Contrę la Contrę można by nazwać grodzieńską Guerniką Y Luno czy Homomilitią, ale warto też przypomnieć ich odniesienia do radzieckiego undergroundu lat 80. Grali swego czasu "Błędnego bio-robota" leningradzkiego zespołu Nol, to jeden z najmocniejszych rosyjskojęzycznych protest songów ekologicznych. Istnieje więc pewna ciągłość, wbrew poczuciu beznadziei i stereotypom społecznej apatii, duch protestu przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Nowi artyści nie ukrywają swoich fascynacji alternatywą sprzed ćwierćwiecza. Dziś dotyczy to młodych popularnych, ale też bezkompromisowych raperów – takich jak Face pochodzący z uralskiej Ufy. Jego teksty piętnujące systemową przemoc są motorem dla dzisiejszych dwudziestolatków, których energia najbardziej rozpala protesty w Rosji, ale też w Białorusi.
Grodno jest miastem, w którym związki z Polską są bardzo silne i widać to zwłaszcza w środowiskach alternatywnych. Dziś działa w Grodnie wspaniały bar Nesterka w ikonicznym modernistycznym gmachu Teatru Dramatycznego. Grało tam sporo polskich zespołów, np. Siksa czy Ukryte Zalety Systemu. Sporo osób uważa, że to najlepszy punkowy bar w Europie wschodniej. Ale to przede wszystkim niezastąpione miejsce lokalnych aktywności gromadzące progresywnie nastawioną młodzież z całego miasta.
Mówiliśmy o scenie punkowej, która z założenia jest poza głównym nurtem, ale przez lata na białoruskiej scenie występowała paradoksalna sytuacja: z jednej strony było to głębokie podziemie a z drugiej zjawisko, które nazwałbym "mainstream undergroundem": zespoły jak kiedyś N.R.M., Lapis Trubieckoj czy teraz Brutto, które grają przystępną muzykę i cieszą się dużą popularnością, ale z powodów politycznych też miały problemy z występowaniem.
Tak, no to były też inne generacje, inne środowiska muzyczne i inne podejście do pewnych rzeczy. To, co reprezentowała sobą Contra la Contra, było niszowe, ale równocześnie bardzo uniwersalne, osadzone w ogólnoświatowym kontekście. Zespoły takie jak N.R.M. hołdowały tekstowo inteligenckiej, białoruskojęzycznej tradycji, a w sensie muzycznym był to tradycyjny rock, często z domieszką folku. Mam na myśli ludową słowiańską melodykę i frazowanie – zjawisko popularne też w ukraińskiej muzyce rockowej. Lapis Trubieckoj był kiedyś bardzo popularny w całym byłym ZSRR, występował na festiwalach rockowych w wielkich halach i na stadionach. Z kolei zespoły ze sceny DIY, wyjeżdżając za granicę grały w skłotach, a u siebie – tylko w nielicznych małych klubach. Przede wszystkim jednak organizowały nielegale w partyzanckich plenerowych lokalizacjach. Sprzęt nagłaśniający i generator prądotwórczy rozstawiany był gdzieś w lesie, wiadomości przekazywane pocztową pantoflową, później przez internetowe komunikatory. Te koncerty były raz po raz zrywane przez milicję, ale wiele z nich nigdy nie zostało nakrytych – nie tak łatwo jest znaleźć event w lesie w kraju, w którym lasy pokrywają znaczny procent terenu.