Inga Czerny: Czym pani tłumaczy światowy sukces serialu "House of Cards"? Jego pierwowzór - brytyjski miniserial BBC o tym samym tytule - nie był aż tak popularny.
Agnieszka Holland: Serial trafił we właściwe miejsce i czas. Jest świetnie napisany i dobrze zrobiony, grają w nim wspaniali aktorzy. To taki popowy Makbet. Okazuje się, że to trafiło do ludzi. To świetna rozrywka, ale najwyraźniej coś jeszcze w tym się kryje: jakaś prawda o bezwzględności, cynizmie i narcyzmie polityków. Nie myślę, żeby ten serial miał bardzo głębokie znaczenie, jednak kiedy pojawiła się wiadomość, że mam go reżyserować, to reakcja była taka, jakbym dostała trzy Oscary.
"House of Cards" oraz inne produkcje platformy internetowej Netflix odnoszą takie sukcesy, gdyż twórcy scenariuszy i reżyserzy mają znacznie więcej autonomii niż w Hollywood. Mogą wykazać się większą kreatywnością, bo nie muszą martwić się o słupki oglądalności. Jak dużą ma pani wolność, reżyserując "House of Cards"?
Moja wolność jest na tyle ograniczona, że pracuję przy trzecim sezonie. Film jest już sformatowany, obsadzony, więc mój wkład jest podrzędny. Bardzo często ci, co wymyślają seriale, są strasznie napięci i nie chcą z nikim dyskutować, tylko żądają wykonania swojego konceptu. Beau Willimon - autor scenariusza "House of Cards", to młody człowiek, bardzo inteligentny i on chce rozmawiać z reżyserami, jest otwarty. Dzięki niemu jest to serial bardziej reżyserski niż inne. Bardzo istotną rolę odegrał w tworzeniu tego serialu David Fincher, jeden z najlepszych amerykańskich reżyserów filmowych (wyreżyserował dwa pierwsze odcinki i jest producentem wykonawczym całości). Na pewno na planie jest fajniejsza atmosfera niż na ogół bywa w innych serialach.
Mówiła pani, że zgodziła się przyjąć propozycję reżyserowania "House of Cards", bo chciała pracować z dwójką głównych aktorów: Kevinem Spacey i Robin Wright. Co w nich jest takiego interesującego?
To są wspaniali aktorzy, nie tylko w "House of Cards". Robin obserwuję już od przynajmniej piętnastu lat. Kevin Spacey jest jednym z najlepszych aktorów swego pokolenia. Są świetni, a grając w parze są genialni, bo napędzają się wzajemnie. Tacy Makbet i Lady Makbet w popowej wersji.