Szopieraj prawdopodobnie nigdy nie była w Danii, ale śmiało można nazwać ją królową bydgoskiej fotografii. Autoportret z papierosem – pozuje na nim na chłopczycę. Kolejny, tym razem w sukni balowej – uśmiecha się dziewczęco, nieśmiało. Na innym jest poważna niczym dama, tu znów jakby czymś urażona. Ktoś zrobił jej portret z różą, ktoś inny (a może ta sama osoba?) w stroju zakonnicy. Mogłaby być ikoną stylu, w dobie Instagrama – influencerką.
Są też jej zdjęcia przy pracy: na praktykach w zakładzie fotograficznym (uczyła się u Tytusa Piechockiego, który w 1937 roku zaprosił ją do Cechu Fotografów w Bydgoszczy) oraz przy retuszu odbitki z pędzelkiem w dłoni (to z muralu). Powstały w "Zakładzie fotograficznym Bydgoszcz", który Szopieraj (z domu Krygier) prowadziła, aż dopadł ją urząd skarbowy, a w końcu reumatyzm. Wiele z tych fotografii jest pokolorowanych: różowe policzki, czerwone usta, niebieska sukienka, zielony sweterek syna. Taki retusz wymagał cierpliwości i precyzji.
Była też kokietką. Nie każdy w tamtych czasach odważyłby się na pozowanie w samej halce. Gębarowska porównuje Szopieraj z autoportretu do "Mai ubranej" z obrazu Francisco Goi, a nawet do bogini miłości Wenus tak często przedstawianej przez artystów. I jeszcze ten akt męski. W tekście kuratorskim towarzyszącym wystawie "Eros i Tanatos" czytamy: "Fotografia przedstawiająca młodego nagiego mężczyznę, przepasanego jedynie chustą, to kolejny przykład przekroczenia panujących w fotografii atelierowej konwencji. […] Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku ciało męskie rzadko pojawiało się na zdjęciach. Znane są wprawdzie słynne akty męskie Benedykta Dorysa, ale są to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Akt Szopieraj nie należy do odważnych. Twarz odwrócona od widza, nagie udo. Więcej tu zresztą tajemnicy niż nagości". Jednak przeglądając archiwum bydgoskiej fotografki, można się lekko zarumienić.
Nie sposób się też nie wzruszyć. "Dziewczynki wyglądają jakby spały. Można się dać zwieść spokojowi malującemu się na ich niewinnych twarzyczkach. Tyle że małe ciałka w pianie tiulu i koronek zamiast w łóżeczkach ułożone są w wyściełanych białym atłasem trumnach" – pisze Małgorzata Czyńska w książce "Zawód: fotografistka". Szopieraj wykonała fotografie pośmiertne córek: Tereni (zm. 1938), Krysi (zm. 1946), Lidki (zm. 1951) w swoim zakładzie. W jej albumie odtworzonym na wystawie życie styka się ze śmiercią. Ściskają za gardło fotografie matki stojącej nad mogiłą córki czy dziewczynek stróżujących przy grobie zmarłej siostry. Te bardziej drastyczne obrazy zostały odwrócone. Na rewersie rozszyfrowujemy odręczne napisane słowa: "Zamordowany mój brat", "Zamordowany mój ojciec". Gest ukrycia przed widzem niektórych scen uświadamia, że fotografie z albumu są przede wszystkim osobistą pamiątką, przeznaczoną do oglądania w samotności lub gronie najbliższych. Z drugiej strony, widzimy, jak powszechna była praktyka uwieczniania zmarłych i jakie rytuały temu towarzyszyły.