Zbiór opowiadań Psie dni zbliża do końca (bo jeszcze nie kończy) twórczość
Dariusza Bitnera z lat osiemdziesiątych, która postać książkową uzyskuje z dziesięcioletnim i dłuższym opóźnieniem. Razem z utworami, które nie musiały tak długo czekać na publikację książkową, powstaje olbrzymi blok twórczości, która dla prozy polskiej drugiej połowy dwudziestego wieku jest zjawiskiem jednym z najważniejszych.
Cóż to za płodne lata te lata osiemdziesiąte dla Dariusza Bitnera i kilku takich pisarzy, którzy artyzmu nie zamienili na usługi ideologiczne. Dla takich pisarzy, jak Jan Drzeżdżon, Andrzej Łuczeńczyk, Dariusz Bitner, Krystyna Sakowicz trwa wtedy lub zaczyna się pisarska dojrzałość, ale dramatyzm czasu historycznego w Polsce nie sprzyja celom artystycznym słowa, te cele wymagają niemal heroizmu. Heroizm twórczy Dariusza Bitnera - wiem, co piszę, piszę to z pełną odpowiedzialnością - staje się warunkiem koniecznym powstania dzieł o istotnym znaczeniu artystycznym w planie fikcji i w planie konfesji artysty (metafikcja).
Na pierwszym planie znajdą się m.in. dzieła tak podstawowe, jak zbiór opowiadań Trzy razy (1995) i tetralogia powieściowa Pst (1997), która jest jednym ze szczytów polskiej prozy końca wieku, na drugim analityczna i konfesyjna trylogia metafikcyjna Chcę, żądam, rozkazuję (1995, 1999, 2000).
Udający fachowców i uczonych autorzy podręczników, leksykonów i kompendiów mogą nie dostrzegać dzieła pisarskiego Dariusza Bitnera, na ignorancję i bezwstyd nie ma w Polsce żadnej rady, ich aksjologiczną ślepotę będą rekompensować wcześniej lub później autentyczni znawcy sztuki słowa. Oni nie będą żałować, że książka Mna. Chcę, żądam, rozkazuję III nie jest powieścią lub zbiorem opowiadań, bo zauważą, że Mnę napisał autor opowiadań Trzy razy i Bulgulula (1996) i powieści Pst i Rak, nie mówiąc o powieści Kfazimodo (1989).
Oni odnajdą w Mnie cały traktat o artystycznej prostytucji sztuki słowa w dwóch porządkach społecznopolitycznych, w dawnym i w nowym. Propagandowe lub reklamowe lamelki, czyli komercyjne bzdury, które Dariusz Bitner ujawnia, nie zasłonią im literatury i nie staną się szkołą słowa dla innych i dla samych siebie. Samemu się uprawia twórczość lamelkową w krytyce, jeśli widzi się w Mnie coś zamiast fikcji, zapominając, że Mnę napisał autor trzech powieści i czterech zbiorów opowiadań, licząc z najnowszym - Psie dni.
Pięć z siedmiu utworów zbiorów Psie dni miało pierwodruki w
"Twórczości" (1988), jeden - "Kolaps" - w "Nowym Nurcie" (1995), nie wiem, czy opowiadanie "Kot" było gdzieś drukowane, ono miało się znaleźć w olbrzymim zbiorze "Sam w śmietniku słów", z którego pozostał już tylko mój opis.
Z mojego zwięzłego opisu opowiadania "Kolaps" ("Twórczość" 1998 nr 3) jedno muszę przypomnieć, nawiązanie w "Kolapsie" do Pętli
Marka Hłaski, piszę o tym: "Przekroczenie 'Pętli' w ostrości diagnozy egzystencjalnej, mówi się tu przecież, pętla jedynym wyjściem, nie jestem zdolny, żeby pętlę założyć." W całości zbioru Psie dni widać z całą jaskrawością związki Dariusza Bitnera z Markiem Hłaską, są to związki nieporównywalnie istotniejsze niż to wszystko, co występowało u tzw. hłaskoidów, którzy - całkowicie biernie w sensie artystycznym - chcieli naśladować Hłaskę. Dariusz Bitner działa w innym czasie artystycznym i jest w pełni świadom tej swojej inności.
Nawiązania do Pętli w "Kolapsie" są już tylko aluzyjne, prawie we wszystkich pozostałych są - można powiedzieć - konfrontacyjne, ostateczna konfrontacja z Pętlą jest zamierzona i zrealizowana konsekwentnie w utworze "Do dna". Filmową (zewnętrzną) narrację Pętli zastępuje w "Do dna" zrygoryzowany monolog wewnętrzny, w którym świadomość samobójcy zmaga się z technologiami umierania i wypróbowuje poznawczo fizjologię śmierci, nie unikając wszelkich skrajności.
Literacka estetyka w twórczości Marka Hłaski może być nazwana filmowym neorealizmem z jego usytuowaniami historycznymi, realizm w twórczości Dariusza Bitnera trzeba by nazwać inaczej. Może realizmem eksperymentalnym, prawie wolnym od złudzeń potocznego mimetyzmu. Dobrą wiarę w potoczny mimetyzm kwestionuje się i odrzuca we wszystkich utworach zbioru Psie dni, tytułowego nie wyłączając i nie wyłączając chyba najwcześniejszego utworu w zbiorze, opowiadania "Kot". Tytułowe "Psie dni" i "Kot" nie są nawiązaniem do naturalizmu, to nie ma być żaden darwinizm, to jest ontologia o wiele późniejszej proweniencji.
U pisarza o dwadzieścia lat młodszego od Marka Hłaski i o dwadzieścia lat późniejszego w twórczości artystycznej inna jest antropologia, inny tragizm, inny komizm. Komizm w opowiadaniach "Translacja" i "Mżawka" ma w sobie coś z komizmu Drugiego zabicia psa i Pięknych, dwudziestoletnich i jest jednocześnie komizmem po Marquezie i po
Redlińskim, których Marek Hłasko nie zdążył przeczytać.
Cała twórczość Dariusza Bitnera sprzed dziesięciu i więcej lat jest dziś bardziej na czasie (mam na myśli czas artystyczny) niż lansowana literatura z hochsztaplerskich nominacji. Bohaterstwo twórcze Dariusza Bitnera dało artystyczne rezultaty, które próbę czasu wytrzymują bez szkody, świadcząc i o tym, że nawet czas marny może być płodny dla sztuki, gdy nie ma zgody na jej degradację.
Czas płodności Dariusza Bitnera, jeśli miałby się nie powtórzyć, oznaczałby szczyt jego pisarskich osiągnięć.