Obrońcy
Profil: Kazimierz Wierzyński, wiek XIX, zdeklarowany skamandryta. Pozycja: wieloletni redaktor naczelny "Przeglądu Sportowego". Złoty medalista IX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie w konkursie literackim za tom poezji "Laur olimpijski".
Futbol jest rodzajem "natchnionej poezji, układającej się w kunsztowne rymy na tle zielonej murawy". Przynajmniej tak twierdził Pier Paolo Pasolini. Wierzyński również rymuje, nawet regularnie, chociaż używa raczej środków niskich lotów. Mimo to nie można mu odmówić patosu sięgającego "szczytu Pirenejów", o który to opiera się bohater wiersza "Match footballowy". Poeta rozgrywa mecz w sześciu strofach, z wersu na wers rośnie jego ranga. Murawę zastępuje arena "największego Colosseum świata", piłkarze – a właściwie jeden bramkarz – stają się gladiatorami, zaś miliony kibiców wstrzymują oddech, by zapłonąć "niczym aureola" po udanej akcji.
Odrzuciwszy jednak interpretacyjną warstwę ironii, czytelnik dostrzeże w tym utworze inne sensy: antyczne wzorce współzawodnictwa, zjednoczoną publiczność, brak granic fizycznych i kulturowych. Wierzyński w meczu piłki nożnej widział widowisko (Eco twierdził, że odciągają one uwagę społeczeństwa od spraw zasadniczych), a także wielką pasję i przede wszystkim tego oczekiwał od zespołu dziennikarzy, którym kierował: prawdziwych emocji.
Wierzyński do Peipera.
Profil: Tadeusz Peiper, trochę z innej epoki. Pozycja: papież awangardy. Specjalista układu rozkwitania. Przez Jerzego Kwiatkowskiego zwany "sportowcem poezji" i "szachistą słowa".
W "Footballu" z tomu "Żywe linie" Peiper dał się poznać jako zwolennik nieskończonej liczby kombinacji słów z powtórzeniami. Oparty na serii peryfraz zapis lotu piłki został spowolniony przez wyszukaną metaforę. Futbolówka unosi się i opada niczym ptak, który "rozpinał łuk szeroko wykreślony biodrem najpiękniejszej kobiety", "na szczycie umiałby być zdaniem z wiśni", by w końcowej fazie chłostać "niebo jak gniewna kreska". Forma naśladuje treść: poeta użył przerzutni, kształt opisywanego przedmiotu podkreślił klamrą kompozycyjną utworu. Tym samym zastosował swój program poetycki w praktyce. Pauza kończąca wiersz zdaje się sugerować, że piłka nadal jest w grze.
Peiper mocnym przerzutem przenosi grę na prawą stronę, piłka odbija się od przeciwnika, piłka poza boiskiem. Z autu wrzuca Rokita.
Profil: Zbigniew Rokita, najmłodszy w reprezentacji polskich pisarzy, debiutant (jeśli chodzi o występy indywidualne). Pozycja: strażnik faktów. Zawodowo obserwuje Europę Środkowo-Wschodnią. Prywatnie kibicuje śląskim klubom.
Na literacko-piłkarską murawę Rokita wbiegł z impetem 28 marca 2018 roku. Tego dnia w mediach ukazała się informacja o rychłym spadku reprezentacji Polski z 6. na 10. miejsce w rankingu FIFA (w ostatnim notowaniu przed mundialem awansowaliśmy na 8. lokatę), a w księgarniach pojawiła się książka "Królowie strzelców". Reporter prezentuje w niej wysoką formę niezwykle ważną z punktu widzenia uprawianego gatunku. Trzyma się wcześniej ustalonej taktyki, mimo że emocje, jakie wzbudzają piłka nożna (i nie tylko) oraz polityka, sięgają zenitu. Przegląd pola zaczyna od Imperium Rosyjskiego i początków futbolu, gdy ten postrzegany był jako cyrk, po czym gładko przechodzi do współczesności. Stawia trafne diagnozy w politycznej grze, która rzuca światło na aktualną kondycję Europy Wschodniej.
Rokita pisze też niejako z autu, spoza głównego nurtu, gdy przybliża historie drużyn biorących udział w mistrzostwach świata reprezentacji nieuznanych przez FIFA: Romów, Lapończyków, Górskiego Karabachu czy Abchazji i Pendżabu – uczestników finałowego starcia. Przy okazji udowadnia, że wartość zawodnika mierzy się sercem włożonym w grę, a nie stanem bankowego konta. W jego opowieści ciekawie przedstawiają się losy założycieli Spartaka Moskwy. Bracia Starostinowie w posągowych pozach strzegą dziś stadionu, na którym Polska zmierzy się z Senegalem podczas rosyjskiego mundialu.
Piłkę przejmuje Podsiadło.
Profil: Jacek Podsiadło, tworzy dla czytelników w każdym wieku. Pozycja: dowolna – do wszystkich podchodzi sceptycznie. Przyznaje, że futbol może być równie ważny jak "kosmologia, eschatologia czy osteoporoza".
Podsiadło preferuje grę w obronie z nastawieniem na kontry. Zaczynając od frazy: "A mój syn…", relacjonował w felietonach m.in. mecze piłki nożnej rozgrywane z potomkiem. Zdarzało mu się krytykować, a nawet parodiować język komentatorów sportowych, co radiowcowi przychodziło z łatwością. Jego wiersze nierzadko mówią o piłkarskich emocjach, chociaż uparcie twierdzi, że te go nie dotyczą. Kojarzy nawet sam akt tworzenia z tym, co dzieje się na boisku:
tamci dryblują
a ja pieczołowicie sklejam wers do wersu.
Fleksje, rytmy, dokładne przerzuty, woleje.
Jego fascynacja sportem przejawia się w pełni w powieści dla młodzieży "Czerwona kartka dla Sprężyny", której bohaterowie i wydarzenia przypominają "Do przerwy 0:1" Adama Bahdaja. Czyżby literacki rewanż? U Podsiadły szkółka piłkarska staje się szkołą życia: są zwycięstwa i porażki, rywalizacja i przyjaźń, pot, łzy i marzenia. Książka napisana z fantazją, komentatorskim zacięciem, znajomością futbolowego slangu, ale i dydaktyzmem.
Podanie do Dygata.
Pomocnicy
Profil: Stanisław Dygat, "chłopiec z boiska" (określenie Kaliny Jędrusik, żony). Pozycja: polemista. Zwany też "księciem warszawskim". Gdyby nie bariera językowa, prawdopodobnie zostałby lewym łącznikiem chilijskiej drużyny futbolowej.
Wspólnie z Holoubkiem i Konwickim godzinami przesiadywał w warszawskich lokalach, rozprawiając o piłce nożnej. Wszyscy trzej regularnie chodzili na mecze, a upust sportowym emocjom dali na łamach "Literatury", gdzie w cyklu "Mniejsza o medale" komentowali mundial ’74. Konwicki wspominał przypadkowe spotkanie z Dygatem, gdy ten "z angielska wytworny, wypomadowany i wyjardlejony" zmierzał gdzieś z "tajemniczym bukiecikiem". Niejeden piłkarz pozazdrościłby mu eleganckiego stylu – również językowego.
Dygat rozmyślał o futbolu nawet przy goleniu. Chociaż zarzekał się, że jest amatorem ("z tego, co na przykład dzieje się na boiskach piłkarskich, rozumiem najwyżej jedną czwartą"), z dyscypliny tej uczynił stały fragment gry z czytelnikiem swoich felietonów. W "Kołonotatniku" sytuuje piłkę między komedią dell’arte a happeningiem. Istotne są dla niego zasady fair play zarówno w życiu, jak i na boisku. Z czasem zaczął dostrzegać też ciemną stronę sportu: brutalnych graczy i kapryśnych kibiców. Podobno zaliczał się do tych ostatnich.
Podanie do Konwickiego.
Profil: Tadeusz Konwicki, w diagnozach bezterminowy. Pozycja: intelektualista. Posiada duże doświadczenie w dryblingu z cenzurą PRL. Mówił, że sport był treścią jego dzieciństwa i młodości.
Mecz jest zminiaturyzowaną historią ludzkości
– pisał w "Kalendarzu i klepsydrze", w którym żonglował gatunkami. Książka ukazała się w roku wywalczenia przez polskich piłkarzy olimpijskiego srebra w Montrealu. Konwicki wielokrotnie wracał w niej myślami do rozgrywek sportowych. Przyznawał, że mistrzostwa świata są dla niego tym, czym festiwal w Cannes dla Andrzeja Wajdy (5 lat później reżyser otrzymał Złotą Palmę). Potrafił też trzeźwo spojrzeć na kondycję polskiego sportu. Ten z kolei był znakomitym pretekstem do komentowania rzeczywistości, m.in. w cyklu felietonów "Z miejsc stojących" ukazujących się w "Nowej Kulturze". W rozmowach z Dygatem i Holoubkiem mundial posłużył mu do analizy charakteru narodowego Polaków. Praktycznie każdy przejaw jego literackiego talentu nadaje się na intelektualną rozgrzewkę przedmeczową.
Konwicki do Dygata, ten do Konwickiego – oni tak mogą w nieskończoność – z lewej strony przyspiesza Boy, podanie do niego.