Pochwała wolności
Ale Conrad rozumiał chęć siłowego protestu przeciwko duszącej tyranii. Bohaterka moralna "W oczach Zachodu", Natalia Haldin, siostra zdradzonego i zamordowanego przez carską policję narodowolca-terrorysty, mówi:
Wolność przyjęłabym z każdej ręki, jak człowiek głodny chwyta kawałek chleba.
To zdanie jest mottem powieści o śmiertelnym konflikcie między carskim despotyzmem a zwolennikami rewolucji. Demokracja może być zmaterializowana i nudna, ale tyrania, carska czy populistyczna (jak podczas dyktatury Guzmana Bento w "Nostromo") znacznie bardziej unieszczęśliwia i znieprawia tak jednostki jak i całe społeczeństwa.
Czasami przylepia się Conradowi etykietkę konserwatysty. Jeżeli ma ona oznaczać, że uważał dawne stosunki społeczno-gospodarcze za lepsze od współczesnych albo, że z zasady pragnął zachowania stanu obecnego - taka klasyfikacja jest błędna. Nie uważał żadnego systemu politycznego za zbliżony do ideału. Natomiast cenił tradycję i zakorzenienie, z szacunkiem odnosił się do wiekowego dorobku moralnego ludzkości, do takich "konserwatywnych", nie opartych na skuteczności ideałach, jak honor i wierność. Wizję budowy idealnego społeczeństwa czy państwa uważał za groźne złudzenie, wypływające z wiary w rzekomą fundamentalną dobroć "czystej", wrodzonej natury człowieka. Był filozoficznym (i literackim) wrogiem Jean-Jacquesa Rousseau. Na słowa autora "Umowy społecznej" "człowiek rodzi się wolnym" odpowiadał szyderczo ustami jednego ze swoich francuskich bohaterów: "Człowiek rodzi się tchórzem". Wytworzone przez człowieka instytucje są, jak wszystko co ludzkie, ułomne - ale niezbędne. Jakikolwiek ład zbiorowy nie wynurzy się jako dzieło przyrody albo przypadku; musi być świadomie budowany i świadomie przeciwstawiany "naturalnym" stanom chaosu i anarchii.
Conrad nie wierzył też, jak większość jego współczesnych, w "pokojową naturę współzawodnictwa przemysłowego i handlowego". Przeciwnie, dziewięć lat przed wybuchem I Wojny Światowej ostrzegał, że "industrializm i komercjalizm ... stoją gotowe, ochocze prawie, by sięgnąć po miecz".
Pisze się również o "arystokratyzmie" Conrada; robią to nagminnie krytycy amerykańscy, dla których zwykłe szlachectwo Konrada Korzeniowskiego łączy się z wyobrażeniami o hrabiach i książętach. Prawda, bohaterowie z warstwy szlacheckiej są u Conrada traktowani zwykle z sympatią (i zazwyczaj z domieszką dobrotliwej ironii) - ale łączy się to przede wszystkim z jego niechęcią do takiej hierarchii społecznej, która oparta jest po prostu na pieniądzach.
Postulat wolności człowieka rozumie Conrad nie jako uprawnienie, ale jako zadanie i zobowiązanie. Na swoją wolność człowiek powinien zasłużyć. Zasłużyć przede wszystkim wykonywaniem obowiązków. Conrad odnosi się z niezmiennym szacunkiem do ludzkiej pracy - jakiejkolwiek sumiennie wykonywanej pracy (natomiast aktywność handlowa jest u niego niemal zawsze traktowana nieufnie). Pod tym względem jest zdecydowanym egalitarystą. Zarazem jednak podejrzliwie a nawet złośliwie odnosi się do działaczy związków zawodowych, traktując ich jak demagogicznych i chytrych obiboków.
Podobną postawę zajmował wobec trzeciego hasła Rewolucji Francuskiej, braterstwa. Uważał je nie tyle za fałszywe (bo pięknych przejawów ludzkiej solidarności - to jego ulubione słowo! - nie brak na stronach książek Conrada), co za skompromitowane częstą propagandową obłudą i jeszcze częstszą naiwnością.