TR Warszawa zawsze walczył o prawdę i to na wszystkich frontach, dla nas ważne są te sztuki, które nie tylko mówią o tym, co dzieje się tu i teraz, ale też pytają o człowieka w kontekście polityki, religii, ruchów społecznych. Czy możliwa jest jego przemiana wewnętrzna, moralna? Dlaczego boimy się ludzi, którzy inaczej wyglądają, inaczej wierzą, choć przecież to właśnie inność jest wartością, która nas rozwija. Dlaczego budujemy granice, wznosimy mury, radykalizujemy się? Wszyscy jesteśmy zanurzeni w jakimś dziwnym śnie, potrzebujemy dystansu, oddechu. Burzenie schematów to podstawowa wartość i cel naszego teatru. Przestańmy się w końcu bać!
Chiński szlak teatralny przetarli już wcześniej "Męczennicy", spektakl o fanatyzmie religijnym. Sama religia to w Chinach temat tabu. Jak azjatycka publiczność przeczytała to przedstawienie?
Religia nikogo w Chinach nie rusza. W "Męczennikach" Chińczycy zobaczyli swoją rewolucję kulturalną, bunt uczniów przeciwko nauczycielom, syna przeciwko ojcu. Zobaczyli moment, w którym stracili swoją tożsamość narodową. Cały spektakl potraktowali metaforycznie i przeczytali politycznie, bo to o czym w Chinach naprawdę nie można mówić, to właśnie polityka.
Niedawno wrócił Pan także z Rosji, w Państwowym Teatrze Narodów w Moskwie wystawił Pan "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Witolda Gombrowicza. Przygotowując spektakl brał Pan pod uwagę rosyjską rzeczywistość polityczną?
Zastanawiałem się, z jaką prawdą mogę wyjść do rosyjskiej publiczności jako Polak. Pomyślałem o "Iwonie", spektaklu o stłamszonej przez system jednostce, która nie może odnaleźć siebie. Co się dzieje z człowiekiem, który chce być prawdziwy, wierzyć swoim wartościom, być sobą. Czy ma szansę przetrwać? Ta gombrowiczowska diagnoza, która została postawiona tuż przed wybuchem II wojny światowej jest bardzo aktualna, szczególnie w rosyjskim kontekście dzisiaj.
Jak wspomina Pan współpracę z rosyjskimi aktorami?
Jako bardzo pozytywne doświadczenie. Mogę powiedzieć po prostu: Ja ljublju Was! Mnie taka współpraca też bardzo dużo dała. Nawet my tu w Polsce, tak blisko Rosji myślimy o swoich sąsiadach schematami narzuconymi przez media i polityków, które nie mają nic wspólnego z tym narodem.
Bezpośredni kontakt z ludźmi zburzył wszystkie moje strachy, lęki, którymi nasiąkłem w Polsce. Nigdzie nie spotkałem aktorów, którzy mieliby tak otwarte serca, wiedzę, świadomość tradycji i gotowość poświęcenia dla sztuki. To była wielka przygoda dla mnie, każdego z aktorów pracujących przy tym projekcie, uwielbiam, a jednego z nich - choreografa Ivana Estegneeva zaprosiłem do współpracy w Polsce.
Podkreśla Pan, że "G.E.N" jest opowieścią o alternatywnej wspólnocie, która próbuje naruszać system. Zastanawiam się, czy to dotyczy także wspólnoty teatralnej w Polsce?
Jestem człowiekiem teatru. W Polsce teatr jest i będzie sferą wolności i prawdy. Bez względu na to, co się będzie działo, kto będzie układał programy i repertuary, teatr będzie walczył o swoją przestrzeń wolności. Nawet jeśli teatry będą zamykane, spektakle ściągane, dyrektorzy zwalniani, to teatr dalej będzie się wyrażać i to ze zdwojoną siłą! Nie dopuszczono do premiery "Nie-boskiej komedii" Olivera Frljicia w Starym Teatrze w Krakowie, to parę lat później oglądamy jego "Klątwę" w Powszechnym w Warszawie. Na tym polega wielka siła polskiego teatru i polskiego ducha, który naprawdę czuje czym jest wolność. Trzeba o nią się starać, przypominać, walczyć. Im większe ograniczenia, tym większa siła bucha ze sceny.
Rozmawiała Anna Legierska, luty 2017