Colin Stetson jest kultowym multiinstrumentalistą grającym przede wszystkim na saksofonach i klarnetach. Na początku 2016 roku nagrał płytę ''Sorrow'', która jest reinterpretacją III Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Stetson znany jest z twórczości solowej (trylogia ''New History Warfare''), z którą koncertował na całym świecie, także na festiwalach w Polsce) i ze współpracy z wieloma znakomitymi artystami: od Lou Reeda, Anthony'ego Braxtona i Matsa Gustafssona po Toma Waitsa i Arcade Fire.
Symfonia pieśni żałosnych Góreckiego jest jednym z jego ulubionych utworów, był nim zafascynowany od czasów studiów. ''Sorrow'' to próba wpisania utworu Góreckiego w inne tradycje muzyczne, ubogacenie kompozycji w elementy muzyki minimalistycznej, metalowej i dronowej.
''Moje podejście do III Symfonii było w tym sensie rozszerzające, że wyobraziłem sobie pewne dźwięki lub części nieobecne w oryginale, które były dla mnie rozszerzeniem emocjonalnego rdzenia utworu'' – mówił Colin Stetson.
Colin Stetson wraz ze swoim zespołem (wiolonczele, gitary, klawisze, synteatory, saksofony tenorowe i barytonowe, skrzypce, perkusja, głos) prezentował swój materiał na Huddersfield Contemporary Music Festival w listopadzie 2016 roku. Koncert odbył się dzięki wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza w ramach projektu Polska Music. 18 grudnia 2016 ''Sorrow'' zabrzmi w Katowicach (Katowice Miasto Ogrodów).
Filip Lech: ''Symfonia pieśni żałosnych'' opowiada o żałobie, stracie. Wydaję mi się, że na różnych etapach naszego życia możemy inaczej go odbierać. Jak zmieniał się twój odbiór III Symfonii Góreckiego?
Colin Stetson: Pierwszy raz usłyszałem ''Symfonię pieśni żałosnych'' w college’u. Wtedy moja reakcja była czysto somatyczna, prosto z trzewi. Nie wiedziałem o czym jest ten utwór, nie czytałem tłumaczeń tekstów wykorzystanych przez kompozytora, nie wiedziałem jakie były zamierzenia Góreckiego.
Nieważne, jak dużo wiesz o tym utworze, zawsze zrozumiesz, że to muzyka opowiadająca o jakimś rodzaju straty, o cierpieniu. Wszystko opowiedziane językiem muzyki, który zachwycający, po prostu rumiany. Wydaję mi się to ponadczasowe. Górecki potrafił okiełznać muzykę, ułożyć ją w jakiegoś rodzaju matematyczną prawdę, idealnie posortować dźwięki.
Jestem coraz starszy, zmieniam się. Zmieniały się moje relacje z ludźmi, myśli o stracie kogoś bliskiego stawały się dla mnie coraz bardziej przyswajalne. Jako nastolatek nie byłem w stanie o tym myśleć, dopiero później osiągnąłem pewien poziom wrażliwości, który mi na to pozwalał. Wtedy zacząłem rozumieć ten utwór głębiej, dostrzegać kolejne odcienie tej muzyki. W końcu nie jestem już tą samą osobą, która usłyszała III Symfonię 20 lat temu.
Czy możesz opowiedzieć o procesie powstawania ''Sorrow''? To twoja własna, autorska wizja? Muzycy, z którymi współpracowałeś mieli wpływ na kształt twojego dzieła?
Zawsze muszę usłyszeć swoje pomysły na żywo, w czasie i w przestrzeni; to często zmienia nasze wyobrażenia. Miałem w głowie całą aranżację, ale zaprosiłem do współpracy świetnych muzyków, o których wiedziałem, że wzbogacą brzmienie mojego projektu. Jeśli dobierzesz odpowiednich ludzi, mogą oni wytworzyć samoistną siłę, wystarczy, że się ze sobą spotkają. Odpowiadając na pytanie: to autorska wizja, ale moi współpracownicy mieli na nią wpływ.
Jak długo trwała praca nad waszą płytą?
Myślałem o niej kilkanaście lat. Ale odkąd usiadłem nad tym projektem, była to kwestia miesięcy. Zebrałem zespół, pracowaliśmy nad kolejnymi częściami utworu. Mniej więcej tydzień zajmowały nam próby, domykanie poszczególnych utworów. Potem wykonywaliśmy całość, nagrywaliśmy.
Czy wprowadziłeś jakieś zmiany w muzyce Góreckiego?
Nie zmieniłem muzyki w utworze Góreckiego. Zmodyfikowałem instrumentację, drastycznie przekształciłem kilka rzeczy w aranżacji, dynamice, niektórych rzeczy związanych z przestrzenią. Naruszyłem kilka fraz, od czasu do czasu znalazłem jakiś szczegół, który chciałem podkręcić. Ale niczego nie dodałem, niczego nie usunąłem.
Zmieniłeś instrumentację utworu, ale pozostawiłeś niezmienioną partię wokalną. Dlaczego? Nie miałeś ochoty niczego tu zmienić?
Na przykład przepisać partię głosu na inny instrument?
Albo na inny rodzaj głosu.
Nie, głos był rzeczą, której od początku nie chciałem ruszać. Wydaję mi się, że moja siostra śpiewa z bardziej klasyczną manierą niż Dawn Upshaw na płycie z lat 90. Wydaję mi się, że jest w tym coś niezwykle mocnego, głos mezzo bardzo ciekawie współgra z fakturami, które wytworzyły nasze instrumenty.
Na płycie grasz na saksofonie altowym, saksofonie tenorowym, saksofonie basowym, klarnecie kontrabasowym oraz lyriconie, czyli analogowym syntezatorze dętym. A na koncertach?
Występując używam głównie klarnetu kontrabasowego, saksofonu basowego, trochę altowego.
A co z lyriconem? To dość ciekawy instrument. Mamy w Polsce jednego muzyka, który używa lyriconu, nazywa się Michał Urbaniak. Świetny muzyk, możesz go usłyszeć nawet na płycie Milesa Daviesa (''Tutu'', 1986).
Dodałem go dopiero na poziomie miksu, swoim brzmieniem ukwiecał pewne wstawki. Nie zabieram go na koncerty, niestety mogę grać tylko na jednym instrumencie jednocześnie...
Od zawsze interesowałem się światem syntezatorów analogowych, szczególnie syntezaotrami dętymi. Wszyscy, którzy interesują się tematem wiedzą o cyfrowych dętych-kontrolerach midi, ale mało osób dociera do lyriconu. Kiedy się o nim dowiedziałem, cudem znalazłem działający egzemplarz na sprzedaż. Dzisiaj się ich nie produkuje; wiele z nich się zepsuło, inne zmodyfikowano. To bardzo ciekawy instrument, całkowicie analogowy, bardzo skomplikowana maszyneria. To prawie instrument elektroakustyczny, dziwne, że tak mało ludzi go używa.
Jesteś zainteresowany przepisywaniem, wyobrażaniem na nowo innych klasycznych utworów?
Nie wydaję mi się. Wszystko jest możliwe, ale chciałbym zaznaczyć, że nie chodziło mi o rekonstruowanie utworu orkiestrowego. Chodziło mi tylko o ''Symfonię pieśni żałosnych''.
Czy interesujesz się muzyką współczesną? Mam na myśli muzykę komponowaną, akademicką.
Oczywiście. Za dużo koncertuję, żeby słuchać tyle muzyki, ile bym chciał. Ale konsumuję prawie wszystko, co wpadnie mi w ręce.
Często chodzę do filharmonii, na festiwale muzyki współczesnej i przyszła mi do głowy jedna myśl związana z twoją muzyką. Opiera się ona na dronach, najniższych możliwych dźwiękach jakie może wydobyć instrument. Dlaczego kompozytorzy unikają niskich rejestrów?
Nie mam pojęcia! Gdybym był takim kompozytorem, pisałbym utwory tylko na zespoły basowe. Kocham odczuwać te dźwięki, przeżywać je. Jest coś niesamowitego w tworzeniu harmonii opartych na najniższych dźwiękach za pomocą instrumentów, chodzi o tę niesamowitą szerokość fal dźwiękowych.
Myślę, że ludzie mogą tego nie lubić, bo jest dość grząskie, błotniste. Lubię grząskość dźwiękach – ciekawi mnie to i sprawia przyjemność, całkowicie fizyczną. Może się to wydawać mniej akademickie, intelektualne, to bardziej zmysłowa relacja. Podobnymi uczuciami darzę najwyższe dźwięki.
Wiele osób mówiąc o ''Sorrow'' przywołuje skojarzenia z metalem. Jaką masz historię tym gatunkiem muzyki?
Interesowałem się metalem od dziecka, dorastając słuchałem Metallici, Slayera, Megadeath. Rzeczy, których słuchał każdy chłopak w latach 80. Później zasłuchiwałem się w Meshuggah, do dzisiaj to jeden z moich ulubionych zespołów. Kilka lat temu po raz pierwszy usłyszałem Liturgy, to otworzyło moje oczy na black metal, gatunek, któremu wcześniej nie przyglądałem się zbyt uważnie.
Jakie są twoje inspiracje? Co jest istotne, kiedy rozpoczynasz pracę nad nowym materiałem?
Przede wszystkim myślę o jądrze swojej nowej muzyki, czym chcę napełnić słuchacza? Jakie chcę zapewnić mu doznania? Która ze składowych muzyki ma być dla niego najważniejsza? Tworzenie muzyki jest dla mnie aktem fizycznym, to praca z instrumentem. Lata prób sprawiły, że posługuję się nimi coraz lepiej i mogę przekazywać coraz więcej dźwięków.