"Repertuar jest właściwie zawsze przedstawieniem się publiczności z każdej strony. Częściowo zawiera to, co śpiewam na co dzień, np. Schumanna i Dvořáka, ale niezależnie czy jest to program operowy, czy pieśniarski, zawsze obejmuje też muzykę polską" - mówił Piotr Beczała.
Artysta otworzył recital w jednej z sal Carnegie (Zankel Hall) cyklem "Dichterliebe" (Miłość poety) Roberta Schumanna do słów Heinricha Heinego. Po przerwie zaprezentował utwory kompozytorów słowiańskich: siedem pieśni Karłowicza,przede wszystkim z tekstami Kazimierza Przerwy-Tetmajera, a pośród nich "Zawód", "Idźcie na pola" i "Mów do mnie jeszcze", a także "Melodie Cygańskie" Antonina Dvořáka i pieśni Sergiusza Rachmaninowa, w tym "Krzak bzu".
Według mieszkającego w Nowym Jorku krytyka muzycznego i pianisty Romana Markowicza ci, którzy obawiali się, że operowy głos Beczały będzie za duży na rozmiary Zankel Hall, pomylili się. Beczała dowiódł, że świetnie operuje głosem w różnych warunkach, a w jego interpretacji pieśni nie było przesady. ''Jako artysta mający wspaniały kontakt z publicznością, charyzmę dobrze znaną z opery zademonstrował także w trakcie recitalu" – ocenił Markowicz. Krytyk nazwał repertuar Beczały dość wszechstronnym, a przedstawienie pieśni Karłowicza, nie tylko miłym ukłonem w stronę polskiej kultury, ale też szansą dla amerykańskiej publiczności na zaznajomienie się z pięknymi i rzadko wykonywanymi przez niepolskich śpiewaków kompozycjami.
"Karłowicza, o ile pamiętam, śpiewała wcześniej w Nowym Jorku tylko jedna polska gwiazda, kontralt Ewa Podleś" – dodał Markowicz.
Zdaniem przybyłej na koncert melomanki Lucji Darringer artysta bez makijażu, bez kostiumu, scenografii, partnerów i orkiestry – do czego przyzwyczaja w opera – dostarczył publiczności Carnegie Hall bardzo intymnego przeżycia. Wielkiemu wyzwaniu Beczała wspaniale i wzruszająco sprostał. To tak jakby ktoś śpiewał bezpośrednio do mnie, »przez stół«" – wskazała.
Nowojorscy krytycy (Eric C. Simpson, autor New York Classical Review i Corrina de Fonseca-Wollheimnow z The New York Times) podkreślali, że Beczała lepiej czuł się w repertuarze twórców słowiańskich. ''Polski tenor był w stanie śpiewać potężnie, na przykład w ''Im Rhein, im heiligen Strome'', albo pusząc się w ''Ein Jüngling liebt ein Mädchen'', gdzie udało mu się pokazać bardzo dużo barwy. Patrząc się na cykl Schumanna całościowo, szczególnie w powolniejszych, bardziej zamyślonych pieśniach, walczył w poszukiwaniu głębi tonów, zapowietrzał się próbując śpiewać delikatniej'' - pisał Simpson. Spiewając ''Dichterliebe'' Beczała brzmiał niepewnie, dodaje Fonesca-Wollheimnow.
Krytyczka NYT stwierdziła, że Beczała ''cudownie zaprezentował swój ''bogaty, męski głos, przepełniony przyjemnie ciemnym kłębem'', słowiański repertuar będący połączeniem ''melancholii z wezwaniem do buntu'' świetnie pasuje do jego osobowości, a Beczała potrafi śpiewać donośnie i jękliwie, zachowując przy tym dobry smak.
Beczała, któremu akompaniował na fortepianie Martin Katz nie krył zadowolenia z reakcji słuchaczy. Wyrażali zachwyt żywiołowymi oklaskami, okrzykami, tupaniem w podłogę i owacją na stojącą. Polak trzykrotnie bisował utworami May H. Brahe, Franza Schuberta oraz Richarda Straussa.
"Wiem, że mogliśmy zaśpiewać jeszcze cztery bisy dodatkowe, ale muszę myśleć nie tylko o dniu dzisiejszym, ale następnych koncertach" – konkludował Beczała.
Źródła: Andrzej Dobrowolski (PAP), New York Times, New York Classical Review