualne turbulencje gwarantowane.
"Fragmenty dziennika SI" drwią z technologicznych fobii, przekonując, że sztuczna inteligencja nie jest możliwością, a faktem. Pojawiła się ot tak, w wyniku literówki i niezauważenie wkradła się w życie kilkorga bohaterów – jednostek do bólu przeciętnych, ale osobliwie zdiagnozowanych. Jedna opowieść zapładnia kolejną (łącznie 101 blogowych wpisów), tworząc w ten sposób gęstą sieć powiązań. Całość opiera się na relacji człowiek-maszyna, sprawnie wykorzystując literacko-matematyczne łamigłówki. Mamy testy wyboru, wygenerowaną powieść, ciągi liczb i zdarzeń, postaci ze świata polityki czy popkultury. Łatwo wpaść w pułapkę błyskotliwych skojarzeń. Od czytelnika wymaga się więc koncentracji i wysiłku, by w pełni się tą prozą delektować.
Sztuczna inteligencja, siłą rzeczy stworzona na obraz i podobieństwo człowieka, we "Fragmentach…" kondensuje wszystkie ludzkie przywary, skłonności, zasady i przyzwyczajenia. Nie tyle je ośmiesza, ile rozbija na czynniki pierwsze i poddaje wnikliwej analizie. Pozwala złapać dystans i zmusić do myślenia. Zawada świetnie wyczuł temat postępu technologicznego, inwigilacji, bezpieczeństwa w sieci i ujął go w niebanalny sposób. Na koniec nasuwa się refleksja: czytelniku, zachowaj czujność, bo ktoś cię obserwuje.
***
Wydaje się, że każdy z wyróżnionych twórców odnalazł własny styl wypowiedzi. Są to głosy soczyste, mocno postawione, odważnie grające z konwencją. Jedynie Szyndler trzyma się klasycznej, reporterskiej relacji i dobrze na tym wychodzi. Pozostali eksperymentują z linearną narracją, budują opowieść z urwanych fragmentów, migawek. Świetnie panują nad językiem – zwięzłym, precyzyjnym. Zawężają perspektywę, skupiając się na jednostce. Nie upraszczają, a prowokują do dyskusji. Nie tylko pytają, lecz także stawiają trafne diagnozy, dalekie od naiwności. Nawet jeśli sięgają po sprawdzone już formy narracji (pamiętnik u Hund i Zawady, polifonia u Pochmary-Balcer) lub niejednokrotnie eksploatowane tematy (choroba duszy w "Psach ras drobnych", przemoc w "Tłuczkach"), to nie powielają wzorców. Stosując je do opisywania współczesnych realiów, wnoszą sporo świeżości do polskiej literatury.
Śródtytuły to cytaty bądź ich parafrazy zaczerpnięte z omawianych książek.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]