Wyimprowizować kompozycję
Międzynarodowy Dzień Jazzu został proklamowany przez UNESCO w 2011 roku, jest obchodzony 30 kwietnia. W radiowej Dwójce rozpoczął się już dzień wcześniej, odegraniem wydanego 50. lat temu albumu "Bazaar" tria Jerzego Miliana i koncertem z okazji 25. rocznicy powstania klubu Mózg.
Z Milianem zmierzył się zespół Miłosza Pękali, czyli Futoma Ensemble: Miłosz Pękala – wibrafon, Macio Moretti – perkusja, Ksawery Wójciński – kontrabas, Joanna Halszka Sokołowska – śpiew, Tomasz Duda – flet. Dźwięki z "Bazaaru" są pełne czystych, aksamitnych brzmień, pełnych groove'u i taneczności. Muzycy z Futomy zachowali lśnienie tych kompozycji, dodając do nich nieco krost, połamanych rytmicznie fraz i nieco zgrzytliwych dźwięków. Wibrafon, kojarzony z delikatnymi, przejrzystymi barwami stawał się pod wpływem rąk Pękali instrumentem wieloznacznym i bogatym sonorystycznie (podobnie jak kontrabas Wójcińskiego). Moretti, wykrzywiający rytmicznie niektóre myśli Miliana, dodawał tej muzyce jeszcze więcej transu. Dzieła dopełniała ciepła barwa głosu Joanny Halszki Sokołowskiej, brzmiącej jak Iva Bittová na targowisku w Aszchabadzie.
Po wulkanie energii z "Bazaaru" zostaliśmy zmierzeni z powolną, ciągle narastającą, ale nigdy nie eksplodującą energią Mózgu (ansambl w składzie: Bartek Chmara – gitara, Szábolcs Esztényi – fortepian, Sławek Janicki – kontrabas, Qba Janicki – perkusja, Jerzy Mazzoll – klarnet, Teoniki Rożynek – elektronika, Tomasz Sroczyński – skrzypce). Spotkali się tu muzycy z kilku pokoleń i różnych środowisk: pamiętający pierwsze Warszawskie Jesieni nestor polskiej improwizacji i twórcy yassu, młoda kompozytorka i skrzypek produkujący muzyką klubową. Szamańskie inwokacje Mazzola rozpoczynające koncert dawały nadzieję na ciekawy rytuał łączący różne światy, niestety skończyło się na dość przewidywalnym pokazie swobodnej improwizacji. Najbardziej zapamiętałem melodie wygrywane przez Sroczyńskiego, bardziej liryczne od reszty muzyków, przypominające trochę kompozycje Johna Zorna wykonywane przez Masada String Trio. Był to pokaz utrzymany na bardzo wysokim poziomie, ale zabrakło elementu zapomnienia się, pewnego szaleństwa albo radykalności brzmienia. Kilka tygodni wcześniej słuchałem koncertu Teoniki Rożynek i Qby Janickiego w warszawskim klubie SPATIF, który był o niebo bardziej angażujący – właśnie dzięki swojemu zaangażowaniu.
Kolejnego dnia słuchaliśmy dwóch koncertów zespołów Braci Olesiów (Marcin Oleś – kontrabas Bartłomiej "Brat" Oleś – perkusja), w 20-lecie nagrania ich debiutanckiego albumu (Custom Trio – "Mr Nobody", 1999). Najpierw wraz z Piotrem Orzechowskim zmierzyli się z dziedzictwem Joe Zawinula, wiedeńskiego jazzmana, który grał z Milesem Davisem i wraz z Miroslavem Vitoušem i Wayne'em Shorterem założył Weather Report. Olesiowie i Pianohooligan przeczesali jego wczesne płyty ("Joe Zawinul" z 1970 roku i dwie pierwsze albumy Weather Report) w poszukiwaniu ducha środkowoeuropejskiego: ech muzyki z naszej części Europy, ale i tej nieokreślalnej duszy regionu. Ich reinterpretacje były delikatne, melancholijne, ale nadal wyraziste, niezbyt rozmyte. Były to opowieści bardzo relaksujące, szczególnie odprężała perkusja Brata Olesia, który powinien rozważyć założenie własnego kanału z ASMR. Swoją pozycję w świecie jazzowej pianistyki potwierdził Orzechowski, który punktuje swoimi doświadczeniami w muzyce współczesnej. Jego partie były dość skromne, niezbyt popisowe, nawiązujące trochę do minimal music, ale jednocześnie wymagające dużego skupienia i dokładności.
Na kolejnym koncercie, "Polish Jazz Requiem", Olesiowie w towarzystwie zespołu (Wojciech Jachna – trąbka, Irek Wojtczak – saksofony, Bartłomiej Prucnal – saksofon altowy) grali utwory skomponowanych przez jazzmanów ku pamięci swoich przyjaciół i mistrzów, wszystko splatał Tomasz Stańko i jego "Music for K" dla Krzysztofa Komedy. Tutaj interpretacje były bardziej tradycyjne, był to fascynujący przewodnik po historii polskiego jazzu. Najbardziej trzeba pochwalić Wojciecha Jachnę, który niejako musiał wejść w skórę Stańki. Bydgoski muzyk nie musiał naśladować jego brzmienia, posiada swoje własne, równie charakterystyczne.