To tylko trzy przykłady przekładów na lokalne gwary, z którymi możemy się zapoznać dzięki inicjatywie poznańskiego wydawnictwa Media Rodzina. "Mały Książę" ukazywał się w Polsce także w innych przekładach, niekiedy zadziwiających, bo przeznaczonych dla dość ograniczonego grona czytelników. Wydano go w języku łemkowskim ("Малий Прінц"), pruskim ("Līkuts Princis"), kaszubskim ("Môłí Princ"), mazurskim ("Małi Princ") czy kuriowskim ("Mały Kśę̈ć po kurpśosku").
Oryginał "Le Petit Prince" powstał latem 1941 roku, w następstwie pobytu najlepszego pisarza wśród pilotów – i vice versa – w szpitalu w Los Angeles. Nasiliły się wówczas jego problemy zdrowotne, pogłębione rozterkami z powodu opuszczenia ojczyzny po niemieckiej inwazji na Francję, jak też przymusowym rozstaniem z matką oraz emocjonalną niestabilnością jego związku z żoną Consuelą. W szpitalnym łóżku na emigracji ucieczką od strapień dla Antoine'a de Saint-Exupéry'ego stały się baśnie Andersena.
Przyjazd Consuelo z Francji zmobilizował pisarza do ukończenia jego własnej gawędy – quasi-autobiograficznego "Małego Księcia" i rozszerzenia w nim wątku róży (pierwowzorem tej baśniowej postaci była żona Exupéry'ego). "Le Petit Prince" to jego jedyna, własnoręcznie przezeń zilustrowana książka w formie baśni. Po jej wydaniu udał się do francuskiej bazy lotniczej w Afryce Północnej.
44-letni wówczas pilot startował stamtąd do lotów bojowych (kwalifikacje pilota cywilnego uzyskał w 1921 roku; w 1922 stał się pilotem wojskowym). Z dziewiątego lotu bojowego nie powrócił – 31 lipca 1944 roku niemiecki pilot zestrzelił atakującego go Lightninga z francuskimi oznaczeniami. Maszyna z autorem "Pilota wojennego" za sterami zatonęła w pobliżu wyspy Frioul, niedaleko Marsylii.
Wątku lotniczego nie zabrakło i w "Le Petit Prince", który od pierwszego wydania cieszył się wyjątkowym zainteresowaniem polskich czytelników – w literackiej polszczyźnie doczekał się, jak dotąd, 22 przekładów. Nie licząc tłumaczenia angielskiego (w nim bowiem książka ukazała tuż przed wydaniem francuskiego oryginału) to właśnie język polski był pierwszym, na który przełożono ją już dwa lata po zakończeniu wojny: tłumaczyła Marta Malicka, wydała Spółdzielnia Wydawnicza Płomienie, Warszawa 1947. Przekłady na kolejne języki – niemiecki i włoski – ukazały dopiero po następnych dwóch latach.
W naszym kraju największym powodzeniem cieszy się jednak przekład Jana Szwykowskiego z 1958 roku. Do 2017 roku ukazał się 44-krotnie. To tłumaczenie stanowi w tym tekście punkt wyjścia przy omawianiu pozostałych, gwarowych wersji.
Można się zastanawiać, czy warto u nas wydawać książkę dla mniej więcej 10 osób mówiących po prusku. Na świecie jednak tym językiem włada już kilkadziesiąt osób. Mają one dzieci, dla których pruski jest językiem domowym – ojczystym.
Toteż w 2009 roku naukowa organizacja SIL International zmieniła klasyfikację tego języka – z wymarłego na ożywiony. Wydawcą "Līkuts Princis"jest Stowarzyszenie Prusów Prusaspira, zrzeszające osoby zajmujące się odbudowywaniem staropruskiej tożsamości, etnosu, języka, religii czy kultury. Książkę w nakładzie 200 sztuk wydano własnym sumptem.
Nie ulega wątpliwości, że każda wersja językowa jest potrzebna. Daje bowiem możliwość jak najbliższych, osobistych kontaktów z francuskim arcydziełem. Trzeba pamiętać, że każda gwara czy dialekt posiada własne, charakterystyczne znamiona językowej ekspresji, co znakomicie poszerza możliwości interpretacyjne oryginału.
Zobaczmy to na trzech przykładach. Kierując się chronologią publikacji poznańskiego wydawnictwa Media Rodzina, pierwszy był "Książę Szaranek" – tak w gwarze wielkopolskiej brzmi tytuł najpopularniejszego dzieła Antoine'a de Saint-Exupery'ego. "Księcia Szaranka", zez obrozkami autora, przetminął na gwarę wielkopolską Juliusz Kubel: "Mimo, że tłumaczenie było, moim zdaniem, wierne i piękne, beż żadnego zamiaru satyrycznego i chęci wywołania śmiechu, dzieciaki turlały się po podłodze, śmiejąc się nie wiadomo z czego. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że moja praca ma sens".
Następny przekład – "Mały Princ", ze ôbrozkami ôd autora, przełożōł na ślōnski jynzyk Grzegorz Kulik: "Jak ino wydownictwo spytało ale mie, czy bych chcioł, toch zaroz ôdpedzioł, iże toć, że chca. Mały Princ to przeca niyôbyczajno historyjo ô tym, co w żywobyciu je richtich ważne, a skirz naszyj ludzkij natury, ta ôpowiyść po latach nic niy traci ze swojij aktualności. Niyrôz we dziynnyj uwijaczce dobrze je na chwila stanōńć i spōmnieć sie słowa ôd liszki". Jakie to słowa lisa, dopowiemy później.
Trzecie tłumaczenie – "Mały Królewic", z obrozkami autora, przełożyła na gwarę podhalańską Stanisława Trebunia-Staszel: "Nie miałam na celu archaizacji języka, ani oderwania go od codziennego, współczesnego użycia, ale raczej przywrócenie życia pięknym, zapomnianym dziś sformułowaniom gwarowym. Mam nadzieję, że przekład będzie czytelny także dla odbiorców młodego pokolenia, a dla tych, którzy natrafią na problemy, pomocą jest słowniczek, który zamieszczamy na końcu powieści".
Dodajmy, że słowniczki znajdują się we wszystkich omawianych tu wersjach "Małego Księcia", co jest znakomitą pomocą dla czytelnika mniej obeznanego z lokalnymi dialektami. Lektura wszystkich czterech wersji – bo obok gwarowych wliczam także tłumaczenie na literacką polszczyznę – skłania mnie do wyznania, że jako krakowianinowi w drugiej połowie życia zamieszkałemu w Warszawie najłatwiej przychodziło czytać przekład na gwarę podhalańską, po czym – śląską. Zapis wielkopolski sprawił mi najwięcej trudności, ale dzięki niemu dowiedziałem się np., że gołas znaczy gołąb, zaś pazura to dłoń.
Ze słowniczka dołączonego do "Księcia Szaranka" wynika, że "porąbani" to "nienormalni" (mowa tu głównie o "starych kakrach", czyli dorosłych). Wyraz ten pojawia się kilkakrotnie na stronach opowieści (ss. 41, 51), acz niekiedy w odmiennej formie, jako "porombani" (ss. 39, 98): "To kwicie jezd cołkie porombane…" – pomyślał Mały Książę o róży. Podobna oboczność nie mogłaby wystąpić w wersji podhalańskiej "Mały Princ", gdzie dźwięczne samogłoski: "ą" i "ę" w ogóle się nie pojawiają, zastąpione odpowiednio przez: "o", "e", "om", "on", "em", "en", "iyn".
Od nieco dosadnej gwary wielkopolskiej: ("»Jacyś porąbani są ci starsi« – powiedzioł do siebie Książę Szaranek i polecioł dzieś precz w kosmos"), łagodniej brzmi tłumaczenie na "ślōnski jynzyk": ("– Ci mojryntni, ôni sōm fes cudaczni – pedzioł do siebie Mały Princ po drōdze"). Podhalański przekład z kolei wydaje się najbardziej zrozumiały: ("– Duzi ludzie som jes dziwni – pedzioł do sie Mały Królewic"). Żeby jednak mieć pełne wyobrażenie o wszystkich trzech wersjach językowych, przypomnijmy najbardziej znane zwroty z "Małego Księcia".
Gwara wielkopolska:
– Tej, a dzie są ludzie? – wreszcie ruszył papą Książę Szaranek. – Jest się ździebko tak aby samemu do sie na ty pustyni.
– Ludzie tyż czasym są samotni – stwiyrdził wąż.
Gwara śląska:
– Kaj sōm ludzie? – w kōńcu spytoł Mały Princ. – Trocha samotnie na pustyni…
– Miyndzy ludźmi tyż je samotnie – prawiōł god.
Gwara podhalańska:
– A kany som jes ludzie? – chycieł znowa Mały Królewic. – Na pustyni jes cłekowi otukno i smutno.
– Tak samo cłek jes samotny pomiendzý ludziami – prawiéł god.
Pora wyjawić tajemnicę, jaką Małemu Księciu dał na odchodne lis (jeśli ktoś jej jeszcze nie zna). Jest to jedna z najważniejszych sentencji baśniowej opowieści: ("– A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu") – tak przetłumaczył Jan Szwykowski. W identycznej kolejności jak poprzednie cytaty brzmi to następująco:
– A to jezd moja tajymnica. Prosto, jak drut: Dobrze się widzi aby sercym. To co jezd nojwożniejsze, jezd do ócz nie do zobaczynio.
– Ôto mōj sekret, blank prosty sekret: niczy sie niy widzi tak dobrze, jak sercym. To, co nojważniysze, tego ôczy niy widzōm.
– A to jes mój sekret. Jes barz prosty: Nicym nie widzi sie tak dobrze jako sercem. Nowoźniejse jes to, cego ocý nie widzom.
Pora też ujawnić moje ulubione fragmenty. Wielkopolskie słownictwo gwarowe potrafi być zwodniczo uwodzicielskie, jak w tym pierwszym spotkaniu narratora z jasnowłosym Księciem Szarankiem: "– Tej, jo ciebie proszę... nagrygol mi baranka. – Co chciołeś? – Nagrygol mi baranka...". Trudno się dziwić, że poznańska dzieciarnia zwijała się ze śmiechu.
Odnalezione w wersji śląskiej: "Siado sie na hołdzie pustynnego piosku, nic sie niy widzi, nic sie niy słyszy. A jednak coś się jarzi we ciszy…". Jarząca się cisza – metafora godna poety. I dostrzegalne wpływy mowy południowych sąsiadów.
Podhale z kolei zadziwia – jak zawsze – swojskim surrealizmem: "Mały Królewic ośmioł sie, kie usłysoł o kierdlu słoni". Ja, jako czytelnik, "ośmiołek sie" również. Ale i w tym tłumaczeniu nie brak poezji, np.: "Cała planeta pochnena od mojego kwiatu", albo też "Kraina łez mo w sobie tajemnom moc" – czemu trudno zaprzeczyć.
Niektóre zwroty dopiero w gwarowym tłumaczeniu odsłaniają swój pełny blask i nabierają mocy, jak u Stanisławy Trebuni-Staszel:
Na piyrsej planecie gazdował król. Wyzdajany w pupure i gronostaje, siedzioł na tronie, co był prosty, ale godny.
– W rzecý samej… – mógłbym dodać za narratorem.
Dodatkową atrakcją omawianych tu wydań są dołączone do książek krążki CD MP3 z tekstami czytanymi przez tłumaczy (wersja wielkopolska i podhalańska) i przez aktora Mirosława Neinerta (wersja śląska).
Bibliografia:
Antoine de Saint-Exupéry, "Książę Szaranek", zez obrozkami autora, przetminął na gwarę wielkopolską Juliusz Kubel, Poznań 2016
Antoine de Saint-Exupéry, "Mały Princ", ze ôbrozkami ôd autora, przełożōł na ślōnski jynzyk Grzegorz Kulik, Poznań 2018
Antoine de Saint-Exupéry, "Mały Królewic", z obrozkami autora, przełożyła na gwarę podhalańską Stanisława Trebunia-Staszel, Poznań 2020
Antoine de Saint-Exupéry, "Mały Kśę̈ć po kurpśosku", przełożyli: Irena Bachmura, Zofia Bogdańska, Leszek Czyż, Henryk Gadomski, Mirosław Grzyb, Krystyna Łaszczych, Milena Nalewajk, Krystyna Opalach-Olender, Ania Raskolnikoff i Danuta Staszewska, Ostrołęka 2022