Spis treści
Wychowawcze ABC Korczaka
Dom Sierot
Prawo dziecka do szacunku
Korczak?
Przez ostatnie 70 lat wiele z myśli Korczaka przedostało się do pedagogicznego mainstreamu (inna kwestia - czy do praktyki). Europejską normą stała się nietykalność fizyczna dziecka, coraz częściej piętnowana jest także wszelka przemoc psychiczna - a powszechniejsze staje się podejście do dziecka oparte na szacunku. Ale co w praktyce oznaczają te zasady? I co tak naprawdę mówi Stary Doktor?
Wychowawcze ABC Korczaka
Bardzo trudno znaleźć u Korczaka jakąś uniwersalną formułę czy instrukcję wychowania. On sam unikał w swoich pismach wszelkich definicji, wytycznych, zasad i recept. W tym sensie książki Korczaka leżą na antypodach współczesnych podręczników i poradników, z których można się dowiedzieć, ile dziecko powinno spać, co jeść, i jak my się mamy wobec niego zachowywać.
Brak uniwersalnych recept wynikał też z głoszonego przez niego prymatu doświadczenia. Korczak zakładał możliwość mylenia się i popełniania błędów przez rodzica czy wychowawcę w relacji z dzieckiem. Co więcej, podkreślał, że dopiero z tych błędów wynika wiedza.
Jego książki to często bardziej niekończący się ciąg pytań, które mają skłonić do zastanowienia rodzica czy wychowawcę. Istotną rolę pełni w nich psychologiczny opis – ale nie dziecka, lecz wychowawcy i uczuć (poirytowania, gniewu, itp), które w człowieku dorosłym wzbudza zachowanie dziecka. O tym osobliwym zabiegu pisał Stanisław Tomkiewicz:
"To wmieszanie dorosłego, żeby nie powiedzieć terapeuty w opis relacji z dzieckiem, pozostaje jeszcze wyjątkowe w literaturze fachowej, w ponad pół wieku po tym, jak Freud opisał przeniesienie zwrotne." (Stanisław Tomkiewicz, "Oryginalność i aktualność dzieła pedagogicznego Janusz Korczaka" w: "Janusz Korczak. Dzieło i życie. Materiały z Międzynarodowej Sesji Naukowej", Warszawa 1982)
To właśnie te obnażane przez Korczaka podświadome założenia i psychiczne postawy, z jakimi podchodzimy do dziecka, leżą u podstaw całej restrykcyjnej sieci zakazów i obostrzeń, którymi obwarowane jest dzieciństwo:
"Im mizerniejszy poziom duchowy, bezbarwniejsze moralne oblicze, większa troska o własny spokój i wygodę, tym więcej zakazów i nakazów, dyktowanych pozorną troską o dobro dziecka". ("Jak kochać dziecko", część "Internat")
Korczak namawia do nieuprzedzonego podejścia do dziecka, w którym do głosu dochodzi troska i uważność, a także pełna miłości otwartość i wyczulenie na jego potrzeby:
"Bądź sobą i czujnie przyglądaj się dzieciom wówczas, gdy sobą być mogą. Przyglądaj się i nie żądaj. Bo nie zmusisz żywego, zaczepnego dziecka, by było skupione i ciche; nieufne i chmurne nie stanie się szczerym i wylewnym; ambitne i oporne nie będzie łagodnym i uległym" ("Jak kochać dziecko - Internat")
Tu też uwidacznia się kluczowe założenie Korczaka: że każde dziecko jakieś już jest. Był przekonany, że dziecka nie można ukształtować zgodnie ze swoimi marzeniami i wyobrażeniami:
"Mogę stworzyć tradycję prawdy, ładu, pracowitości, uczciwości, szczerości, ale nie przerobię żadnego z dzieci na inne niż jest. Brzoza pozostanie brzozą, dąb dębem, łopuch łopuchem. Mogę budzić to, co drzemie w duszy, nie mogę nic stworzyć". ("Jak kochać dziecko")
Dom Sierot
Łatwiej mówić o systemie wychowawczym zastosowanym przez Korczaka w Domu Sierot (sam Korczak wolał nazwę Dom Dzieci) i - w nieco mniejszym stopniu - w Naszym Domu (prowadzonym od 1919 r. przez Marynę Falską). Jego istotą była metoda wychowania zespołowego i samowychowanie dzieci.
Jednym z najważniejszych symboli samostanowienia w Domu Sierot był sejm. Dzieci były podzielone na okręgi - po pięcioro w każdym - posłów było 20. Sejm dysponował budżetem w wysokości pół procent wydatków całego domu. Mógł je przeznaczyć na rozrywki, zabawki, etc.
Inną ważną, acz kontrowersyjną instytucją życia sierocińcowego był sąd koleżeński, powołany do rozstrzygania konfliktów między dziećmi. Każdy wychowanek miał prawo podać do sądu kolegę, a także wychowawcę - sędziami były dzieci.
W Domu Sierot istniał rozbudowany system dyżurów - dzieci pracowały w parach (dziecko starsze-młodsze, chłopiec-dziewczynka). Dyżury miały uczyć współżycia społecznego i wartości pracy. Korczak przykładał do nich bardzo dużą wagę i dbał, by dzieci myślały o nich bardziej w kategorii honoru niż uciążliwego obowiązku.
Podobna idea przyświecała komisji opiekuńczej, w ramach której starsze dzieci opiekowały się młodszymi, nowymi kolegami. Miało to rozwijać u starszych poczucie odpowiedzialności, u młodszych poczucie bezpieczeństwa i zaufania.
Inne nowatorskie rozwiązania w Domu Sierot to gazetka, tablica ogłoszeń, skrzynka do listów, notariat (zeszyt, w którym odnotowywano wszystkie transakcje między dziećmi). W rozwiązaniach tych widać prymat - a niektórzy widzieli też rozbuchaną biurokrację - słowa pisanego, które Korczak uważał za bardzo istotne w wyrażaniu i kształtowaniu charakteru dzieci. Sądził, że jest wiele rzeczy, o których dziecko nie powie, ale może napisze. Podobne założenie przyświecało redagowanemu przez Korczaka dziecięcemu dodatkowi do "Naszego Przeglądu", największej międzywojennej polskojęzycznej gazety żydowskiej. "Mały Przegląd" ukazywał się raz w tygodniu (co piątek) od 1926 do1939 roku.
Innym narzędziem, przy pomocy którego Korczak próbował kształtować charakter dzieci, były zakłady. Raz w tygodniu Stary Doktor zakładał się z wychowankami, ustalając maksymalną ilość wykroczeń (np. "nie powiem cholera więcej jak pięć razy"). Po tygodniu dochodziło do weryfikacji - w przypadku zwycięstwa nagrodą były trzy cukierki. Nie kontrolowano prawdomówności dziecka. Także w tym rozwiązaniu przejawia się charakterystyczna dla Korczaka zasada pracy nad sobą.
"Prawo dziecka do szacunku"
Punktem wyjścia Korczakowskiej pedagogiki jest prawo dziecka do szacunku. Co właściwie ono oznacza? Jak wiele wniosków Korczaka, także ten wypływa z uważnej obserwacji pozycji dziecka w społeczeństwie. Korczak zauważył, że dziecko ma paradoksalny, niepełny status – niby jest, ale nie do końca – dla dorosłych jest tylko dzieckiem, kimś kto dopiero będzie. Mówił:
"Są jakby dwa życia: jedno poważne, szanowne, drugie pobłażliwie tolerowane, mniej warte. Mówimy przyszły człowiek, przyszły pracownik, przyszły obywatel. Że będą, że później zaczną naprawdę, że na serio dopiero w przyszłości. Pozwalamy łaskawie plątać się obok, ale wygodniej bez nich"
Może najlepiej ten niepełny status dziecka w naszym społeczeństwie pokazuje inne Korczakowskie porównanie:
"Dziecko jest cudzoziemcem, nie rozumie języka, nie zna kierunku ulic, nie zna praw i zwyczajów. Niekiedy samo rozejrzeć się woli; gdy trudno prosi o wskazówkę i radę. (s. 77)
Wychowawca stawał się tu kimś w rodzaju przewodnika i jednocześnie etnologa, który przygląda się obcemu plemieniu, aby jak najlepiej je zrozumieć.
Niepełny status dziecka bywa źródłem cierpienia i upośledzenia. Z tej konstatacji wywiódł Korczak należne dziecku prawo do szacunku: dla niewiedzy (dziecko jest cudzoziemcem – "potrzebny przewodnik, który grzecznie odpowie na pytanie"), dla pracy poznania (wrodzonej ciekawości, która często jest dla nas uciążliwością), dla niepowodzeń i łez (zadrapanego kolana, kleksa w zeszycie, który jest problemem – "nawet łzy dziecka wywołują żartobliwe uwagi, zdają się mniej ważne, gniewają"). I dalej: szacunek dla jego własności i budżetu ("tyle istotnych życzeń, potrzeb i pokus, a nie ma"), dla tajemnic i wahań ciężkiej pracy wzrostu (tu zawierały się wszystkie te stany – gorsze samopoczucie, znużenie, etc, które z czegoś wynikają, a które dorosły traktuje jako fanaberie). Wreszcie szacunek dla bieżącej godziny, dla dnia dzisiejszego: "szacunku dla każdej z osobna chwili, bo umrze i nigdy się nie powtórzy, a zawsze na serio":
"Pozwólmy ochoczo pić radość poranka i ufać. Dziecko tak właśnie chce. Nie żal mu czasu na bajkę, rozmowę z psem, chwytanie piłki, dokładne obejrzenie obrazka, przerysowanie litery, a wszystko życzliwie. Ono właśnie ma słuszność" - pisał Korczak w broszurze "Prawo dziecka do szacunku".
Ten ostatni postulat, który wieńczy to wyliczenie, ale jest też jego fundamentem - to już raczej wezwanie egzystencjalne. Korczak mówi o czymś, co może być tylko owocem wewnętrznej pracy – o szacunku, a więc uwadze, która nie może być narzucona z zewnątrz nakazem czy ustawą. Inaczej – stwierdza proroczo – wszystko jest fałszem:
"życie współczesne kształtuje silny brutal, homo rapax; on dyktuje metody działania. Kłamstwem są jego ustępstwa dla słabych, fałszem cześć dla starca, równouprawnienie kobiety i życzliwość dla dziecka." ("Prawo dziecka do szacunku")
Rewersem prawa dziecka do szacunku jest bowiem obowiązek odnajdywania tego szacunku i uwagi w sobie, a więc wytężona praca nad sobą - co także było dla Korczaka bardzo istotne.
Korczak?
Żeby zrozumieć, jak daleko wciąż jesteśmy od ducha nieortodoksyjnej mądrości Korczaka, wystarczy go czytać. Wtedy też okazuje się, jak nieadekwatne mogą być wszelkie próby zaszufladkowania go. Przykładem może być jego wizja pokoju dziecięcego z "Jak kochać dziecko":
"Może do pokoju małego dziecka potrzeba nie linoleum, a fura zdrowego, żółtego piasku, spora wiązka patyków i taczka kamieni? Może deska, tektura, funt gwoździ, piła, młotek, tokarnia byłyby lepszym podarkiem niż ‘zabawa’, a nauczyciel rzemiosł pożyteczniejszy niż mistrz gimnastyki czy pianina."
Jednocześnie myliłby się, kto by sądził, że Korczak nie stosował kar cielesnych. O tym, jak "wymierzał łapę" podopiecznemu można przeczytać choćby w jego "Pedagogice żartobliwej", o tym jak targał za uszy w "Jak kochać dziecko. Kolonie letnie".
Wiele osób zdziwiłoby się też czytając, co Korczak sądził o zabawie. Bynajmniej nie uważał jej za naturalny, przyrodzony dziecku stan istnienia: "Ono zwraca się do zabawy pod przymusem, ucieka do niej przed złą nudą, tuli się przed groźną pustką, kryje przed zimnym obowiązkiem" - pisał w "Jak kochać dziecko". Korczak był o wiele bardziej niekonwencjonalny i radykalniejszy niż nam się wydaje. Tak naprawdę wciąż mało o nim wiemy. I dlatego trzeba go czytać.
Mikołaj Gliński, grudzień 2012