Wydajecie te komiksy od ponad dwudziestu lat. Czy Wilq nie bazuje już w jakimś stopniu na nostalgii za latami dziewięćdziesiątymi i zerowymi? Na przykład, te subkultury, które się pojawiają w tym komiksie, to już nie są takie subkultury jak teraz…
Bartosz Minkiewicz: Nie są, choć z subkultur w nowych komiksach pozostała już właściwie tylko ta metalowa…
Tomasz Minkiewicz: Jeśli chodzi o subkultury, to jeszcze policja powtarza się w każdym albumie. Ale ona chyba się dużo nie zmieniła.
Bartosz Minkiewicz: Ale jak patrzę na tych policjantów, których rysujemy, to oni wciąż mają te mundury z lat 90. Czyli to jest taka subkultura policyjna z lat 90. Natomiast, myślę, że gdybyśmy próbowali na siłę aktualizować Wilqa i szukać sposobów na dotarcie do nastoletnich czytelników, to biorąc pod uwagę nasz wiek, byłoby to nieszczere, wysilone i skazane na porażkę. Nie próbujemy na siłę wykorzystywać tego, co jest teraz popularne. Nie próbujemy szpikować Wilqa memami. To by urągało naszej kreatywności, naszemu poczuciu autorstwa i sprawczości. Staramy się robić to, co robimy od początku i tego się trzymać z drobnymi korektami toru jazdy, związanymi z tym, że mnóstwo lat już upłynęło. Być może przez to nie otwieramy się na młodszego czytelnika, jak nakazywałby marketing, ale z drugiej strony dzięki temu nie popadamy w śmieszność i trzymamy ten wilqowy poziom.
Tomasz Minkiewicz: To jeśli chodzi o klimat, natomiast jeśli chodzi o treści, to bardzo często sięgamy po swoje doświadczenia z życia tu i teraz i portretujemy je tym swoim boomerskim okiem.
Zawsze to pisaliśmy przede wszystkim dla siebie, żeby to było dla nas śmieszne. Gdy piszę scenariusz, to jego pierwszym czytelnikiem zawsze jest Bartek, więc nic dziwnego, że te historie powstają tak, jakbyśmy to my byli docelowymi odbiorcami, a nie współcześni nastolatkowie. Staramy się, żeby to nie skostniało ani nie zjadało swojego ogona, nie było tylko takim powielaniem nostalgicznych klimatów, ale za bardzo do przodu się nie wyrywamy, bo to by było nieszczere.
A coś się zmieniło, jeśli chodzi o sam odbiór Wilqa, oswojenie się z nim? Trafiłem np. na taki artykuł Pawła Dunina-Wąsowicza sprzed 20 lat, w którym nie wypowiadał się o Wilqu zbyt pochlebnie, pisał m.in. że najbliższym kontekstem kulturowym dla niego są rysunki w szkolnych toaletach.
Bartosz Minkiewicz: I bardzo się nie pomylił, jeśli chodzi o samą genezę, bo ten komiks wyrósł z takich strasznie głupich i gówniarskich gryzmołów – może nie w toaletach, ale na tylnych stronach zeszytów. Tylko, że to, co dla niego było dyskredytujące, to dla nas stało się własnym językiem, który okazał się nośny i myślę, że udało się w niego tchnąć coś więcej niż tylko wulgaryzmy.
Ale wydaje mi się, że to był dość odosobniony głos. Chociaż z pewnością ten komiks polaryzuje czytelników: jednych odrzuca, ale oni chyba nie czują dalszej potrzeby poświęcania na niego swojego czasu i wypowiadania się na ten temat – przynajmniej do nas nie dociera jakaś fala krytyki i oburzenia. Jest teraz taka masa, że tak brzydko powiem, kontentu, że nie trzeba się obrażać na jakiś niszowy komiks, bo są w nim wulgaryzmy i głupoty.
Tomasz Minkiewicz: Może gdyby Wilq był bardziej popularny, to byłby ciekawym przypadkiem, żeby się nad nim wyzłośliwiać i go hejtować. Ale na swojej półeczce raczej pozostaje poza radarem krytyki.