Rok 1958 to początek autostopu zinstytucjonalizowanego. Powstaje wówczas Społeczny Komitet Autostopu, do którego zostają oddelegowani przedstawiciele organizacji młodzieżowych (m.in. Związku Młodzieży Socjalistycznej i Związku Młodzieży Wiejskiej), PTTK i ZHP. Inicjatorem i patronem medialnym akcji było popularne pismo "Dookoła świata". Przychylność drogówki dla przedsięwzięcia zagwarantował przedstawiciel Komendy Głównej MO. Z letniego autostopu mógł skorzystać każdy, kto w kiosku "Ruchu" lub placówce PTTK zaopatrzył się w "książeczkę autostopowicza". Jej okładka przypominała milicyjny lizak, co prowadziło do zabawnych sytuacji, gdy zdezorientowani kierowcy brali podróżnych za tajniaków.
"Książeczka uczestnictwa" jest imienna i posługiwać się nią może tylko ten, na czyje nazwisko jest wystawiona. Jest ona jednocześnie dokumentem ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków.
Akcja rozpoczęła się o świcie 29 czerwca i miała potrwać do 30 września. W pierwszym roku legalnego autostopu książeczki wykupiło 30 tysięcy osób, rok później już 67 tysięcy. W swych początkach autostop był dość mocno zmaskulinizowany – na autostopowiczki przypadało tylko dziesięć procent wykupionych książeczek.
Opracowano cały system zachęcający kierowców do udziału w przedsięwzięciu: w książeczkach znajdowały się kupony, które autostopowicze dawali kierowcom za przejechany odcinek – upoważniały one do wzięcia udziału w losowaniu atrakcyjnych nagród, z samochodem osobowym na czele. Drobniejsze upominki (choć też niczego sobie), typu radio "Szarotka" czy zegarek "Pobieda", przeznaczono dla autostopowiczów z największą liczbą przejechanych kilometrów. Organizatorzy akcji starali się ją uatrakcyjnić na inne sposoby, np. rokrocznie opracowywano propozycje nowych tras tematycznych typu "szlakiem chwały oręża polskiego" czy "szlakiem Kopernika". Funkcjonowały też inne konkursy, np. "Grzeczność za grzeczność", w ramach którego autostopowicze mieli odwdzięczyć się kierowcom i lokalnej społeczności w zamian za gościnę i życzliwość. Jak podaje Szymon Żyliński w książce "Przeszłość polskiego autostopu", na zakończenie akcji w 1958 roku zorganizowano wielką imprezę we wrocławskiej Hali Ludowej – bawiło się na niej 4 tysiące kierowców i 30 tysięcy autostopowiczów, którzy łącznie przejechali 28 milionów kilometrów.
Rekordowy rok 1960, w którym przy drogach stanęło aż 85 tysięcy uczestników, nazywany był też "czarnym rokiem polskiego autostopu". Po kraju zaczęły krążyć podchwytywane przez prasę pogłoski (zasadne i bezzasadne) o różnych bezeceństwach wyprawianych przez autostopowiczów: kradzieżach, chuligaństwie, niszczeniu pojazdów i żebractwie. W odpowiedzi wprowadzono pewne ograniczenia: w akcji autostopowej mogli brać udział tylko użytkownicy pełnoletni (wcześniej dolna granica wieku wynosiła 16 lat), dodatkowo wyposażeni w książeczkę oszczędnościową PKO z rezerwową kwotą 400 złotych.
W inicjatywie objęcia autostopu państwową kuratelą skupiają się paradoksy peerelowskiego systemu: z jednej strony system był na tyle opresyjny, że chciał oddolny ruch ujarzmić, kontrolować i zbiurokratyzować; z drugiej na tyle rozluźnił się na fali październikowej odwilży, że mógł na tak swobodny przepływ rzesz młodych ludzi pozwolić – przypomnijmy, że w tym czasie większość obywateli ZSRR potrzebowała urzędowej pieczątki, żeby w ogóle móc wyjechać poza swój rejon zamieszkania.
Przy bezprecedensowej, w dotychczasowej historii Polski, skali mobilności i awansu społecznego, jakie miały miejsce po wojnie, znaczna część uczestników akcji była pierwszym pokoleniem w swoich rodzinach, które na własnej skórze doświadczyło jakiejkolwiek formy turystyki. Przez ponad trzy dekady "legalnym" autostopem podróżowało niemal milion osób.
Kraj pustych szos