Dorota Masłowska, autorka powieści, sztuk, a może także mistrzyni wywiadów; fot. Kuba Dąbrowski / Przekrój / Forum
Masłowska w tym czasie mówiła różne rzeczy - z reguły niebanalne i w niebanalnej formie - a jej obecność w mediach obfitowała w różne niespodzianki: od pamiętnych felietonów z cyklu "Z krainy Pazłotka" pisanych dla "Przekroju" krótko po sukcesie "Wojny" (w czasach, kiedy wszyscy podobno mówili masłem) po felietony kulinarne w "Zwierciadle" i słynny wywiad dla Newsweeka z 2012 roku, po którym prawica uznała ją za swoją, a lewica za "córkę Rydzyka". Co tak naprawdę mówiła przez te lata Masłowska o literaturze, przyszłości książki, kulturze konsumpcji i mediach, a także o równie istotnych rzeczach: ulubionych smakach, młodzieńczych lekturach i polskim smuteksie...
"Wojna"
- o tym, jak to się wszystko zaczęło:
Jeden chłopak pracował w pubie w Wejherowie i powiedział mi, że przyszedł do niego skin i powiedział, że tu się toczy wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Byłam zszokowana, że ludzie coś takiego sobie wymyślają. W mieście było może z pięciu Rosjan, którzy przyjechali do Żarnowca do pracy. A tu wojna... Było to takie absurdalne, że zaczęło mi się podobać.
W rozmowie z Barbarą Pietkiewicz w "Polityce" (2009). Więcej...
- o natchnieniu i pisaniu "Wojny":
Wiedziałam, że mój język, mimo że strasznie zniszczony, nabiera poezji. Że to literatura. A potem zjawili się w nim ludzie, można ich było poprowadzić, było ich tylu i każdy miał inny charakter, i ja wszystkim rządziłam, i ode mnie zależało, co oni pomyślą, co zrobią, czy będą żyli, czy nie. To było niesamowite, naprawdę to były najlepsze momenty w moim życiu. A jak ja się w książce pojawiłam, to już zupełnie...
Więcej: "Polityka"...
- o nieprzetłumaczalności "Wojny":
Jak przetłumaczyć słowo "zejszczać się"? To jest książka bardzo polska i tego się się nie da.
[W rozmowie z Pawłem Duninem pt. "Dyskoteka w piekle" w: "Rozmowy lampowe"]
Rzeczy pierwsze:
- o pierwszych próbach pisarskich:
Przypomniało mi się nawet ostatnio, jak podjarana nową umiejętnością [pisania] napisałam do rodziców list, że niby od wujka. Cały list, z dramaturgią, że dlaczego nas nie odwiedzają, było tam też zaproszenie na sylwestra. Potem wróciłam z nim, jak gdyby nigdy nic, ze skrzynki na listy. Podpisany był "Wujek Zbyszek" i nie miał znaczka.
W rozmowie z Zuzanną Ziomecką w magazycie "Gaga". Więcej: www.kobieta.onet.pl
Wchodzenie do wewnątrz kołdry, podły smak antybiotyku w zawiesinie (truskawka z benzyną). Łapanie meduz w morzu i kiszenie ich w wiaderku.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Oglądaj też Kwestionariusz Fahrenheita z innym pierwszym wspomnieniem Doroty Masłowskiej...
Miałam sześć lat, kiedy komuna upadła, i do tego czasu wszystko było tak koszmarnie niedobre... jakieś sosy chrzanowe, chleby z musztardą, wyrób czekoladopodobny. W ramach słodyczy cukier wanilinowy i Vibovit. Natomiast z wielkim sentymentem wspominam napój Ptyś, tego smaku nie udało mi się już nigdy odnaleźć.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Jedyny zawód, jaki wymyśliłam dla siebie w życiu, to sprzątaczka kościołów. Wiem, jak to brzmi, ale taka była we mnie potrzeba okazania Bogu, jaka jestem najlepsza. [...] Miałam cały plan, że poproszę mamę, żeby zapytała księdza, czy nie mogę tam przychodzić. Ksiądz będzie zdumiony: taka mała, a już taka dobra! I tak mi stają do dziś w oczach te wizje, że przychodzę tam z szufelką i ze zmiotką, i sprzątam koty pod tymi czerwonymi wykładzinami. Byłam totalnie wkręcona w to wyobrażenie.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Lektury
- o młodzieńczych lekturach:
Czytałam na przykład bardzo dużo "Nie z tej ziemi", gdzie były potworne historie o samospaleniach, o samouleczeniach, o twarzach Jezusa ukazujących się na grzankach, które zrobiła jakaś kobieta w Ameryce.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Ale pamiętam też, że gdy miałam 11 lat, rodzice zostawili mnie samą w domu na dwa dni. I ja 48 godzin czytałam "Chłopów", nie pijąc i nie jedząc. Kiedyś też mama na moją wielką prośbę kupiła mi książeczkę "Pięćset dowcipów polskich". Tak długo ją czytałam w tę i z powrotem, aż wszystkie dowcipy znałam na pamięć.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Znaleźć dobrą, inspirującą śmieciową gazetkę jest w dzisiejszych czasach coraz trudniej. Martwi mnie strasznie to marnotrawstwo, pisemka też są coraz bardziej zunifikowane, poprawne. Zaczynają posługiwać się językiem odartym ze specyfiki, coraz mniej naiwnym i to przestaje być ciekawe. Zwykła spacyfikowana, przemysłowa głupota nie jest dla mnie ciekawa, interesują mnie rzeczy naturalne, u źródła. Ostatnio lubię już tylko ''Przyślij przepis ''. Tylko tam jeszcze można przeczytać. ''To nasz ulubiony makaron. Bardzo lubimy go jeść".
W wywiadzie pt. "Jestem bogiem rzeczy małych" w Wysokich Obcasach...
Imponderabilia
Myślę po prostu, że da się je wytłumaczyć w inny sposób niż ogień i smoła. Dla mnie to jest taki kult nieszczęścia, poczucia winy, nienawiści do własnej słabości. Jak ja sobie przypomnę swoją pierwszą spowiedź i moją listę grzechów, które zrobiłam, to widzę, jak bardzo poniosła mnie ambicja i nadgorliwość.
Więcej: www.kobieta.onet.pl
Duże dobro to mi się kojarzy "Jolanta Kwaśniewska otwiera najnowszy dom dziecka. [...] Niektóre dobro mnie drażni, bo wydaje mi się kokieteryjne albo wręcz sfingowane, Księżna Diana przecina wstęgę, Michał Wiśniewski rozdaje bilety na swój koncert zmarłym dzieciom, ale czasem dobro podoba mi się i wtedy zaczynam płakać. Matka z dzieckiem, ludzie podnoszący się nawzajem z ziemi
["Dyskoteka w piekle" w: "Rozmowy Lampowe"]
Ulubione
Campari, woda Zuber i kefir Krasnystaw. Chciałabym kiedyś reklamować kefir Krasnystaw.
[Kwestionariusz Fahrenheita]
- o swojej ulubionej scenie filmowej:
Pochodzi ona z filmu "Daleko od szosy". Kiedy Anna Popławska odjeżdża do Łodzi po wakacjach na wsi i jedzie PKS-em, a Leszek Górecki objeżdża ten PKS dookoła swoim motocyklem.
[Kwestionariusz Fahrenheita]
Ja lubię pić, ale nie piję i nie pić też lubię.
["Dyskoteka w piekle"]
Pisanie i język
Pisanie to ciężka praca, wyniszczająca, okradająca. Siedzisz przy komputerze w przykurczu, w fizycznym napięciu, po wiele godzin w maksymalnym skupieniu; nie wiesz, co się dzieje, w mózgu odbywa się jakaś skomplikowana reakcja. Ale jednocześnie, gdyby to nie było taką rozkoszą, tobym tego nie robiła. W okresach, kiedy nie pisałam, byłam potwornie nieszczęśliwa, destrukcyjna. Dla mnie życie jest bezzasadne, kiedy nie piszę. Nie znajduję wtedy wystarczającego powodu, żeby żyć. Dla mnie ten proces spełnia potrzebę metafizyki. Ale bez wahania mogę powiedzieć, że od tej pracy można zwariować.
Więcej na stronie "Polityki"...
Ludzie w swoich codziennych wyrzekaniach mówią często zdania, z których wystaje metafizyka. Mam trochę notatek z tego, co mówiła moja córka, kiedy była mała. Teraz już się bardziej kontroluje, mądrzy, ale jeszcze niedawno bił z tego urok posługiwania się mózgiem na chybił trafił.
W wywiadzie pt. "Jestem bogiem rzeczy małych" Katarzyny Surmiak Domańskiej w Wysokich Obcasach...
Media
Czasem w wywiadach dziennikarze wkładają mi w usta zdania, których nigdy nie powiedziałam. Czuję się przemielona. Robi się ze mnie papier. Chcą mnie fotografować z papierosem koło zlewu. Najlepiej, żebym była jeszcze w ciąży, po prostu cześć Tereska.
Więcej na stronie "Polityki"...
Media zawsze przedstawiają rzeczywistość obrobioną, obraną ze skórki, z chropowatości. I wchodząc z nimi w konszachty, trzeba się samemu ładnie wygładzić i obrać ze skórki, i ustawić pod aparat, żeby zostać zrozumianym, uznanym za fajnego. Uważam, że to odbiera człowiekowi wiele godności. Ale jednocześnie obserwuję to z ciekawością...
W rozmowie z Piotrem Bratkowskim dla Newsweeka...
- o fazie promocji książki:
Męczę się w niej w jakiś sposób, ale też z ciekawością obserwuję stadia tej męki i jej odcienie, posmaki. Po prostu interesuję się tym, jak człowiek upadla się w świetle rampy.
W rozmowie z Piotrem Bratkowskim dla Newsweeka...
- o tym, dlaczego nie została dziennikarką:
Nie umiem pytać. Zadając pytanie czuję się, jakbym coś w kimś wdeptywała.
Więcej: www.polityka.pl
Czytanie i książka
Jestem przekonana, że książka to wypadkowa samej siebie i swojego czytelnika – momentu życia, w jakim on się znajduje, czasu i stopnia skupienia, który jej poświęci, jego stanu emocjonalnego. Książka trwa w czasie. Te parę dni czy tydzień, kiedy ją czytasz. I ważne jest tylko to, co zrobi w tej jednej konkretnej głowie, która ją anektowała.
W rozmowie z Agnieszką Sowińską na stronie "Dwutygodnik"
- o czytaniu jako konsumpcji:
To straszne, że w czasie czytania jednej książki możesz obejrzeć 7 filmów, dokumentów, obejrzeć 150 teledysków. To, co mówię, zdradza, że jestem zainfekowana – tak jak pewnie dużo osób – kompletnie konsumpcyjnym modelem uczestniczenia w kulturze.
W rozmowie z Agnieszką Sowińską na stronie "Dwutygodnik"
Książka straci rację bytu, ewentualnie powróci jako snobistyczna alternatywa, taki mentalny slow food. Już nawet dla mnie – choć przecież książka jest kluczowa w moim życiu zawodowym – czytanie jest ekstrawagancją. A kiedy przestajesz czytać regularnie, ta umiejętność przytłumia się, zanika.
W rozmowie z Agnieszką Sowińską na stronie "Dwutygodnik"
- o przyszłości książki (2)
W każdym razie wydaje mi się, że będzie to szło w kierunku gadżetu: książki będą miały wartość jako gadżet, sprzedawać się będą ekstrawagancje wydawnicze, coś co można dać w prezencie na BN.
W rozmowie z Pawłem Duninem-Wąsowiczem na www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
Mnie przeraża sprzęt elektroniczny i to, że w jakiś energetyczno-biochemiczny sposób ma wpływ na organizm i fakt, że spędzam często cały dzień przy kompie, uprawiam sport na konsoli, i jeszcze miałabym się położyć wieczorem w łóżku z czytnikiem... Nie, nie.
Więcej: www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
- Jestem pewna, że w ciągu najbliższych lat musi wyjść w Polsce książka opowiadająca o współczesności środkami adekwatnymi do tej współczesności. Może jakiś montaż elektro-youtubowo-książkowo-molekularny... [...] Może będzie to rzecz w nowy sposób wykorzystująca inne media, czy też konwencje komunikacyjne stwarzane przez te media. Musi się coś takiego wydarzyć, nie sposób o tym, co jest wokół, a zwłaszcza o tym, co będzie, opowiadać językiem Bolesława Prusa, a my to ciągle robimy. Z drugiej strony, jak o tym pomyślisz, to esencją współczesności jest radio Eska i techno techno techno, kochani kochani... Nie widzę tu miejsca na klasyczne narrację.
Więcej: www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
Summa Technologiae
Zadziwia mnie i przeraża ten powszechny szał robienia zdjęć. Zamiast patrzeć, czuć, uczestniczyć w życiu, ludzie wolą stać z aparatem i naciskać spust. Nie uczestniczą w wydarzeniach, tylko chcą je posiadać. To mentalność ściśle konsumencka: ekonomiczniej jest mieć wydarzenie, niż w nim być. To w gruncie rzeczy to samo co gromadzenie rzeczy, których nie potrzebujemy. Tych zdjęć i tak nikt potem nie ogląda.
W wywiadzie pt. "Jestem bogiem rzeczy małych" Katarzyny Surmiak Domańskiej w Wysokich Obcasach...
- o mutacji gatunku ludzkiego:
Można było właściwie gołym okiem zaobserwować mutację gatunku ludzkiego: to już nie jest zmiana potrzeb, mód; to są chyba zmiany neurologiczne: zdolność skupienia, percepcja, zapamiętywanie, wyobraźnia człowieka na zachodzie się zmieniły. Mam tu na przykład na myśli fakt, że opowieść stopniowo zastępowana jest przez tzw. filmik. Kultura opowieści zastępowana jest kulturą filmiku. Dotychczas ludzie przekazywali sobie wrażenia i informacje o świecie za pomocą słowa, teraz za pomocą filmiku na Youtube. Sam jesteś uczestnikiem tej kultury i widzisz, jak wygląda spotkanie ludzi poniżej 40. roku życia - nie rozmawiają ze sobą, tylko oglądają razem Youtube. Rozmawiają za pomocą tych filmików. To się będzie radykalizować - rozmowa jeszcze istnieje, ale stopniowo jest zastępowana wymianą plików.
W rozmowie z Justyną Sobolewską pt. "Nikt nie chce być pisarzem" w "Polityce"...
- Wydaje mi się to o tyle niewykluczone, że rzeczywistość jest utrwalana za pomocą kamer przemysłowych, prywatnych itd. permanentnie - do tego stopnia, że jej opisywanie może w ogóle stracić sens. Mózg przestanie konkurować z utrwalaniem za pomocą obrazu.
Więcej: www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
Wydaje mi się, że książka nie wytrzymuje tempa. [...] Po pierwsze przeczytanie książki nie przynosi żadnego obiektywnego zysku, punktu; to jest konsumpcja trudna do udowodnienia. Dwa, że gęstość atrakcji i pośpiech powodują, że nie jesteś w stanie wygenerować odpowiedniego skupienia. Potrzebujesz dłuższej chwili, zanim słowa się w twoim mózgu rozwiną i przekażą ci jakieś doświadczenie zmysłowe, które jest zapisane. A filmik podaje ci je instant, jest na pstryk. Moim zdaniem to wyeliminuje zjawisko takie jak wyobraźnia. W ludziach zgaśnie zdolność rozwijania obrazów i stanów ze słowa. U dzieci już to widać, że to zagasa.
Więcej: www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
Interesuje mnie też to, jak komputery, Internet zmieniają rzeczywistość. Najpierw był Photoshop, a teraz ludzie ciężko pracują na siłowniach i płacą dietetykom, by przekształcić swoje ciała na podobieństwo wygenerowanych komputerowo obrazków. Wydaje mi się więc, że kompleksy i cierpienie mogą się okazać niedługo wspaniałym potencjałem – takim przetrwalnikiem człowieczeństwa.
Więcej w wywiadzie z Justyną Sobolewską - "Polityka"...
- o ludzkości apokaliptycznie:
Byłam kiedyś w centrum handlowym i pomachałam do kogoś. Myślałam, że go znam, a potem zrozumiałam, że to jakaś osoba, którą widziałam na jakimś wp.pl. I moje myślenie o tym zjawisku jest wręcz apokaliptyczno-orwellowskie: mam wrażenie, że to naprawdę jest obliczone na pozbawienie ludzi zdolności myślenia i zamienienie ich w jamy chłonąco-trawiące.
W wywiadzie z Justyną Sobolewską - "Polityka"...
Od pewnego czasu głoszę pochwałę kompleksów i cierpienia jako wartości w życiu człowieka. Żyjemy w zalewie New Age’u, taniej amerykańskiej psychologii, w ramach której mamy obowiązek zapomnieć o kompleksach, bólu, winie, a inwestować w autopromocję i zakrzykiwanie swoich słabości. Jaka jest właściwie wartość w wypieraniu swojej winy, bólu, bezradności? Niestety, prawdopodobnie jako istoty zaprogramowane na szczęście, haj i bezbolesność za wszelką cenę, po prostu więcej kupujemy, generujemy większe zyski.
W wywiadzie z Justyną Sobolewską - "Polityka"...
Matka Polka
Narodowość to już nie język, to akcent, z jakim mówisz po angielsku. [...]. Dla nich [ludzi młodych] narodowość nie będzie bardziej istotnym wyróżnikiem niż kolor włosów.
W wywiadzie pt. "Jestem bogiem rzeczy małych" Katarzyny Surmiak Domańskiej w Wysokich Obcasach...
- o tym, czego jej brakuje, kiedy jest daleko od Polski:
Brakuje mi polskiej codzienności z jej wszystkimi chropawymi przejawami, takiego polskiego smuteksu: autobusów, tramwajów, tych wyrzekań wszędzie, tego ponurego poczucia humoru. I oczywiście też kefiru Krasnystaw.
[Kwestionariusz Fahrenheita]
Nigdy nie przydarzyło mi się nic bardziej niezwykłego. Są kobiety, w których życiu to nie musi zaistnieć, a one i tak poczują się spełnione. A dla mnie to jest twórcze, mnie to daje siłę, nie wiem, jak bym żyła bez ściskania tej zgrzanej łapki, na pewno tułałabym się z jakąś straszliwą pustką w środku.
W magazynie "Gaga"...
- o przyszłości polszczyzny
Ten język sztucznego tłumaczenia, który widzimy w niegramotnie przetłumaczonych książkach czy na stronach internetowych, to trochę przyszłość języka polskiego. Zanik odmian, kalki gramatyczne, obce wtręty.
W "Wysokich obcasach"...
Moje życie, kiedy zaczynam mówić po angielsku, staje się dużo lepsze. Mam niezobowiązujące, gramatycznie poprawne myśli, proste i zaskakująco prawidłowe.
Cytat za tekstem Jana Gondowicza na Dwutygodnik.com
Literatura i polityka
- o obronie konserwatywnych wartości:
W Warszawie walka o prawa gejów do małżeństwa, rozrachunek z polskim antysemityzmem czy opowiadanie się za prawem kobiet do aborcji uchodzi za znak nie tylko politycznej niepoprawności [!], ale i umysłowej odwagi. Tymczasem to zestaw najbardziej oczywistych, miałkich wręcz komunałów, w dodatku podejmowanych bezrefleksyjnie i do zrzygania poprawnych. W takim świetle obrona konserwatywnych wartości jest jedyną alternatywą wobec milczenia.
W rozmowie z Piotrem Bratkowskim dla Newsweeka...
Zdjęcia robi się narkomanom, sierotom, zabytkom, kobietom robiącym aborcję. A kobietom, co walczą z drugim podbródkiem albo nałogowym kupowaniem ubrań – nie, choć ich wysiłki są równie rozpaczliwe. To mnie naprawdę w tej chwili interesuje, a nie antysemityzm i ksenofobia.
W rozmowie z Piotrem Bratkowskim dla Newsweeka...
- o literaturze zaangażowanej:
Jeśli opiszę dobrą, sympatyczną lesbijkę, to książkę uzna za ważną „Krytyka Polityczna", a jeśli złą, wulgarną, zagubioną, to „Uważam, Rze". A to mogłaby być zupełnie zwykła lesbijka, trochę wstrętna, trochę miła.
Więcej: www.kochaniezabilamnaszekoty.pl...
Credo
Czuję tylko odrazę do bliskiego związku z brylancikami, asparagusem, brokatem, wstążeczkami.
Więcej: "Polityka"...
Wybrał i opracował: Mikołaj Gliński, 11.09.2013