Być tutaj ciałem i ciałem, i ciałem. Własne astralne zostało
w pośpiesznym. Chodzę białą ścieżką na pieszczenie prądem, a potem
czekam, aż wystygną zioła. Piję z goryczką, nim opadnie na dno
– to fragment wiersza "Cold Wave" Barbary Klickiej z tomu "same same". Tomu, który wypełnia kobiece ciało spragnione czułości, uległe, odczuwające dyskomfort i ból. Zarazem traktowane surowo, mechanicznie, poniewierane. W kolejnej zwrotce przytoczonego utworu pada pytanie: "Czy jesteś, kiedy nie dotykasz?", a połowiczną odpowiedź daje kolejny wiersz "Przekrój strzałkowy": "Dotyka się po to, żeby było bliżej. Dotykasz mnie po to, żeby było dalej". Wydaje się, że oddalanie i zbliżanie się dwojga kochanków obrazuje podrzędność ciała wobec pożądania. Traci ono swoją podmiotowość, możliwość decydowania o sobie. Podobnie dzieje się, gdy mowa o ciele kuracjuszki poddawanej zabiegom rehabilitacyjnym: "masażysta wgryza się w miejsce tuż nad linią majtek", "chce szarpać sznurki, których końcem jestem". Ciało jest po prostu ciałem, niczym więcej.
Klicka jako twórczyni przejmuje kontrolę nad ciałem. Choć w utworze "Zator" przekonuje, że "tyle słów nie zmienia się w ciało", to ona przetwarza ciało w sprężyste, ekspansywne słowa. To one, a nie wzruszenia, są materią wiersza, ich znaczenia i brzmienie – jak przekonuje autorka. Maluje realistyczne, a czasem surrealistyczne obrazy, które poprzez zuchwałe połączenia wyrazów i myśli stają się namacalne. Można więc powiedzieć, że Klicka obnaża cielesność języka poetyckiego. W najnowszym tomiku "Allel" pisze o tlenie "w jamach ciała, który nie służy do tchu". Poetka również wpuszcza między słowa jakąś niewidzialną substancję, która nie tylko je spaja, lecz także wywołuje napięcie, mobilizuje umysł.
Ta gęsta konsystencja rozpływa się nieco w debiucie prozatorskim Klickiej. "Zdrój" stanowi praktycznie rozwinięcie wiersza "Cold Wave": ci sami bohaterowie (w powieści zyskują imiona – kuracjuszka Kama z Warszawy, masażysta Mariusz), podobne zabiegi rehabilitacyjne, powtarza się gest rozpinania stanika, a w roli głównej obsadzono oczywiście ciało. Można tę książkę postawić na półce z napisem "literatura sanatoryjna" u boku Thomasa Manna i Maxa Blechera, w dziełach których pobyt w sanatorium daje pretekst do powrotu do lat dzieciństwa, rzeczywistość miesza się ze snem, granica między światem zewnętrznym a wewnętrznym zostaje jasno określona, co nie znaczy, że jest nieprzekraczalna. Klickiej udaje się nawiązać do tej tradycji, nie rezygnując z wypracowanego w swoich lirykach stylu.