Kapewu? Krótki słowniczek dawnych slangów
Dziadek był baciarem, ojciec bikiniarzem i nie rozumiesz czasem, co do ciebie mówią?
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Strajk roznosicieli Kuriera Warszawskiego listopad 1905, fot. Zakład Fotograficzny Kostka i Mulert (Warszawa)/Biblioteka Narodowa Polona
W Krakowie nazwaliby go ancymonem. Ulicznika z Lembryczka nazywano baciarem (od węgierskiego betyár – rozbójnik, awanturnik). Językiem baciara był bałak, lwowska gwara. W całej Galicji tego rodzaju gagatków i urwipołciów nazywano sztrabanclami (od niemieckiego strabanzen – wałęsać się), w Poznaniu szczunami, zyndrami albo ejbrami. Określeń można by wyliczyć więcej, bo andrusów i wisusów w Polsce nie brakowało.
W syrenim grodzie, a zwłaszcza jego nadwiślańskich dzielnicach, Powiślu i Czerniakowie, był po prostu antkiem. W satyrycznym “Trubadurze Warszawy” z 1927 roku, tak to tłumaczono:
Jestem Antek. Nie przysięgnę, czy mi akuratnie takie imię na chrzcie dali, ale u nas nad Wisłą obyczaj taki - że choćbyś się zwał Hipolit czy Konstanty, czy nawet sam Maurycy, to cię najczęściej Antkiem przezywają.
Czasem, niestety, poczciwy antek wyrastał na chuligana spod znaku majchra i szpadryny (noża i kastetu). Gdyby to zdarzyło się we Lwowie, nazwalibyśmy go chacharem. Jeśli chachar zamierza ci dać bałabuchy albo zamalować kłapacz to wiedz, że nie spotka Cię nic dobrego. Może wyniknąć z tego fest magulanka (bójka). Odłóżmy jednak nieprzyjemne sprawy na bok i skupmy się na etymologii. Chachar, tak jak baciar, ma rodowód węgierski. Wyraz ten rozplenił się po południowych województwach, a w każdym regionie nabrał nieco innego znaczenia. W Krakowie, podobnie jak w Małopolsce Wschodniej, nazywano tak uliczników. W artykule "Śląskie wyzwiska" opublikowanym w "Kłosach" w 1934 roku czytamy:
"Hachar", wogóle bezroboczy, nosi takie miano dziesiaj; dawniej jednak zwano chacharami przeważnie leniuchów stroniących od pracy.
Becja
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Na początku XX wieku niejeden antek został bekiem. Był nim też Stefan Okrzeja, trzykrotny premier Walery Sławek czy Józef Piłsudski. Bek to, w konspiracyjnej gwarze, bojowiec PPS. Bojowczyni (tu wspomnijmy Faustynę Morzycką czy Wandę Krahelską) to beczka, zaś grupa beków – becja. Członków PPS, czy to beków czy agitajów (agitatorów) nazywano pepeesiakami albo papuasami (ten wariant polubili szczególnie przeciwnicy polityczni). Beki, uzbrojone w bronki (pistolety brauningi) chodziły na eksy, czyli ekspropriacje – zabór carskiego mienia na rzecz walki rewolucyjnej; robiły prowoków i szpików (vel filorów), czyli dokonywali zamachów na prowokatorów i szpiegów. Konspiratorzy wykazywali się zamiłowaniem do skrótów: dru – podziemna drukarnia, gra – punkt przerzutu przez granicę. Szmuglem szwarcu (kontrabandy): flugblatów (ulotek) i bibuły zajmowały się najczęściej dromaderki (tak nazywano obładowane nielegalnymi wydawnictwami przemytniczki). Niejednemu bekowi i niejednej beczce zdarzyła się wpadka podczas akcji. Schwytani przez fijoła (żandarma), rewirusa czy stójkusa (policjanta) trafiali do ula (aresztu, więzienia), a potem dalej do cytli (Cytadeli) czy na białe niedźwiedzie (Sybir). Terminologia więzienna była zatem równie rozbudowana. Z co bardziej oryginalnych określeń wspomnijmy dumę (od nazwy carskiej Izby Ustawodawczej powołanej w 1906 roku) albo skałona (na cześć generał-gubernatora odpowiedzialnego za krwawe represje w czasach rewolucji 1905). Tymi słowami nazywano więzienne ubikacje.
Bradziażyć
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Stefan Wiechecki (z prawej) z dziennikarzem tygodnika "Stolica" Tadeuszem Kurem w kawiarni "Cafe Praha", 1960, fot. audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Bradziaży birbant, bon vivant, bibosz. Osobnik lubiący wieść życie hulaszcze, niestroniący od uciech. Po staropolsku moglibyśmy powiedzieć bisurmani się albo lampartuje. Flaneruje od lokalu do lokalu, często ulega pokusie hazardu. Łatwo się przy tym wyprztykać z floty, no ale nie ma glika (szczęścia) bez ryzyka!
Łatwo więc w wyniku bradziażenia się zostać bradziagą. Słowo pochodzi z rosyjskiego i oznacza włóczęgę, obieżyświata. Tak zwanych ludzi luźnych określano we Lwowie makabundami (przekręcona forma słowa wagabunda). Obdartus na Śląsku to haderlok albo szlapikorc. Po poznańsku: łatynda, opypłus, szuszwol.
Ciekawą etymologię ma słowo menel, które zrobiło ogólnopolską karierę. Stefan Wiechecki (Wiech) w jednym ze swoich przedwojennych felietonów opisuje taki dialog zasłyszany ponoć na sali sądowej:
- Powiedział na mnie menelik...
- Przecież w tym nie ma nic obraźliwego. Menelik to imię jednego z królów Abisynii – replikował sędzia.
- Panie sędzio szanowny, możliwe, że w Abisynii to oznacza króla, ale u nas na Szmulowiźnie całkiem co innego.
Egzotyczny strój cesarza Etiopii zafascynował warszawską gawiedź na tyle, że ludzi osobliwie ubranych zaczęto przezywać od jego imienia. Menelik II nosił przydomek negus negesti (król królów), i tak, swojski nygus też znalazł się w polszczyźnie za jego sprawką. Dawni warszawiacy (z niezbyt jasnych przyczyn) wyzywali się też od koperników czy gambetów (Leon Gambetta był francuskim mężem stanu w czasach II Cesarstwa i III Republiki).
Chewra
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Jak świat światem, różne antki zbierały się w grupy. W myśl zasady "co kraj, to obyczaj" prawie każda wielkomiejska dzielnica nazywała takie kompanie po swojemu.
W Warszawie można było spotkać wolską zastawę, czerniakowską naboję i inne grandy i ferajny. Poznańskie Chwaliszewo słynęło z juchtów (dziś w poznańskiej gwarze to słowo zmieniło znaczenie i juchta oznacza kradzież). Łódzkie Bałuty miały swój naród. Mówiono: "Bałuty i Chojny naród spokojny", podczas gdy inne dzielnice miasta dodawały do tego "bez kija i noża, nie podchodź do bałuciorza", a bałuciarz był synonimem zabijaki. Na marginesie, międzydzielnicowe bijatyki nazywano w Łodzi bardzo wdzięcznym słowem hulala.
Chewra, tak jak i ferajna, przyszła do polskiego z jidysz. W tym języku chewre oznacza właśnie towarzystwo, kompanię, bractwo. Tajne żargony przestępców chętnie korzystały z niezrozumiałego dla ogółu Polaków języka żydowskiego. Potem te słowa, już zdeszyfrowane, trafiały do potocznej polszczyzny. Taki jest rodowód m.in. słów chawira, trefny, mojra, dintojra. Kmina była zresztą o wiele bardziej kosmopolityczna: znalazły się w niej słowa pochodzące z greckiego (zapewne zasłyszane od odeskich czy krymskich kupców pochodzenia greckiego) takie jak kimać, mikrus czy szemrany albo z romani (sikor – zegarek wziął się od słowa sukar – piękny).
Cwajkiepełe
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Henryk Vogelfänger "Tońcio" w filmie "Włóczęgi" w reżyserii Michała Waszyńskiego, 1939, fot. Filmoteka Narodowa, fototeka.fn.org.pl
"Ty to masz kiepełe!" Czyli ty to masz łeb! Wyjątkowo łebski łepek to cwajkiepełe, w końcu co dwie głowy to nie jedna. W arcypopularnym przed wojną słuchowisku "Wesoła Lwowska Fala", którego bohaterami byli Szczepko i Tońko, dwóch lwowskich włóczęgów, trochę cwaniaczków, ale o gołębich sercach, można było usłyszeć:
Ta to Tońcio i Szczepcio batiary jedne we Lwowi si besztaju. Ale obacwaj som cwajkiepełe.
Przeciwieństwem cwajkiepełe była frajerska makitra. "Cały Lwów na mój głów", powie ktoś przytłoczony nadmiarem obowiązków. Bajtlować kogoś, znaczy tyle co zawracać mu głowę. Niezbyt elegancką formą zwrócenia komuś uwagi, by mówił troszkę ciszej jest stwierdzenie trzym kalafę albo stul sznupę (to po poznańsku).
Przedwojenny sztubak chcący zwrócić uwagę kolegi na coś ciekawego powiedziałby mu: "lip na to", bowiem oko to lipo. Ignacy Schreiber w książce "O gwarze uczniowskiej" z 1939 roku podaje wiele określeń na inne części ciała. Część z nich usłyszymy i dziś, część brzmi osobliwie:
Nos, przede wszystkim nieforemny, to kulfon, kibel, kluba, kinol, kluka, kindybuch, ferniak czy niuch, oko zaś lipo, cebula albo gała; stąd […] określenie smutnych czy zadumanych ocząt dziewczęcych “cebule jak zdychająca jaskółka”. Ręce w mowie dzieci to łapy, graby, pazury, kikuty, strachy czy straszaki, lub — najtrafniejsze bodaj — psuje.
Eka
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Bikiniarz - kolorowe skarpetki i krawat, fot. F.Koziński. Reprodukcja FoKa/Forum
Wyskoczyć zza eki, znaczy tyle, co zza węgła albo zza winkla. Eka bowiem to po poznańsku róg ulicy. Eka to także rzut rożny podczas meczu piłkarskiego. Wreszcie, eka to grupka młodzieży wystająca na tymże rogu ulicy. Słowo pochodzi od niemieckiego ecke — narożnik, kąt. W latach 50. znana w mieście była Eka z Małeki (ulicy Małeckiego na Łazarzu), która wzięła czynny udział w wydarzeniach Poznańskiego Czerwca.
Powojenne eki były spokrewnione z krakowskimi dżolerami, wrocławskimi bigarzami i warszawskimi bikiniarzami. Nazywano ich też figusami albo bażantami. W prasie można było przeczytać taki wierszyk:
Ta odmiana chuligana
Wstręt, odrazę budzi w nas
Strój — jak bażant, mózg barana
Skończyć z tym najwyższy czas.
Bikiniarze kontestowali zetempowski styl życia zamiłowaniem do jazzu i szeroko pojętej kultury zachodniej ("Pod pedetem cała Wola/wszyscy krzyczą Coca-Cola" – brzmiała jedna z ich przyśpiewek). W swoim slangu nie zasuwali drętwej mowy i parodiowali oficjalny styl propagandy ("Nie agituj mnie, flimonie, już mnie agitowali"). Ich głównym orężem w walce z stalinowską uniformizacją była moda, toteż w ich slangu znajdziemy bogactwo określeń na różne części garderoby. Skoki (buty) obowiązkowo potrójnie szyte, czapka oprychówka, sing-singi (kolorowe skarpetki) i krawat w gołe girlsy. Na głowie: plereza, mandolina, kaczy kuper albo fanfan (od uczesania Gérarda Philipe’a w filmie “Fanfan Tulipan”).
Jak bonie dydy
Znaczy mniej więcej tyle, co "jak bum cyk-cyk", "jak pragnę zdrowia", "jak pragnę podskoczyć", "jak babcię drypcie", czy "jak Bozię kocham". Każdy z tych frazeologizmów jest zamiennikiem stwierdzenia "na słowo honoru". Na takie obiecanki cacanki należy jednak uważać. Nigdy nie możemy być pewni, czy ów delikwent nie bierze nas pod pic i nie wstawia farmazonu (od rosyjskiego farmazirowat’ – udawać, symulować). Każdy zna bowiem takiego, co przysięgnie pod chajrem, że coś zrobi na zicher, a kończy się na tym, że obietnicę spełnia "na świętego Dygdy, co go nie ma nigdy".
Kapewu?
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Stawiam na Tolka Banana", reżyseria: Stanisław Jędryka, fot. Stefan Kurzy/Filmoteka Narodowa/www.fototeka.fn.org.pl
Z takim pytaniem można się jeszcze gdzieniegdzie spotkać, choć zwrot kojarzy się już raczej ze slangiem bohaterów "Podróży za jeden uśmiech" i "Stawiam na Tolka Banana". Dziś prędzej zapytamy czy rozmówca kuma, czai, jarzy, kmini lub kapuje. I właśnie to ostatnie słowo doprowadzi nas do etymologii "kape wu". Polskie "kapować" wzięło się prawdopodobnie od niemieckiego capiren albo włoskiego capire. Formy tego ostatniego, "capito" i "capisce" pobrzmiewają jeszcze zresztą niekiedy w polskich slangach ("Źli i łysi, to klima, kapiszi?" – nawijał Włodi na debiutanckiej płycie Molesty). Kapewu to żartobliwa, pseudofrancuska wersja swojskiego "kapować". Pytanie to jest zbudowane analogicznie do parlez-vous czy comprenez-vous. Innym przykładem, takiej stylizacji na francuski jest pojawiający się dawniej w gwarze warszawskiej zwrot "iść de pache" (czyli pod rękę) lub "przepraszam za pardą".
Ignacy Schreiber w cytowanej publikacji o uczniowskiej gwarze z końca lat 30. wśród takich określeń wyrażających radość i aprobatę, jak byczo, morowo, klawo, wymienia też tajemniczy okrzyk sikalafą! Wziął się on od francuskiego si qu'a la font, też slangowego zresztą, znaczącego "tak to już jest", "takie jest życie" (tu chciałoby się napisać "takie jest c’est la vie"). Po polsku to jednak bardziej szafa gra, gra gitara, gites bomba, cymes pikes.
Myszygene Wojtek
To spolszczona wersja jidyszowego słowa meszuge (od hebrajskiego meszug(g)a = wariat, pomylony, obłąkany, szalony), do którego w tajemniczych okolicznościach przyplątało się imię Wojtek. Zwrot oznaczał raczej bzika niż poważną chorobę psychiczną. Przez podobieństwo brzmieniowe wyrazów tłumaczono sobie później, że "ktoś jest myszygene, ma myszy w głowie". Lwowiaczka czy lwowiak pieszczotliwie nazwaliby takiego jegomościa bałwatuńciem. Kałakunio, choć ma brzmienie miłe dla ucha, to określenie bardziej obelżywe – oznacza tępaka, ciemniaka. Pokałamuciło mu się w łepetynie, powiedziano by o kimś kto dostał szmergla. Wymyśla ambaje ten, który plecie androny i są z nim istne bachandryje ("Czysty kintop!" jak powiedziano by w Wielkopolsce). Uczniowie w czasach, gdy nauka łaciny była powszechna wyzywali się od mentekaptusów (łac. mente captus – szalony).
Nasermater
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Scena z przedstawienia "Szwejk" Jaroslava Haska w Teatrze Miejskim im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Obraz IV. Zuzanna Zalewska jako Paliwecowa i Stafan Jaracz jako Szwejk, 1930, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Słowo to brzmi jak tajemnicze zaklęcie, jego znaczenie jest jednak zupełnie przyziemne. Robić coś nasermater (ew. na sermater lub na serfajku), to robić coś byle jak, na łapu-capu. W Łodzi takie pozorne działania nazywano omiataniem Pietryny (Pietryna to ulica Piotrkowska), w przedwojennym Lwowie powiedziano by zmajstrować coś hała drała albo hoca drała. Nasermater bywa również używane jako łagodne przekleństwo (porównywalnego kalibru co "psia krew" lub "cholera"). Mówi się tak przede wszystkim w południowej Polsce, słowo znane jest również w ukraińskim i czeskim. W powieści Jaroslava Haška dobry wojak Szwejk podśpiewywał sobie: "od Krakova vieje viater všicko idě na sermater".
Piszpan
Mówiliśmy sporo o różnych obibokach, pora wspomnieć o ludziach zajmujących się uczciwą pracą. Remiechą nazywano każdego rzemieślnika, skrobidechą stolarza. Stróża nazywano w Warszawie struplem albo w charakterystycznym dla stolicy napuszonym stylu rycerzem miotły. Dryndziarz to inaczej sałaciński. Grabarz – łopatyński. Określeń policjanta polskie gwary (zwłaszcza te powiązane z półświatkiem) znają dziesiątki. Gdy ktoś był na bakier z prawem, to korzystał z usług męczynasa, czyli adwokata. A piszpan? Piszpan to urzędnik albo szerzej każdy inteligent. A teraz drabina w kant i fajrant!
Rymsnąć
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Jan Himilsbach, 1974, fot. Bohdan Majewski/Forum
O tym, że język polski posiada przepastną skarbnicę słów związanych ze spożywaniem alkoholu wiadomo co najmniej od 1935 roku, kiedy to Julian Tuwim wydał "Polski słownik pijacki". Określeń różnych trunków, stanów upojenia i amatorów napojów wyskokowych zebrał w nim ponad dwa tysiące. Licznych przykładów dostarczyły mu znakomitości kultury międzywojnia. Leon Schiller zacinanie Bacha, Stefan Jaracz zlakierowanie się w pechę. W środowisku legionowym mówiło się o truciu iwana. Sam Tuwim też czasem rymsnął jednego.
Podła wódka to berbelucha ("niech gorzałka berbelucha zniknie jakby w smole mucha" – podaje Tuwim przykład ze zbioru pieśni Jutrzenki "potępiających pijaństwo, karciarstwo i socjalizm") albo kojsa. Kojsa mogła oznaczać również kieliszek ("głębszą kojsę zrób i siup!" śpiewał Stanisław Grzesiuk). W swojej biografii przytaczał jednak też takie porzekadło: "Wypić można po kubeczku, spokój w głowie, w porządeczku". Nie wszyscy jednak brali sobie takie złote rady do serca...
W "Pętli" Hłaski stróż wypomina bohaterowi, że widział go ostatnio "na dużym flicie" (Flit to była nazwa środka owadobójczego, więc być może stąd wziął się ten zwrot). Konwicki we "Wniebowstąpieniu" tanią wódkę nazywa łzami sierot. Olaboga, dynks lub sztamajza to denaturat. W filmie "Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy" Zdzisław Maklakiewicz po wyjściu z więzienia rozpytuje pod budką z piwem o dawnych koleżków.
– Co u Mojki, co u niego słychać?
– Rozumiesz, no, Mojka z brzozowej przerzucił się na sztamajzę, potem na politurę, potem chciał atrament pić, ale wiesz...
Siaja
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wnętrze jednej z hal fabrycznych. Widoczny m.in. kierownik p. Tempelhoff, 1931-1939, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Ten zwrot z miasta Łodzi pochodzi. Miasto Łódź to oczywiście pleonazm, ale w gwarze łódzkiej już tak się utarło i nie wypada powiedzieć inaczej. A co oznacza? Przykładowo: wchodzisz do sklepu typu "wszystko po pięć złotych" na Pietrynie, rozglądasz się i mówisz: "E, sama siaja!". Czyli inaczej tandeta, badziewie, barachło.
Językoznawcy przypuszczają, że słowo te rozpowszechniło się w gwarze miejskiej poprzez żargon włókniarski. Francuskim słowem saie nazywano cienkie tkaniny z gorszej przędzy. Ale ulica dorobiła swoją etymologię. Wedle niej mówi się tak na pamiątkę Szai Rosenblatta, fabrykanta zwanego "królem wełniarzy". Ów Szaja dorobił się fortuny, ale ponoć jego towary były lichej jakości.
Ale nawet na byle siaję potrzebne są bejmy, szwajnery, geld, peti meti, sarmak, szmal. Jak głosił wierszyk z satyrycznej "Muchy" (rok 1893):
Byłoby kwiatowe corso,
Ale diablo krucho z forsą...
Wiele bowiem jest ochoty,
Ale za to nie ma floty.
Autor: Patryk Zakrzewski, marzec 2019
Źródła:
- Danuta Bieńkowska, Marek Cybulski, Elżbieta Umińska-Tytoń, Słownik dwudziestowiecznej Łodzi, 2007
- Stanisław Kania, Słownik argotyzmów, 1995
- Zofia Kurzowa, Polszczyzna Lwowa i Kresów południowo-wschodnich do 1939 roku, 2006
- Bronisław Wieczorkiewicz, Gwara warszawska dawniej i dziś, 1974
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]