A wszystko zaczyna się w Pelplinie, małym miasteczku na północy Polski, które odwiedziliśmy z kamerami Culture.pl w poszukiwaniu polskich śladów Gutenberga. Introligator Jerzy Budnik pokazał nam, jak powstawała książka w XV wieku, a Tadeusz Serocki, ekspert od faksymilowych wydań starych ksiąg opowiedział o fascynującej historii pelplińskiego egzemplarza Biblii i jego współczesnej kopii. Ostatnie 49 egzemplarzy faksymilowej edycji księgi ukazało się właśnie w Domu Emisyjnym Manuscriptum, który z okazji zbliżającej się 100 rocznicy odzyskania niepodległości, przypomina największe cymelia polskich księgozbiorów.
Faksymile Biblii Gutenberga from Culture.pl on Vimeo.
Biblia Gutenberga to obok "Kodeksu Leicester"Leonarda Da Vinci czy "Ewangeliarza Henryka Lwa" jedna z najdroższych książek świata. Każdy egzemplarz wydrukowanej setki lat temu 42-wierszowej księgi wart jest dziś majątek - tylko w 1985 roku jeden z nich osiągnął na aukcji w nowojorskim Christie's zawrotną cenę 5 milionów dolarów! I nic w tym dziwnego, bo to przecież pożądane przez kolekcjonerów arcydzieło "czarnej sztuki", pierwsza w historii księga zawierająca słowo drukowane ruchomą czcionką, oprawiona przez słynnego w XV wieku introligatora, mistrza Henryka Costera z Lubeki.
Do tej pory w różnych zakątkach świata zachowało się 48 oryginalnych dzieł, Polska także ma swojego Gutenberga. Jest niezwykły, znajduje się w Pelplinie, a jego historia zdaniem wielu mogłaby posłużyć za scenariusz filmu sensacyjnego.
Biblia inna niż wszystkie
Tadeusz Serocki, pelpliński wydawca i inicjator powstania współczesnego faksymile Biblii, nie ma wątpliwości, że polski egzemplarz jest prawdziwym unikatem. Wyróżnia się bogatą kaligrafią, tytułami ksiąg wpisanymi kolorem czerwonym i jednym drobnym szczegółem - pierwszym w historii błędem drukarskim: - Na marginesie, pod lewą szpaltą, na stronie 46. I tomu widoczna jest niewielka plamka farby. To szczęśliwie zachowany ślad odbicia kształtu czcionki, która zapewne wypadła w trakcie pracy z rąk zecera - tłumaczy w rozmowie z Culture.pl. Prawdopodobnie jest to także najstarszy z istniejących egzemplarzy Biblii.
Pelplin ma skarb i z okazji obchodów 600-lecia urodzin Mistrza z Moguncji postanowił o nim przypomnieć. I tak, w 2000 roku w wydawnictwie Bernardinium pełną parą ruszyły prace nad wydaniem wiernej kopii księgi, które szybko zamieniły się w wielowątkowe, naukowe śledztwo prowadzone nie tylko w Polsce, ale też w Japonii. - Czy ktoś z nas wiedział do jak głębokiej wody wchodzi?- wspomina po latach Serocki. Największym problemem okazała się fotografia kart Biblii. Na szczęście z pomocą przyszli naukowcy z Tokio, którzy przywieźli do Pelplina dwie skrzynie z kilkuset kilogramami najnowocześniejszego sprzętu fotograficznego. Ci sami specjaliści digitalizowali już wcześniej egzemplarze Biblii z Tokio, Moguncji i Cambridge. Można było pracować dalej.
Płatki złota w dębowych deskach
Kolejne etapy to: skanowanie, przygotowanie czarnych farb według specjalnych receptur sporządzonych po badaniach kolorometrycznych, malowanie zdobień. Średniowieczny warsztat został przeniesiony do współczesności jeden do jednego. Tak, jak kiedyś ozdobiono inicjały płatkami złota i tak, jak kiedyś oprawiono całość w dębowe deski. Introligator Jerzy Budnik zdradza nam, że samo zszywanie kart to żmudna, precyzyjna i trwająca wiele godzin praca. O tym, jak w czasach Gutenberga wyglądało oprawianie książek Budnik dowiadywał się studiując stare gazety. Dzięki nim udało się odtworzyć metody pracy ze średniowiecznego warsztatu introligatorskiego.
Odtworzono także technologię wyprawy skór z użyciem składników z XV wieku, określono skład papieru i rozmieszczenie znaków wodnych, którymi sygnowano oryginalne arkusze. W końcu zrekonstruowano też mocną, skórzaną walizę, w której tuż przed wybuchem II wojny światowej, Biblia bezpiecznie opuściła Pelplin, a potem także ogarniętą wojennym chaosem Europę - przez Paryż i Londyn dopłynęła na "Batorym" razem z innymi ewakuowanymi dziełami sztuki aż do Kanady. Do Polski wróciła dopiero po dwudziestu latach w 1959 roku.