[Justyna Bargielska, China shipping. kserokopia, Kielce 2005.]
To druga książka poetycka
Justyny Bargielskiej. Pierwszą wydała w 2004 roku i nazwała Dating sessions. Teraz dostajemy coś w rodzaju książki-obiektu, totalnej literatury, liberatury. Trudno byłoby wszak oddzielić w najnowszej propozycji Bargielskiej słowo od obrazu, teksty od wkomponowanych w nie fotomontaży; nie sposób byłoby wyodrębnić osobnej przestrzeni dla zdjęć jako pewnego rodzaju przedstawienia rzeczywistości i osobnej - dla kroju użytej w książce czcionki jako pewnego rodzaju naśladowania dziecięcego pisma. Wszystkie elementy książki wchodzą ze sobą w relacje, na każdej stronie tego powtórzonego układu wiersza i fotomontażu zawiązuje się jednak inny związek między nimi. Każda strona wydaje się być mikrokosmosem sama dla siebie. Ich ruchome konfiguracje zależą oczywiście od naszego spojrzenia. Uprzestrzennienie lektury, jakiego chciał Mallarmé, dokonało się tu na swój sposób, inny jednak, niż stałoby się to za sprawą poezji konkretnej czy kaligramów. Słowem, całość robi wspaniałe wrażenie!
Wiersze w China shipping dają się oglądać i czytać, opowiadają własną historię, którą zamieszczone w książce fotomontaże mogą odmienić bądź zdublować; fotomontaże także zdają się rozwijać według własnej zasady, bardzo jednak pojemnej i skłonnej do negocjacji z tekstem. Historia niesiona przez różne znaki może być więc historią wspólną - i wtedy uznamy, że znaki (fotki i tekst) wzajemnie się dopowiadają, uzupełniają, nawarstwiają. Możemy też zabawiać się w wyszukiwanie nieprzetłumaczalnych sfer w taki sposób, by zobaczyć, jak znaki wzajemnie się rozpraszają, wprowadzają różnicę, blokują znaczenia. W zależności od tego, czy wybierzemy wersję wschodniego minimalizmu czy zachodniego przesycenia nadproduktywnością sensu, książka będzie nam się inaczej układać. Autorka, jak sądzę, zachęca nas chyba do wyboru wschodniej opcji kulturowej.
Warto zauważyć na marginesie tomiku Bargielskiej, że w ostatnich latach powstaje coraz więcej książek doskonale łączących różne przestrzenie sztuki, bez uprzywilejowania jakiejkolwiek dziedziny. Sama zaś książka staje się totalnym projektem artystycznym i nie ogranicza się tylko do tekstu. Taką strategią zintensyfikowania materialności samej książki posłużyli się - wymienię dosłownie kilka propozycji tego typu - Grzegorz Olszański w Sztuce mięsa z fotografiami Magdaleny Nazarkiewicz, Grzegorz Wróblewski w tomiku Pomieszczenia i ogrody z rysunkami Teodora Boka,
Edward Pasewicz w Th z fotografiami Jarka Łukaszewicza. Za fotografie i montaż w tomiku Bargielskiej również Łukaszewicz jest odpowiedzialny, za rysunki - Janusz Sztandera. Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z powrotem atrakcyjności książki jako obiektu sztuki.
China shipping jest właśnie takim totalnym projektem, niezwykle pomysłowo zrealizowanym. Bargielska opowiada w nim przeróżne historie, których siła tkwi - z jednej strony - w przytrzymywaniu się jedną ręką (jednym językiem) prawdopodobnej realności, a z drugiej - w odpychaniu od siebie świata zbyt monotonnego i przewidywalnego. Odwagę w lekceważeniu zbyt silnego przyciągania ziemskiego wzmaga ostrość i jednocześnie - jeśli tak można ucieleśnić figury retoryczne - gibkość pisania autorki. Takie właściwości "piruetowego" stylu Bargielskiej najlepiej widać w nagłych zwrotach i elastycznych skrętach języka, w rytmie zdania płynnego, łagodnie rozwijanego, zaskakującego egzotycznością słów:
"Ciesz się, / miasto, wszystko jest na swoim / miejscu, seter pod parasolem, / a gekon w kokonie i tylko ja nie wiem, / czy fruwam, czy pływam, czy on." Apostrofa do miasta ma żartobliwie utwierdzać w poczuciu odwiecznego porządku. Bierze za przykład gekona i setera, oswojone i obłaskawione, bo pod parasolem i w kokonie. Śmieszne, wesołe nawet. Zdaje się też trochę sarkastyczne: nawet największe jaszczury i myśliwskie psy można ucywilizować i odszukać dla nich właściwe miejsce, tak by porządek "miasta" nie był zakłócony. Końcowe sformułowanie o tym, że podmiot, który pisze, nie bardzo wie, czy fruwa, czy pływa, jest najbardziej ekscytujące. Nie dlatego jednak, że niezdecydowanie podmiotu, związane z określeniem siebie, można uznać za jedyny czynnik destabilizujący całą rzeczywistość. Byłaby to wtedy tylko narcystyczna i nieco pretensjonalna figura. A jest to przede wszystkim figura rozproszenia znaczenia i załamania składni. Zaznacza amorficzność, pierwotne niezróżnicowanie, pustkę dryfującego Ja. I wspaniale obraca porządkiem składniowym niczym ogonem kota:
"czy fruwam, czy pływam, czy on". Ten niespodziewany zaimek "on" po wyliczającym ciągu czasowników zapiera dech i sprawia, że zamiera wykręcone i zdezorientowane zdanie.
Marzycielskim rozkołysaniem języka osiąga Bargielska znakomite efekty, a trzeba wiedzieć, że jej marzycielskość jest drapieżna i nieco ironiczna:
"Zanim / się wysiądzie, wypada się upewnić, / że na zewnątrz jest jakiś świat". Obrazy świata w China shipping przepełnia ruchem, zdarzenia obraca na wielostronnej scenie pisania. Przeczytamy w tomiku wiersze szykujące narrację rodem z opowieści sensacyjnych, jak w Love czy w Egipskiej bawełnie o porywaczach autobusu, strzelaninie i rzecz jasna - z nieszczęśliwą miłością w tle. Także wiersze, które podszywają się pod opowieści miłosno-inicjacyjne (
"Dziękuję, że znosisz że tak głośno sikam"). Spotkamy także apokryficzne historie świata, jak w Wierszu na "ja":
"Święta Lucy, patronka ślepych ryb, subatomowych / dropsów i dokładnie wylizanych kociąt, wkłada / nas po parze do każdej kieszeni i tak wędruje" czy
"kosmikomiczne" rewelacje o rybie
"popychającej zimnym nosem kontynent", będą wreszcie rodzinne opowieści - na przykład - o mamie-poetce, która mówi do dzieci:
"wy małe ceny, czarodziejscy doliniarze, / eugleny rozgadane", o weselu córki sąsiada w postny piątek i rozczarowanej Chince, która odkryła, że papież jest foką (
"papież musi być / foką, sądząc z dźwięków uhu, uhu, które wydaje"). Wiersze Bargielskiej przyciągają nie tylko dynamiką słów i zdarzeń, kalejdoskopowych ułamków świata. Utrzymują też wspaniale - na przykład w wierszu Ciemne wody - cmentarny niemalże bezruch czasu. Czarodziejskość, a może raczej urok tych wierszy przełamuje serio i niepowagę. Fikcyjność wymyślonych zdarzeń wprowadza nieziemskie języki, a wymieszanie konwencji rozciąga wiersz we wszystkie możliwe strony literatury.
Nie bez związku z tym, co pisane, pozostaje sposób zapisania: Bargielska decyduje się na czcionkę imitującą dziecięce pismo. Jej opowieści - jak z elementarza udające elementarność - mają zatem sprawiać wrażenie zaadaptowania "cielesnej bliskości wyobcowanego", jakby powiedział Adorno. W przypadku wierszy z China shipping prawie cielesną bliskością wyobcowanego byłaby dziecięca napastliwa ciekawość języka, który jako znak nie został jeszcze wepchnięty w abstrakcyjno-pojęciowy tunel. Jest jeszcze prawie cielesny, materialny, jeszcze gotowy podeprzeć fantazję podmiotu, że może być jego własny. Bargielska pisze o
"Abchazji, krainie pierwszych liter". Pojawiają się już jednak drobne wątpliwości, że nie uda się nigdy stworzyć takiego jednorazowego języka. Trzeźwa niezgoda na symboliczny porządek, jak w Wierszu na "p" wynika ze świadomości istnienia przede wszystkim języka nie-własnego:
"Język, w którym moje imię znaczy 'więcej kwiatów', albo 'drapieżny mech', albo 'grupka dziewcząt zrzucających sukienki w kolorze tytanowej bieli na smoczą trawę, która w nocy oblega i zdobywa łóżka kleryków', jest taki? I czy należy do ciebie?". To, co prawda, miłosny szyfr, język kochanków, ale i on ustanawia nierówność, i w nim zaszyfrowane są historie kolonialne, niechciane sprawy. Bo jeśli ten język
"należy do ciebie", to do kogo należy imię i jak będzie znaczyć w języku kogoś innego?
Mimo wielu wątpliwości, podejrzeń i rozczarowań, o których donoszą teksty China shipping, tym, co je wzmaga, jest pragnienie języka miłosnego, pobudzenie miłosnej relacji z językiem, zmysłowego natężenia znaku. Bargielska poszukuje niewątpliwie języka "imion własnych", języka ekscentrycznego w swojej możliwości nazwania jedynego i tylko na jeden sposób, na jeden raz. Jej zaintrygowanie w podglądaniu różnych słów, szczególna pasja kolekcjonerska wydaje się nieograniczona. Nie pozwala sobie poetka na swobodne bujanie, wiersze wiąże rygorem powtórzeń, słownik poddaje ograniczającemu wyborowi, a całość kolażowego świata nie wymyka się spod jej kontroli. Energetyczność słowa, migotliwość tego, co widzimy i co rozumiemy, halucynacyjne metamorfozy obrazów powodują, że China shipping czyta się znakomicie. Oferuje nam znacznie więcej, niż jest w stanie zaoferować pustynnie pojęta rzeczywistość: niemalże wszystko.
Anna Kałuża © by "Twórczość" 2006 | |