Bella Davidovich, fot. "Chopin Express"
Rozmowa Johna Allisona z Bellą Davidovich, laureatką I nagrody 4. Konkursu Chopinowskiego, jurorką 16. Konkursu.
John Allison: W Jury zasiada pani drugi raz, a na Konkursie jest po raz trzeci. Jakie są największe różnice między współczesnymi edycjami, a tą z 1949 roku?
Bella Davidovich: Obecnie należy wykonać większy, dłuższy i trudniejszy program. W moich czasach było inaczej. Mieliśmy inny kłopot. Pierwszy konkurs po wojnie odbywał się w Sali Koncertowej Teatru Roma. Jury nas nie widziało. Przez to byliśmy jeszcze bardziej zdenerwowani. Podczas losowania kolejności uczestników wyciągaliśmy zamknięte koperty.
Czy wtedy było więcej czy mniej uczestników?
Może 40 i żadnego z Azji. Było dwóch lub trzech z Brazylii. Najliczniejsza była ekipa polska i ekipa rosyjska.
Pamiętam opinie (w książce Jamesa Methuen-Campbella o historii chopenistyki), że w pani interpretacjach Chopina było więcej serca niż u Światosława Richtera, i że były bardziej komunikatywne niż wykonania Emila Gilelsa. Na czym polegał sekret pani sukcesu?
Zawdzięczałam to dobrej szkole rosyjskiej, która odznacza się, przede wszystkim, śpiewnym tonem. Fortepian nie jest instrumentem perkusyjnym. Liczy się dźwięk i wyobraźnia. Studiowałam u Fliera i Igumnowa. A Igumnow uczył Fliera. To była jedna szkoła. Ale pamiętam, jak wiele lat temu, na początku lat 60., Gilels grał Sonatę b-moll
Chopina po pogrzebie swojej matki. Nigdy tego nie zapomnę, do końca życia. Słyszałam tu wiele Sonat b-moll, ale nikt nigdy nie płakał.
W tym Konkursie niewiarygodne znaczenie ma historia, gdyż tak wielu członków jury jest zwycięzcami poprzednich konkursów. Fascynuje mnie to, w jaki sposób ta historia jest przekazywana dalej. Pani była jedną z ostatnich studentek Igumnowa, a on uczył w Konserwatorium Moskiewskim od 1899 roku...
I uczył Lwa Oborina, pierwszego zwycięzcę.
Jaki on był? Miał opinię osoby bardzo niedostępnej.
Faktycznie taki był, miałam bliższy kontakt z Flierem i innymi. Do mnie Igumnow odnosił się bardzo oficjalnie, ale lekcje były fantastyczne. Rok przed II wojną światową miałam z nim lekcję, podczas której pracowaliśmy wyłącznie nad partią lewej ręki w Nokturnie f-moll. Nikt nie mógł się z nim równać.
Mówiła pani o stylu rosyjskim. Jaka jest różnica między polskim i rosyjskim sposobem grania Chopina?
Obecnie wyczuwa się różnicę, ponieważ rosyjskie konserwatoria straciły wielu sławnych nauczycieli. Ale w 1949 roku nie było prawie żadnej. Pamiętam
Basię Hesse-Bukowską. A Halina [
Czerny-Stefańska] cudownie grała mazurki. Wszystko brzmiało bardzo naturalnie. Tak samo było z polonezami. Obecnie gra się polonezy głośno, czasem nawet brzydkim dźwiękiem, i w szybszych tempach. Zapomina się o specjalnym polskim kostiumie, w którym tańczy się poloneza. Dzisiejsze tempa nie nadawałyby się na otwarcie balu u monarchy. Dziś za dużo słychać karaoke.
Rozmawiał John Allison, październik 2010.
Tekst pochodzi z 21. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także w "Chopin Express" 21:
"Znamy się ze słyszenia" - mówi Ian Gillan z zespołu Deep Purple