Czy mógłbyś pokazać jakiś przykład ziarna, pęknięcia obecnego w wykonywanej przez was muzyce?
Na takie pęknięcie natrafiasz, gdy negocjujesz z zapisami muzycznymi z przeszłości. Podoba mi się myśl, według której muzyka z przeszłości jest tak samo odległa od nas, jak była odległa od ludzi w dawnych czasach. Weźmy na przykład uwielbianego przeze mnie Johannesa Ockeghema (zm. 1497, przedstawiciel szkoły franko-flamandzkiej – przyp. fl), jego motety śpiewano w całej Europie. Kompozytor nie miał żadnej możliwości kontrolowania wykonań swojego utworu. Wyobraź sobie koncert z jego utworami w XV-wiecznym Neapolu, przecież tamci muzycy – przynajmniej nie wszyscy – nie wiedzieli wszystkiego o praktyce wykonawczej, do której przywyknął Ockeghem. W Neapolu mieli własną praktykę, ale sięgali też po innych kompozytorów, to musiało być dla nich dziwne. Ważną częścią praktyki wykonawczej muzyki dawnej wydaje mi się przekazywanie jej "dziwności".
Nie zawsze zgadzamy się z tym, co komunikujemy jako artyści. Wydaje mi się, że to pewien błąd powszechnie obecny w naukach o kulturze – kultura jest dziedzictwem, którego nie do końca jesteśmy w stanie pojąć. Czemu niektóre rzeczy są zapisane w partyturach? Czasami nie da się tego zrozumieć, dlatego są takie piękne, posiadają dziwaczną tajemniczość. Mam nadzieję, że słuchacze mogą wyłapać to na naszych koncertach. Theodor Adorno mówił, że dobry wykonawca odtwarza nie tylko muzykę, ale i kompozycję samą w sobie. Jako artyści próbujemy pokazać publiczności, w jaki sposób kompozycja się rozwija. To tak, jakbyś zamknął oczy i próbował zobaczyć partyturę.
Kiedy po raz pierwszy widziałem was na żywo, miałem wrażenie, że uczestniczę nie tylko w odtwarzaniu-poszukiwaniu sensów partytury, ale i w spektaklu tanecznym. Wasza muzyka jest przesiąknięta cielesnością, fizycznością.
Mam nadzieję, że byłaby taka nawet wtedy, gdybyś zamknął oczy. Nie chodzi mi tu o synestezję. Dobry performer daje słuchaczowi możliwość wyłonienia w jego wyobraźni pewnego obrazu muzyki. Słuchając nagrań pianistów, możesz czasami wyobrazić sobie ruchy ich palców. To pewien rodzaj ucieleśnienia. Myślę, że najważniejsze jest podarować słuchaczowi możliwość stworzenia jego własnej fizyczności muzyki. Obserwowanie naszych działań na scenie w tym nie pomoże, trzeba tę fizyczność wychwycić w dźwięku samym w sobie. To pozwala wytworzyć obrazy; obraz jest dla mnie bardzo ważny.
Nadpisz opis powiązanego wpisu
O pierwszych dramatach muzycznych na ziemiach polskich pisał już Jan Długosz. W 1296 roku, w obecności króla Przemysła II miało odbyć się przedstawienie ze śpiewami, opowiadające o okrutnym postępowaniu władcy z Ludgardą, jego byłą żoną, którą – przynajmniej według kronikarza – Przemysł udusił.