Czarodziejska góra
W 1960 roku Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley proponuje Miłoszowi wykłady, poeta uzyskuje wreszcie amerykańską wizę i pod koniec tego roku wraz z rodziną znajduje się znów w Stanach. Status visiting lecturer zostaje wkrótce zamieniony na zatrudnienie pełnoetatowe i od 1961 roku niedoszły student polonistyki używa tytułu Professor of Slavic Languages and Literatures, po raz pierwszy od dawna mając zabezpieczony codzienny byt.
Wykłada polską literaturę i dramat, ale zainteresowania własne i studentów każą mu poszerzać pole działania. Zajmie się literaturą rosyjską, szczególnie Dostojewskim, łącząc analizę powieści z tematyką filozoficzną i religijną, a w ostatecznej konsekwencji dowodząc młodym Amerykanom substancjalnego istnienia Zła. We wspomnieniach studentów jawi się nie tylko jako nauczyciel, ale też duchowy przewodnik, wnoszący do ahistorycznej Ameryki bagaż XX-wiecznego europejskiego doświadczenia.
Stopniowo buduje też własną pozycję literacką – najpierw jako tłumacz polskiej poezji (ważna dla amerykańskich czytelników antologia "Postwar Polish Poetry" z 1965 roku oraz wybór wierszy Zbigniewa Herberta), później poeta. W 1973 wychodzi anglojęzyczne wydanie jego wierszy, w 1976 otrzymuje Guggenheim Fellowship, dwa lata później The Neustadt International Prize for Literature. Apogeum tego procesu będzie oczywiście literacka Nagroda Nobla w roku 1980.
Między wyjazdem do Kalifornii a chwilą triumfu w Sztokholmie minęły jednak dwie dekady: 20 lat mozołu, cierpliwości, rozgoryczeń. Zyskując zawodową stabilność i względny kalifornijski komfort, poeta stracił poczucie przebywania we wspólnocie pisarzy i czytelników posługujących się tym samym kodem i językiem. Świadom siły, jaką daje jego poezji polszczyzna, nie próbował pisać wierszy po angielsku, mając jednocześnie poczucie, że pisze w pustkę – od czytelników w Polsce oddzielony odległością i cenzurą, od Polonii - odmienną intelektualną formacją.
Samotność. Picie do lustra i listy wysyłane do samego siebie. Dosłownie kilku korespondencyjnych przyjaciół (Zygmunt Hertz, krytyk i eseista Konstanty Jeleński – czytelnik idealny, Jerzy Turowicz). Grizzly Peak w Berkeley przedstawiony jako wierzchołek – w tak zatytułowanym wierszu – Czarodziejskiej góry, na którym przyjdzie dokonać żywota. I jak zwykle pracowitość, upór: "Aż minęło. Co minęło? Życie. / Teraz nie wstydzę się mojej przegranej. / Jedna pochmurna wyspa ze szczekaniem fok / Albo sprażona pustynia, i tego nam dosyć / Żeby powiedzieć yes, tak, si. (...) Tylko z wytrwałości bierze się wytrwałość. / Gestami stwarzałem niewidzialny sznur. / I wspinałem się po nim i trzymał mnie".
Pisze poświęconą Stanisławowi Brzozowskiemu książkę "Człowiek wśród skorpionów" (1962), powstają kolejne tomy esejów: "Widzenia nad Zatoką San Francisco" (1969), "Prywatne obowiązki" (1972) i "Ogród nauk" (1979). W "Ziemi Ulro" (1977) opisuje datującą się od Oświecenia desakralizację kultury, rosnący rozdźwięk między religią, wierzeniami ludowymi, wyobraźnią poetycką a nauką, racjonalnym opisem świata, który z człowieczego Domu zmienia się w pozbawiony wyższego sensu, rządzony prawami fizyki i prawdopodobieństwa, nieludzki mechanizm. W tytułową ziemię Ulro, a więc opisany przez Williama Blake'a obszar, którym włada zimny rozum, zaś zamieszkująca go jednostka traci przysługującą jej metafizyczną tajemnicę.
Sprażona kalifornijska pustynia, niezmierzony ocean to znaki jeszcze jednego amerykańskiego doświadczenia. Nigdy wcześniej Miłosz nie był tak mocno wystawiony na świat całkowicie nieudomowiony, radykalnie obcy. W tomach z lat 60. ("Gucio zaczarowany", 1965; "Miasto bez imienia", 1969) powracają zapisy konfrontacji z nicością, obrazy kruchości człowieczeństwa. Ratunkiem staje się szczegół, konkret, fragment wspomnienia lub kroniki, drobina bytu wyłowiona z pamięci i przeciwstawiona pustce. Poeta staje się przewodnikiem obrzędu Dziadów, przywołującym zmarłych, wsłuchującym się w ich głosy. Wobec nie-ludzkiego łączy nas wszystkich, żywych i umarłych, łańcuch współczucia, czułość, czyli tendresse, odczuwana, "kiedy ściska w gardle dlatego, że istota na którą patrzę jest tak bardzo krucha, ranliwa, śmiertelna" [zapis "Tendresse" z tomu "Nieobjęta ziemia"].
Mimo wszystko w tych latach pojawia się też ton akceptacji życia i świata. "Życie to jest szczęście" – ten urywek pochodzi z tomu "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" (1974), bodaj czy nie najwspanialszego zbioru wierszy Miłosza. Tak czysty język, tyle wspaniałych wierszy! Oeconomia divina z wizją świata zdesakralizowanego i pozbawionego ontycznej podstawy, a obok O aniołach, dający jednak nadzieję i wskazujący moralny obowiązek, Zadanie dobitnie kreślące zamiar poety - wykraczania poza konwencję nihilistycznej epoki, pozwalającej posługiwać się jedynie "skrzekiem karłów i demonów", gdy słowa czyste i dostojne są zakazane. I oczywiście tytułowy poemat, w olśniewającej formie splatający szereg Miłoszowskich wątków i kulminujący wzruszającymi Dzwonami w zimie, dającymi nadzieję odwrócenia śmierci, apokatastazy i jednocześnie wyznającymi, że jest to nadzieja nam niedostępna: "Nagle umilknie warsztat demiurga. Nie do wyobrażenia cisza. / I forma pojedynczego ziarna wróci w chwale. / Sądzony byłem za rozpacz, bo nie mogłem tego zrozumieć".
Księga Hioba
Początek pobytu w Kalifornii to czas względnego spokoju i rodzinnej harmonii. Miłoszowie najpierw wynajmują mieszkanie, później kupują dom na Grizzly Peak. Czesław odnosi uniwersyteckie sukcesy, Janka, dotąd poświęcająca ambicje zawodowe na rzecz rodziny i pracy męża, teraz ma nadzieję na jakieś filmowe projekty. Później spokojny świat się rozpada.
W latach 70. młodszy syn Piotr wybiera się do pracy na Alaskę. Pod wpływem pobytu tam wpada w ciężką wieloletnią depresję, w dramatyczny sposób wpływającą na życie całej rodziny. Równocześnie choruje Janka – nowotwór w kręgosłupie doprowadza do prawie całkowitego paraliżu. Następne lata (aż do śmierci w 1986 roku) spędzi uzależniona od opieki, stopniowo pogrążając się w nerwicach i stanach lękowych.
W tym czasie najbliższym przyjacielem i powiernikiem Miłosza staje się ks. Józef Sadzik, paryski pallotyn, który namawia go na tłumaczenie z greki Ewangelii św. Marka. Później poeta uczy się hebrajskiego, by przełożyć Psalmy. Tłumaczyć będzie, że wybrał właśnie Psalmy, bo ich krótka forma umożliwiała częste odrywanie się od biurka, czego wymagała opieka nad chorą. Pomyślmy przez chwilę o Miłoszu przechodzącym od łóżka sparaliżowanej żony do gabinetu, w którym czekają Psalmy, a później Księga Hioba.
Z czasu smutku nie do końca wyrywa go nawet Nagroda Nobla, choć niewątpliwie musiał mieć w 1980 roku poczucie satysfakcji. Grudniowy wieczór w Sztokholmie zasadniczo zmienia sytuację Miłosza w Polsce: oto możliwe stają się wydania jego książek, a latem 1981 roku – pierwsza po 30 latach wizyta. Miłosz dostaje wtedy doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w Gdańsku spotyka się z Lechem Wałęsą i stoczniowcami. W społecznym oczekiwaniu staje się – obok Papieża i Wałęsy – nieledwie symbolem polskości, co dla twórcy zmagającego się z "lechickością", pełnego dystansu wobec wielu polskich postaw, było sytuacją bardzo niewygodną.
Zapisuje w tych latach zdania gorzkie: "Kosmos to znaczy ból bredził we mnie niezrozumiałym językiem" ["Język"], "chodzimy nad piekłem / oglądając kwiaty" ["Czytając japońskiego poetę Issa" (1762-1826)], "a miesiąc mego życia jest Chagrin" [Chagrin]... W "Hymnie o Perle" (1982) i "Kronikach" (1987) podtrzymuje wątek zadumy nad heraklitejską rzeką, trwaniem przeszłości. Z pełną mocą powie raz jeszcze: "Prawdziwy wróg człowieka jest uogólnienie. / Prawdziwy wróg człowieka, tak zwana Historia" ["Sześć wykładów wierszem"].
Rewelacją tej dekady będzie jednak tom "Nieobjęta Ziemia" (1984), realizacja marzeń o "formie bardziej pojemnej", wspaniałe zaczerpnięcie tchu, ponowne erotyczne zachwycenie światem, imponujące bogactwo wcieleń i wizji. Wielość tematów (od jednostkowej świadomości i relacji między dwojgiem ludzi, poprzez splot ducha i cielesności, realność danego nam świata aż do skrywającego się Boga) i dykcji sprawia, że tom ten - łączący wiersze, tłumaczenia, komentarze, cytaty - jest rodzajem Miłoszowskiej summy. To tutaj powiedział: "trudziłem się dążąc do wykroczenia poza moje miejsce i poza mój czas, szukając tego, co jest Rzeczywiste". Tutaj zapisał: "Chciałbym, żeby każdy i każda wiedzieli, że są dziećmi Króla / i byli pewni swojej duszy nieśmiertelnej, / to znaczy wierzyli, że co najbardziej ich własne jest nie do zniszczenia" ["Elegia dla Ygrek Zet"].
Stróż brata swego
W zbiorze "Druga przestrzeń" (2002) umieścił Miłosz krótki wiersz: "Jeżeli Boga nie ma, / to nie wszystko człowiekowi wolno. / Jest stróżem brata swego / i nie wolno mu brata swego zasmucać, / opowiadając, że Boga nie ma". Na poły poważna forma skrywa niezwykle poważną treść, w formie maksymy streszczając wielki nurt tej poezji.
Sobie samemu zawsze jawił się jako ktoś odmienny od otoczenia. Odszczepieniec, zdrajca ziemiańskiego klanu, z trudem nawiązujący więzi, może nawet pochodzący z innego świata obserwator, zdumiony ludzkimi obyczajami. Wielokrotnie przywoływał figurę czystego dziecka, które nie akceptuje świata dorosłych, rządzonego zwierzęcymi instynktami, dziecka, które boi się, że kiedyś stanie się takie jak oni. Dla bohatera poematu "Ksiądz Seweryn" z "Drugiej przestrzeni" dzieckiem jest także człowiek ufający Bogu, postawiony wobec ludzkiej większości, ludzi cynicznych i niewierzących, a w finale napisanego pod koniec życia "Traktatu teologicznego" Matka Boska objawia się właśnie dzieciom. Bycie innym to w dziele i życiu Miłosza także wysokie wymagania stawiane bliźnim, a nieraz i pogarda wobec nich.
Ale siła oddzielająca od innych ma tu także swoją przeciwwagę. To zachwyt, "podnoszący nad moją ułomność", który każe pokłonić się przed wspaniałością świata, ale też przed pięknem drugiego człowieka. Przed dziadkiem Zygmuntem Kunatem, przed Oskarem Miłoszem, Jeanne Hersch, Jerzym Turowiczem, Janem Pawłem II... Zachwycić się, oznacza nie tylko stwierdzić, że coś mi się podoba, ale też przekroczyć granice egotycznego "ja". Zachwyt jest pokorą, rodzajem modlitwy.
Oddzielenie, pogarda wiążą się oczywiście z miłością własną, pychą. W późnej twórczości Miłosz obsesyjnie powraca do tematu rozliczenia się z "grzechem samolubnej pychy". Jeżeli grzeszyłem miłością własną, nie potrafiłem dać uczucia innym, to czy jest coś, co okupi moje winy? Czy spełniałem zamysł potęgi, która tak, a nie inaczej ułożyła mój los? Czy byłem do czegoś przeznaczony? [...]
W ostatnich latach zaczął jakby powątpiewać, czy ta poetycka i duchowa strategia była słuszna. Pojawiały się znaki zapytania, prowadzące ku znakomitemu wierszowi "To" z tomu o tym samym tytule, wskazującemu nieustanną obecność zwątpienia, trwogi, skrytych pod jasną afirmacją świata. Poprzez ten wiersz można by spojrzeć na całą twórczość Miłosza, opisać ją w dynamicznym napięciu między dwoma biegunami: rozpaczą i nadzieją, pychą i zachwytem, suchością serca i ocalającym zdziwieniem.
Czas darowany
Okres po roku 1989 to najpierw kolejna wizyta w Polsce, później coraz dłuższe pobyty i wreszcie przenosiny do Krakowa - ostatniej przystani. To zarazem czas frapującego twórczego wigoru. Wychodzą wtedy m.in. kolejne zbiory wierszy: "Dalsze okolice" (1991), "Na brzegu rzeki" (1994), To (2000), Druga przestrzeń (2002), książki eseistyczne: "Rok myśliwego" (1990), "Szukanie ojczyzny" (1992), "Piesek przydrożny" (1997), "Życie na wyspach" (1997), "O podróżach w czasie" (2004), "Spiżarnia literacka" (2004); wspomnienia: "Abecadło Miłosza" (1997), "Inne abecadło" (1998). Także wspomniane już "Legendy nowoczesności", obszerny tom korespondencji Zaraz po wojnie (1998) i antologia "Wyprawa w Dwudziestolecie" (1999).
Tej aktywności sprzyjał związek z Carol Thigpen (w 1992 zwieńczony ślubem), młodszą o trzy dekady Amerykanką, doktorką nauk humanistycznych na Emory University w Atlancie. Miłosz mówił, że pogodna, jasna żona to najlepsza przeciwwaga dla jego depresji, że Carol to był "czas darowany". Chyba nikomu z tych, którzy ją znali osobiście, pełną energii i witalności, nie przyszło do głowy, że odejdzie ze świata przed swoim mężem: 16 sierpnia 2002 roku. Miesiąc później zmarł brat poety, Andrzej Miłosz.
Jakby pod koniec życia ręka losu zabierała poecie najbliższych, by wreszcie ogołocić go z pewności ciała, każąc temu poecie światła, marzącemu o wiecznym świetle zatrzymanego czasu, napisać: "Teraz pięć moich zmysłów powoli zamykasz, / I jestem stary człowiek leżący w ciemności" ["Modlitwa"]. Zmarł w swoim krakowskim mieszkaniu przy ulicy Bogusławskiego, 14 sierpnia 2004 roku.
Autor: Andrzej Franaszek, marzec 2011