Stefan Drajewski, dziennikarz i krytyk teatralny w książce "Conrad Drzewiecki. Reformator Polskiego Baletu" oddaje głos świadkom: najbliższym współpracownikom artysty: tancerzom, także recenzentom. Tym, którzy go nienawidzili i tym, którzy w jego sztukę zapatrzeni byli bez reszty. Przy okazji kreśli także fascynujący portret epoki, ludzi kultury i przedwojennego Poznania, miasta, które dzięki Conradowi Drzewieckiemu kipiało sztuką, stając się baletową mekką Polski. Autor otwiera przed czytelnikami archiwa i dokumenty, przywołując najważniejsze spektakle i polityczny klimat, w jakim powstawały. Dlaczego wzbudzały tyle emocji?Dlaczego pod koniec lat 80. Drzewiecki wycofał się z życia artystycznego, rzucił wszystko i wybrał przedwczesną emeryturę? Wybraliśmy kilka najciekawszych naszych zdaniem wątków z biografii Conrada Drzewieckiego. Oto one.
Skandale, wojaże i transatlantyki
Zanim założył w Poznaniu swój słynny autorski zespół - Polski Teatr Tańca, Drzewiecki tworzył choreografie do oper, układał ruch sceniczny w teatrach dramatycznych, reżyserował opery, dramaty, a nawet filmy baletowe. Nie miał dyplomu tancerza, przez pięć lat szlify zdobywał we Francji. Drajewski dociera do barwnej anegdoty z paryskiego okresu artysty:
Drzewiecki wspomina:
" Któregoś dnia, kiedy miałem już podpisany kontrakt we Francji, pojawił się w mojej garderobie Stanley Barry i zaproponował zdjecia reklamowe(...)Wczesnym rankiem wyciągnął mnie na Pola Elizejskie przed Łuk Triumfalny. A po paru dniach ukazała się rozkładówka w popularnym francuskim tygodniku 'Radar' z nagłówkiem na pierwszej stronie 'Skok w wolność. Conrad Drzewiecki wybrał wolność we Francji'
Ileż ja miałem z tego powodu kłopotów! Ileż to razy musiałem się z tego tłumaczyć!"- opowiadał artysta.
Conrad Drzewiecki zdecydował się zostać w Paryżu, pojawiając się od tej pory na afiszach jako Conrad Derevski - i jak przyznaje - to był dla niego początek zupełnie innego życia:
"Zarabiałem nieźle, uczyłem się techniki modern, jazzu. Kontynuowałem akrobatykę, codziennie pracowałem nad klasyką. Pierwsze wyjazdy: Olbrzymie tournee: Paryż-Tokio-Singapur. Wielkie wojaże, wielkimi transatlantykami."
W ciągu pięciu spędzonych we Francji lat Drzewiecki współpracował m.in. z Grand Ballet du Marquis de Cuevas, a także z Jeunesses Musicale i Roland Petit Ballet. Trafił też do rewii z Josephine Baker.
Czas choreografów
Uzbrojony w nieznane w Polsce techniki tańca: jazz, akrobatykę i modern Drzewiecki powrócił do Poznania w 1963r., by jak wspomina, zaatakować rodzinne miasto, zawsze sceptycznie nastawione do tego, co nowe. Publiczność wrzała od emocji. W takiej atmosferze powstały trzy pierwsze choreografie: "Błękitna rapsodia" Gershwina, "Historia żołnierza" Igora Strawińskiego oraz "Valses nobles et sentimentales" i poemat "La valse" Ravela. Na widowni Opery Poznańskiej zasiedli wszyscy najważniejsi krytycy muzyczni i teatralni. Udało się. Drzewiecki zaskoczył, ale nie wszystkich zachwycił. Z resztą krytycy, nie nadążający za nowatorskimi pomysłami Drzewieckiego, zawsze mieli z nim kłopot. Olga Sawicka w książce "Życie z tańcem" tak opowiadała Stefanowi Drajewskiemu:
"To był niezwykle trudny eksperyment. Używaliśmy w tańcu masek. Można by powiedzieć, że była to taka zamaskowana tragedia. Publiczność była zaskoczona, ponieważ do tej pory nie spotkała się z taką formą baletową, choć przecież podobne powstawały już od dawna na Zachodzie, i wtedy zrozumiałam, że nadszedł czas choreografów. Conrad również"
Szekspir, magnetofon i jazz
Nadszedł także czas dla pierwszych poważnych eksperymentów, do których Drzewiecki przystąpił po kilku latach intensywnej pracy na poznańskiej scenie. Były to "Improwizacje do Szekspira", w których sięgnął do techniki tańca jazzowego. Na scenie, ku zaskoczeniu i początkowej niechęci muzyków orkiestrowych, stanął też magnetofon z muzyką Duke'a Ellingtona. Kolejny raz, jak przypomina autor, choreograf przysporzył recenzentom kłopotów." Jest to jakby składanka skeczów baletowych, gdzie jedne pointy są zabawne, innych trudno się doszukać"- pisali krytycy.
Kryptonim balet: początki Polskiego Teatru Tańca
Początki Polskiego Teatru Tańca owiane są legendą. Jak podkreśla Drajewski, pewne jest jedynie to, że w XXI wieku Polski Teatr Tańca , bez biznesplanów i badań fokusowych nigdy by nie powstał. Ale był rok 1973 i wystarczył tylko jeden człowiek i jego talent- Conrad Drzewiecki. Drajewski notuje:
" Miał czterdzieści siedem lat, długie włosy, chętnie ubierał sie w skóry i dla wielu- w tym uczniów szkoły baletowej - był prorokiem, a już na pewno osobowością, w którą byli zapatrzeni, która urzekała odmienną wizją tańca. - Nie zakładam niczego, co nazywa się awangardą: nie zamierzam burzyć estetyki, do której przwykliśmy, a któa wywodzi się - jeśli chodzi o balet i widowisko ruchowe - z wieku XIX. Tego, co będę robił, nie nazwałbym baletem, wprowadzie wstępujemy pod szyldem Baletu Poznańskiego, ale jest to raczej kryptonim administracyjny, a nie rzeczywisty wskaźnik moich koncepcji i zamierzeń estetycznych. Będziemy teatrem tańca, pojętego bardzo szeroko, od baletu aż po sprawy, które nie będą kojarzyły nam się z tańcem, a które nim w istocie są"
Po pierwszej premierze choreograf mówił jednemu z dziennikarzy: "Balet to XIX wiek. My chcemy pójść z czymś zupełnie nowym w świat. Teatr Tańca musi się wyrażać z taką siłą, aby zastąpić wszystko i dać widzom maksymalną ilość artystycznych wrażeń(...). PTT jest dla mnie miejscem pracy, to moje integrum, tutaj wszystko dojrzewa, tutaj skoncentrowałem swoje pasje, idee, pomysły. Tutaj się nie rozpraszam, nie jestem od nikogo i niczego zależny w sensie artystycznym. W tym teatrze wypowiadam siebie, wszystko, co robie, jest moje".
Krzesany?Petarda!
"Krzesany", spektakl powstały w 1977r. do muzyki Wojciecha Kilara był największym spektakularnym, międzynarodowym sukcesem Polskiego Teatru Tańca, okrzykniętym przez krytyków prawdziwą rewelacją polskiego repertuaru choreograficznego. Wystarczyło sześć góralskich kroków, dynamiczne, wybijane w powietrzu uderzenia piętą o piętę, by pradawny obrzęd krzesania ognia zamienił się na scenie w brawurowy taniec. No i finałowy wyskok na 3 metry z perfekcyjnie uformowanej przez tancerzy katapulty. Publiczność oszalała. -Drzewiecki otworzył szeroko okno i wpuścił do pokoju z polską muzyką świeże góralskie powietrze - komentowano po premierze, a artyści odpowiadali: - Tańczyliśmy na granicy wyczerpania. Szybko ich pracę doceniła zagraniczna publiczność.
Zespół wystąpił z "Krzesanym" w Paryżu w legendarnym Theatre des Champs-Elysees na tej samej scenie, na której przed laty doszło do skandalu podczas premiery "Święta wiosny" Strawińskiego oraz w Moskwie przed samym Leonidem Breżniewem. Wszędzie oklaskiwany na stojąco za oryginalność, nowoczesną interpretację góralskiego folkloru i nadanie jej najwyższej rangi artystycznej. " Polski Teatr Tańca ma już swoje miejsce w choreografii naszej epoki, artyści rywalizują ze sobą w wirtuozerii" - zachwycali się recenzenci francuskiej prasy - Le Monde i Le Figaro, a sam Drzewiecki przyznawał w wywiadach, że paryska publiczność po tysiąckroć wynagrodziła jemu i jego zespołowi wysiłek włożony w przygotowanie przedstawienia. Powstała także filmowa wersja spektaklu, kręcona w deszczu w plenerach Zakopanego, taśmę dostarczano do Warszawy samolotami, w trakcie transportu część z nich została uszkodzona.
Piruety z Beatlesami
Pomysł na spektakl z muzyką kultowego brytyjskiego zespołu zrodził się podczas tanecznego wieczoru w jednej z knajp. Był stan wojenny, a na poznańskiej scenie kolejne rockendrollowe, bluesowe i jazzowe utwory układały się w niepoprawny politycznie miks choreograficznych skeczów. Werwa, świeżość, radość. To była sensacja! - zauważa autor książki. Gitarowe dźwięki chłopaków z Liverpoolu tonowały nokturny Fryderyka Chopina. Spektakl rozpoczynał i kończył utwór "Yesterday":
" Kiedy opada kurtyna, milknie muzyka, znika portret Lennona, nie ma już na scenie tancerzy. Pryska szampański nastrój, pozostają tylko trzy znane twarze piosenkarzy, wpatrzone w widownię, i jakaś trudna do opisania pustka, przerwana dopiero owacjami zachwyconej publiczności(...) Oklaskom, okrzykom i ukłonom nie ma końca. Młodzież wiwatuje, wielokrotnie wywołuje tancerzy i choreografa. Nastolatki odnajdują w PTT swój teatr, Drzewiecki - nowego widza dla swoich baletów. Zysk jest wzjamny" - pisał cytowany w książce Paweł Chynowski.
Po sukcesie w Polsce, posypały się zaproszenia na zagraniczne występy. Z podróży do Włoch nie wróciło 14 członków zespołu, w tym 13 tancerzy. Wybrali wolność, o czym poinformowali Drzewieckego zostawiając mu w recepcji teatru list. A to, jak przypomina Drajewski, dla PTT oznaczało trzęsienie ziemi - odwołane spektakle, kompletowanie nowego zespołu,a w dłuższej perspektywie pierwsze oznaki twórczego kryzysu Conrada Drzewieckiego, który dwa lata później postanowił zrobić sobie dłuższą przerwę od pracy. Wkrótce oddał zespół w ręce swojego asystenta Mirosława Różalskiego. Sam Drzewiecki rzadko odwiedzał teatr, nie przychodził też na próby. W 1986r. z okazji potrójnego jubileuszu: 40-lecia pracy twórczej i 30-lecia debiutu choreograficznego oraz swoich 60. urodzin przygotował spektakl, którym jednocześnie pożegnał się z Polskim Teatrem Tańca. Zaprojektował nie tylko choreografie, ale także scenografię i kostiumy. Rok później zrezygnował z prowadzenia teatru, przygotował dwa balety w Berlinie, a potem wrócił do Poznania, by udać się na emeryturę.
Ostatni spektakl zrealizował w 2004r. z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, wspólnie z EmilemWesołowskim, Henrykiem Konwińskim, Teresą Kujawą wystawił IX Symfonię Ludwiga van Beethovena w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Dziś jego dzieło z powodzeniem kontynuuje Ewa Wycichowska.
źródło: "Conrad Drzewiecki. Reformator Polskiego Baletu", Stefan Drajewski, wyd. Rebis, oprac. AL