Wanda Landowska – J.S. Bach: Works for Harpsichord
Dla niektórych pierwszym muzycznym skojarzeniem ze słowem "barok" jest przeszywający dźwięk klawesynu, prawdopodobnie wygrywający dzieła Bacha. Zawdzięczamy to Wandzie Landowskiej –instrumentalistce i kompozytorce zafascynowanej partyturami dawnych mistrzów i instrumentami, które milcząco kurzyły się w paryskich salonach, traktowane co najwyżej jako ozdobne meble. Była założycielką paryskiej Szkoły Muzyki Dawnej – L’Ecole de Musique Ancienne (1927). Celem Szkoły była rekonstrukcja oryginalnych źródeł (szczególnie średniowiecznych i renesansowych, posługujących się zapomnianym sposobem zapisu muzyki), restaurowanie i rekonstruowanie instrumentów oraz próba zrozumienia historycznych technik wykonawczych. Epoka romantyzmu przyzwyczaiła nas do natchnionych wirtuozów, którzy pozwalali sobie na wielką swobodę interpretacyjną, czytanie każdej myśli poprzez swoją wrażliwość. Landowska proponowała pochylenie się nad kontekstem kulturowym i gatunkowym dawnych tekstów.
Swój pierwszy publiczny koncert na klawesynie zagrała w 1903 roku – dzisiaj trudno zrozumieć odwagę tego gestu, sprzeciwieniu się ówczesnym modom. Powagi jej decyzji dodawał fakt, iż była kobietą – pianistki występująca na estradzie nadal były widokiem budzącym sensację (warto przypomnieć, że kobiety otrzymały prawa wyborcze we Francji dopiero w 1944 roku). Dekadę później Landowska wystąpiła na Festiwalu Bachowskim w Breslau, po raz pierwszy grając na klawesynie skonstruowanym wedle jej wskazówek przez Playela. Wedle jej wyobrażeń był to instrument idealnie oddający muzyczną myśl Bacha; dzisiejsze badania pokazują, że była w błędzie – zaprojektowany przez nią klawesyn był o wiele głośniejszy niż instrumenty barokowe.
Landowska nigdy nie rościła sobie prawa do posiadania jedynej słusznej wykładni wykonywania muzyki dawnej. Podchodziła nieufnie do wirtuozów i mówiła o sobie jako o wyrobniczce muzyki ("the worker in music"). "Każda interpretacja powinna zastać przeanalizowana i przemyślana, a im bardziej będzie przemyślana, tym bardziej daje wrażenie naturalnej inspiracji" – mówiła pionierka rekonstrukcji klawesynu.
Marek Toporowski – Bach: Trio Sonatas (Arr. for Organ, Viola da gamba & Harpsichord)
Bach muzykujący, ćwiczący, kameralny. Kompozytor napisał cykl sześciu sonat organowych (BWV 525-530) w okolicach 1727 roku. Prawdopodobnie z myślą o ćwiczeniach dla syna Wilhelma Friedemanna, pozwalających na wypracowanie niezależnej od siebie gry rąk i pedałów. Marek Toporowski, jeden z czołowych muzyków nurtu wykonawstwa historycznego w Polsce, zaaranżował je na organy, klawesyn lub pozytyw (Irmina Obońska) i violę da gambę albo wiolonczelę (Mark Caudle).
Na nagraniu słyszymy organy bardzo szczególne – barokowy instrument skonstruowany przez Joachima Wagnera, znanego brandenburskiego organmistrza. Instrument pochodzi z 1745 roku – nie znamy jego dokładnej historii, ale w jakiś sposób znalazł się w kościele pw. św. Benona na Nowym Mieście w Warszawie. Była to świątynia prowadzona przez redemptorystów, zakon przykładający dużą wagę do muzycznej strony odprawianych liturgii. Na organach Wagnera grali znani warszawscy muzycy, w kościele odbywały się również koncerty muzyki świeckiej, a nawet lekcje muzyki. W 1808 roku zakon został wydalony z Księstwa Warszawskiego. Instrument przewieziono do niewielkiej parafii w Pruszynie nad Liwcem (województwo mazowieckie). Podczas I wojny światowej część piszczałek zarekwirowały niemieckie wojska (spotkało to niemal wszystkie instrumenty organowe na ziemiach okupowanych przez Niemców). W latach 60. XX wieku organy zostały rozebrane, zrekonstruowano je dopiero w 2010 roku. Znajdują się w domu biskupim w Siedlcach.
Płyta Toporowskiego łączy w sobie niezobowiązującego ducha muzyki kameralnej z brzmieniem organów, które w naszej kulturze zawsze będzie kojarzyło się z odniesieniem do transcendencji, absolutu. W "Letnich półwierszach" Miron Białoszewski pisał o słuchaniu organowych utworów Bacha "na zdechu", będąc zmęczonym po porannych spacerach:
Bach – organy
po zmęczeniu
nareszcie to to
białe
bez smaku
góra
rusza
Piotr Anderszewski – Bach: Partitas 1, 3 & 6
Tytuł zapowiada, że wszystko zostanie zagrane po bożemu, ale Anderszewski postanowił zagrać Bachowskie partity w kolejności od najmłodszej do najstarszej. Nie jest to być może gest rewolucyjny, ale jest jednak stanowczym przypomnieniem, że polsko-węgierski pianista lubi chodzić własnymi ścieżkami.
Anderszewski wydobywa z kompozycji Bacha pierwiastek taneczny, intelektualny i liryczny. Uwypukla figury retoryczne i polifoniczne dążenie do idealnej harmonii. W przytoczonym nagraniu zachwyca kontrola, którą pianista sprawuje nad swoim instrumentem – niekiedy jego brzmienie przypomina klawesynową chromatykę, żeby później odpłynąć w stronę głębokiego i stanowczego brzmienia fortepianu.
Konstanty Andrzej Kulka – Vivaldi: Le quattro stagioni
Zdawałoby się, że najbardziej znane dzieło Vivaldiego straciło swoją moc oddziaływania przez wszechobecność w komercyjnej audiosferze: reklamach, muzakowych aranżacjach, filmowych ścieżkach dźwiękowych. "Czterech pór roku" najlepiej słuchać od razu w kilku interpretacjach jednocześnie, żeby odnaleźć odpowiadającą mu poetykę. Wykonanie Konstantego Andrzeja Kulki wydaje mi się być wszechobecne w polskich antykwariatach płytowych. Warto jednak poszukać głębiej – Vivaldi jest autorem wielu świetnych oper, oratoriów, koncertów na przeróżne instrumenty.
Nie zawsze ma się nastrój na muzykę Vivaldiego. Białoszewski pisał w "Chamowie":
Vivaldiego nie raz mi się nie chce puszczać, bo za bardzo mi się w pamiętaniu kojarzy ze smakiem grzybowym albo z grzebieniem. W ogóle za bardzo brązowo i gęsto. Szczytowych rzeczy nie jest dużo. A i nasze potrzeby są różne w różnych czasach.