Wyprowadzaniem Marii Dąbrowskiej, a właściwie jej twórczości, "z czyśćca" Tadeusz Drewnowski zajmuje się od wielu lat. Warto zresztą rozważyć wieloznaczność tytułu najnowszej książki autora Rzeczy russowskiej, a być może nawet z nim (tytułem) polemizować.
Na książkę składają się eseje, szkice i wywiady publikowane od wczesnych lat 80. w rozmaitych czasopismach, a także jako wstępy do innych wydawnictw, niekiedy wykorzystane wcześniej podczas konferencji poświęconych pisarstwu Marii Dąbrowskiej. Okazją do ich ponownego przejrzenia i zaproponowania zainteresowanym czytelnikom "wersji całościowej" stało się czterdziestolecie śmierci pisarki (2005). Zgodnie z testamentem autorki Nocy i dni, miała to być data otwarcia niedostępnych dotąd archiwów prywatnych, a zwłaszcza niepublikowanych we wcześniejszych wyborach fragmentów dzienników.
"Przypuszczam, że polemiki wokół Dąbrowskiej [...] skuszą także wielu młodych badaczy, którzy przywrócą temu dziełu zachwiane proporcje, nieznane blaski i zróżnicowane adresy. Ukażą to pisarstwo w pełnej konstelacji i na nowych orbitach. Słowem - dokonają wreszcie jego wyprowadzki z przeterminowanego już czyśćca" - napisał Drewnowski w artykule tytułowym.
W sensie - że tak powiem - eschatologicznym czyściec na pewno oznacza "burzliwość" życia pośmiertnego, co trafnie zauważył badacz w podtytule. Z drugiej jednak strony "wyprowadzka z czyśćca" odbywa się - jak wiadomo - tylko w jednym kierunku: do nieba. Śledząc (pasjonujące dla polonisty!) odkrycia Drewnowskiego, nie mogę się pozbyć przeczucia, że "burzliwość życia pośmiertnego" stała się udziałem Marii Dąbrowskiej raz na zawsze i że otwarcie rejonów zakazanych niewiele w tej sprawie zmieni - w każdym razie nie w najbliższej przyszłości - wobec czego niebo chyba twórczości autorki Ludzi stamtąd nie pisane. Przeciwnie: jej tradycjonalizm i nowatorstwo, bogactwo dorobku i jego niedomknięcie, wzorcowość polszczyzny i jej programowe "zachwaszczanie", by posłużyć się na razie kilkoma sygnałami ze szkiców Drewnowskiego, zawsze mają szanse wywoływać dyskusje i polemiki, przynajmniej wśród zainteresowanych, a tych, z racji powolnego umierania humanistyki w jej dotychczasowym kształcie, będzie zapewne coraz mniej. Może więc należałoby sobie życzyć dalszego ciągu owej "burzliwości", która oznacza pozostawanie Marii Dąbrowskiej w czyśćcu, naturalnie wyłącznie w polonistycznym czy też filologicznym rozumieniu tego pojęcia.
Dowodów na to, że taka właśnie wersja rozważań nad pisarstwem autorki Nocy i dni wydaje się najciekawsza, można w książce Drewnowskiego znaleźć wiele. Odkrywając tajemnice Dąbrowskiej, zastrzeżone dotychczas jedynie dla osób stojących na straży egzekucji testamentu, Tadeusz Drewnowski zdradza też własne sekrety: perypetie związane z próbami obcowania z obfitością rękopisów, rozterki edytorskie, poczucie bezradności wobec ogromu dzieła, które - wciąż właściwie niedoceniane - nieustannie zaskakiwało go swoją wielkością (w dosłownie każdym tego wyrazu znaczeniu). Przekonanie o tym, że Dąbrowska j e s t wielka i wszelkie wątpliwości na ten temat uznać należy za tragiczną pomyłkę, wyczytać można ze wszystkich szkiców zamieszczonych w Wyprowadzce z czyśćca. Przekonanie o tym, że Dąbrowska jest wielka, p r z e k o n u j e, stanowi o badawczej pasji Drewnowskiego i jego wciąż niezmordowanym odkrywaniu kolejnych argumentów na rzecz twórczości pisarki.
Najwięcej miejsca poświęca autor Dziennikom. Wie o nich chyba wszystko, wszak dwukrotnie dokonał wyboru i wydał zapiski Dąbrowskiej - najpierw w wersji pięciotomowej (1988), potem - obszerniejszej, siedmiotomowej (1996-2000). "Dosłownie w całej czytającej Polsce, w kraju i na emigracji, nie mówiło się o niczym innym" - pisze z dumą we wprowadzeniu do obecnego wyboru szkiców o pierwszej edycji. Gdy się przypomni dyskusje literackie sprzed lat, rzeczywiście można odnieść wrażenie, że było to jedno z najgłośniejszych i najważniejszych wydarzeń polskiego życia kulturalnego po wojnie. I chyba również ostatnie o tak powszechnym zasięgu. Jeśli jednak komuś wydaje się, że wszystko na ten temat zostało już powiedziane, myli się. Swoją kolejną diagnozę ich wciąż wznawianej lektury Drewnowski rekapituluje następująco:
"Począwszy od lat trzydziestych, tzn. od triumfu 'Nocy i dni', a zwłaszcza po wojnie [dzienniki] stały się alternatywą niegdyś imponującej, a obecnie przeżytej już formy realistyczno-epickiej. W spontanicznych dziennikach Dąbrowska boryka się z nowymi problemami epoki i ojczyzny, i swoimi własnymi - i przechodzi siebie. Różnica między popularnym wzorem a drapieżną myślą i nowym językiem była tak duża, że zaprzeczała również utrwalonemu image człowieka i pisarki. Odpoczciwiała ją, a przede wszystkim unowocześniała i intelektualizowała. Takich przeskoków czytelnictwo nie pokonuje od razu".
Opowiadając się za przywróceniem Dąbrowskiej do szkół, autor Wyprowadzki z czyśćca proponuje odwrócenie, a zarazem wzbogacenie jej popularnej percepcji: mistrzyni tradycyjnej, soczystej narracji - tak! - ale zarazem twórca nowatorskiego sposobu rejestracji bogactwa rzeczywistości "na żywo", sposobu realizowanego i modyfikowanego nieustannie przez ponad pół wieku, sposobu wciąż czekającego na wnikliwych czytelników i odkrywców. Zawartość treściowa Dzienników, ich detaliczność, język, style, niedomówienia i interpretacje mają szansę stać się prawie niemożliwym do wyczerpania źródłem lekturowych pomysłów. Dla jednego z (tu pozwolę sobie na celową złośliwość) dinozaurów polskiej literatury - perspektywa wcale interesująca!
Rozważmy na przykład taki, dotyczący dzienników, fragment zwierzeń Drewnowskiego:
"Radzono mi rozmaite wybory problemowe, tematyczne [...]: relacje biograficzne, Dąbrowska o sztuce i literaturze, Dąbrowska o własnych dziełach, Dąbrowska o sanacji, o wojnie, o Warszawie, o miłości, o starości, o wsi... Czy ja wiem, co tam jeszcze proponowano. [...] odparowałem te pomysły. Powiedziałem, że są one po prostu niewykonalne, gdyż w tych dziennikach niczego nie da się od siebie oddzielić: życia od sztuki, religii i polityki, spraw intymnych od pisania i epoki, pierwszej wojny od drugiej, a sanacji od komunizmu itd. [...] Życiorys, faktografia są znane, nie muszę niczego dokumentować - mówiłem. - Jeżeli ja miałbym dokonać tego wyboru, to widzę tylko jedno, i to bardzo nieprecyzyjne, kryterium: osobowość Dąbrowskiej".
Można by rzec: bez komentarza. A jednak pozwolę sobie przypomnieć tu znaną anegdotę o zupełnie innym pisarzu, zupełnie innej książce, zupełnie innej epoce. Gdy Gustaw Flaubert pisał Panią Bovary, zamknął się ponoć w "areszcie domowym" na lat pięć i poświęcił wyłącznie pracy nad wymarzonym zamysłem. Żył jak pustelnik, asceta, skupiając się nad powieścią, którą widział jako dzieło idealne, perfekcyjne, dopracowane we wszystkich szczegółach. I kiedy po tych pięciu latach wydawca zaproponował skróty, autor odmówił. Doszedł do wniosku, że z tak pomyślanej całości nie da się wykreślić nic, ani jednego zdania. Maria Dąbrowska inaczej zapewne oceniała własne dzienniki (o czym możemy się przekonać, choćby czytając ich fragmenty), skoro starała się opracowywać ich kolejne partie do druku, niejako uznając, że w formie pierwotnej, "surowej", opublikować ich, nawet po latach, nie wypada. Ale filolog, dokonawszy analizy wszystkich notatek, także tych, które pozostały w najbardziej zapomnianych brudnopisach, doszedł do konkluzji iście Flaubertowskiej: nie ciąć! Nie przykładać własnej miary do całości, która mówi sama za siebie. Skoro i tak konieczne było, ze względu na testament, pominięcie wielu partii. Łatwo postawić piszącej te słowa zarzut nadużycia, i to podwójnego: dziennik to nie powieść, a redaktor, choćby najbardziej skrupulatny, nie jest autorem czyjegoś, skończonego pomysłu fabularnego. Jednak... Drewnowski, będąc świadomym możliwości zadania tego rodzaju pytań, niejako z góry na nie odpowiada, pozostając zresztą cały czas tylko w obrębie twórczości interesującej go autorki:
"Dziennik nie pretenduje do tzw. literatury pięknej, a fikcji twórczej nie można stawiać na równi z surowym autentykiem. Ale przy twórczości w tym stopniu autobiograficznej i tak wyznawczej i przy dzienniku tak długotrwałym i spełniającym tak rozmaite funkcje, z czym mamy do czynienia w przypadku pisarstwa Dąbrowskiej, są to pod pewnymi względami zjawiska porównywalne i nawzajem się przenikające".
Mam ochotę również dodać, iż wielkość pozostaje wielkością, a sędzią sankcjonującym ocenę jest czas. Czasy wprawdzie mamy dla literatury, zwłaszcza tradycyjnej, niewdzięczne, ale... No właśnie: czy Dąbrowską można nazwać pisarką tradycyjną? To następne pytanie, które warto sobie postawić, czytając arcyciekawy wybór szkiców Drewnowskiego.
Zacytowany przed chwilą fragment mógłby być punktem wyjścia niezliczonych dyskusji o tożsamości, rozpoznawalności i wynalazczości gatunkowej, wszelkiego rodzaju synkretyzmach itp. Zwłaszcza że autor Wyprowadzki z czyśćca wciąż przenosi rozważania nad specyfiką pisarstwa Dąbrowskiej z obszaru, by tak powiedzieć, diarystycznego w fabularny, a potem znów w publicystyczny i z powrotem. Cały czas jednak nieodmiennie traktując tę twórczość jako niepodzielną całość, naznaczoną jedynie, jak się wyraził, osobowością autorki. Jeśli zaś komuś szukanie dowodów nowoczesności prozy Dąbrowskiej w kontekście genologicznym nie wystarcza, warto się zainteresować kwestiami językowymi. W szkicu "Propozycja językowa" Drewnowski pisze wiele o soczystości polszczyzny pisarki, zwalczaniu socjalistycznej nowomowy, żywiole mowy potocznej, znajomości regionalizmów i wykorzystywaniu wielkiej literatury, by sformułować taką na przykład tezę:
"strumień języka powojennych dzienników - podobnie jak niegdyś 'Nocy i dni' - zbliżył się ku nowemu centrum polszczyzny, zmniejszając dystans między przestarzałą polszczyzną literacką a dzisiejszą polszczyzną mówioną".
Interesująca jest przy tym analiza wypowiedzi innych krytyków i językoznawców na temat sposobu kształtowania materii językowej przez Dąbrowską; Drewnowski przypomina na przykład, że jej proza spotykała się niegdyś z zarzutami... braku poprawności!
Z bogactwa zagadnień prezentowanych w omawianym tomie niewątpliwie wyróżnia się stosunek pisarki do historii, przede wszystkim w jej aspekcie "teraźniejszym", to znaczy tym, w którym sama Dąbrowska uczestniczyła, który rejestrowała, świadoma bez reszty właśnie tego, że to, co później zniekształcone zostanie w podręcznikach, staje się udziałem żywych ludzi tu i teraz, że można to przeżyć, przemyśleć, zapisać. Właściwie o całej twórczości autorki Na wsi wesela trzeba by powiedzieć bez przesady, że zanurzona została w historii, naznaczona darem opowiadania o ludzkich losach, o dziejach jednostek i pokoleń, na które wpływ miały wydarzenia historyczne. Dzięki temu przecież powstała epicka saga rodu Niechciców, dla wielu niedościgniony wzór wielotomowej kompozycji narracyjnej. Najciekawsze spostrzeżenia Drewnowskiego w tej materii dotyczą jednak znów dzienników. Wszak to one są zapisem tworzących się dziejów, których uczestniczka, świadek i reporterka w jednej osobie przez ponad pół wieku doskonaliła myśl o utrwalaniu i kształtowaniu czasu, w którym przyszło jej żyć.
Aby w pełni zasmakować owoców tej pracy, niewątpliwie sięgnąć trzeba do samych Dzienników, a także - rzecz jasna - pozostałej twórczości Dąbrowskiej, by lepiej zrozumieć i rozważyć dwie ważne kwestie. Po pierwsze: jeśli mówimy o zastrzeżonych w testamencie pisarki czterdziestu latach edytorskiego milczenia dotyczącego dzienników, warto uświadomić sobie, że w chwili, gdy Dąbrowska owo zastrzeżenie czyniła, nie było większej nadziei na zniesienie cenzury politycznej, a z nią właśnie musiał dyskutować Drewnowski jako wydawca i egzegeta. Obwarowania natury osobistej pomijając, kwestie etyczne i prawne - zasadnicze przecież - nie były jedynymi, z jakimi przyszło mu się zmagać. Tym samym - to po drugie - opowieść o ujawnianiu niepublikowanych przez lata stronic twórczości autorki Nocy i dni stawia tę twórczość i samą pisarkę w świetle zupełnie odmiennym od tego, do którego przyzwyczaiły nas peerelowskie podręczniki. Ujawnia się bowiem sposób patrzenia na historię zgoła daleki od tego, który się omawiało w szkole przy okazji Ludzi stamtąd czy Na wsi wesele (uwaga: chodzi o obowiązujące wówczas interpretacje, nie faktyczną wymowę tych utworów!). Jednym z najważniejszych atutów książki Drewnowskiego jest więc - według mnie - obecność coraz to nowych argumentów na rzecz odkrywania Dąbrowskiej, ukazywania w pełnym kształcie i treści pisarstwa, które - wydawało się - nie kryje już dla czytelnika żadnych tajemnic, a może nawet grozi nudą.
Wreszcie jeszcze jeden wątek Wyprowadzki z czyśćca, o którym chciałabym napisać.
To geneza i dzieje Przygód człowieka myślącego, ostatniej, nigdy nie dokończonej epopei Marii Dąbrowskiej. Drewnowski pisze o niej dużo, bo dotyczy jej wiele problemów edytorskich oraz krytycznych, a więc takich, którymi sam najwięcej się w związku z twórczością Dabrowskiej zajmuje. Ale interesujący jest także kontekst osobisty. Przygody..., pomyślane początkowo jako kontynuacja Nocy i dni, nabrały nowego wymiaru po wybuchu drugiej wojny światowej, która radykalnie zmieniła bieg dziejów bohaterów, autorki i potencjalnych czytelników. Okres powojenny niespodziewanie stał się kolejnym etapem kataklizmu. Ogrom i rozmaitość nagromadzonego materiału (wielką jego część stanowiły zapisy z dzienników) przerosły, jak sugeruje Drewnowski, możliwości nieprzygotowanej na taki obrót rzeczy pisarki. Czekała na "oprzytomnienia świata", ono jednak nie nastąpiło. "Przyczyną załamania był brak wiary w przyszłość, brak perspektyw. [...] Dąbrowska nie potrafiła powiedzieć narodowi tylko słów rozpaczy. W swej ostatniej próbie Dąbrowska gubi swego bohatera i jego oskarżenie nie pada w powieści. Nie chcąc łudzić narodu, a nie mogąc mu dać prawdziwej nadziei - na dwa lata przed śmiercią pisarka zarzuca swą epopeję" - pisze Drewnowski, podsumowując przyczyny, dla których Dąbrowskiej nie udało się dokończyć powieści. Konkluzja jest dość dramatyczna i pozwala zobaczyć klęskę Przygód człowieka myślącego jako osobistą tragedię autorki. Zwłaszcza że w okresie, gdy najważniejszą formą wypowiedzi stał się dziennik, nie potrafiła już po prostu wrócić do tradycyjnej narracji fabularnej. Po raz kolejny życie i twórczość splotły się ze sobą nierozerwalnie, tym razem w dramatyczny węzeł nie do końca spełnionego pisarskiego zadania.
Wyprowadzka z czyśćca otwiera więc następny etap "życiorysu pośmiertnego". Otwiera to, co i tak pozostało otwarte. Bo interpretacje prawdziwie wielkiej literatury nigdy się nie kończą.
Agnieszka Czachowska
© by "Twórczość" 2007