O odkrywaniu wybitnych kompozytorów dwudziestolecia międzywojennego opowiadają choreografowie: Jacek Tyski i Robert Bondara. – Tworzymy kompletnie inne, niezależne od siebie światy – mówią w rozmowie z Culture.pl. Premiera trzyczęściowego wieczoru "Balety polskie" odbędzie się 10 listopada 2017 w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie.
Anna Legierska: Był pierwszym Polakiem nominowanym za własną kompozycję do Oscara, przyjacielem Charliego Chaplina i George'a Gershwina. Jego utwory wykonywały najlepsze orkiestry na świecie. Był też pierwszym artystą, który wybrał się w podróż dookoła świata goszcząc m.in. u Mahatmy Gandhiego w Indiach. Tymczasem w Polsce niewiele wiemy o Aleksandrze Tansmanie, wybitnym kompozytorze międzywojnia. Dlaczego postanowił go Pan przypomnieć warszawskiej publiczności?
Jacek Tyski: Przyznam, że ja też nie słyszałem o Aleksandrze Tansmanie wcześniej, nie znałem jego kompozycji. Dopiero rozpoczynając pracę nad baletem przesłuchiwałem trzy nagrania różnych kompozytorów, wśród nich właśnie ''Bric à brac" i "Sextuor" Tansmana. Sięgnąłem więc do źródeł internetowych i jego barwny życiorys tak mniej porwał, że zacząłem szukać dalej, kim był i dlaczego tak ceniony na świecie twórca w Polsce jest właściwie nieznany. Jego życiorys bardzo wpisuje się też w temat wieczoru, który przygotowujemy z okazji rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Tansman wyrósł w polskiej tradycji muzycznej, był laureatem pierwszego w powojennej Polsce konkursu kompozytorskiego, potem emigrował, po drodze była Francja i Hollywood, nominacja do Oscara. Fajna opowieść na scenę.
Utwór baletowy "Sextuor" , który wykorzystuje Pan w spektaklu, został napisany w 1923 roku w przedwojennym Paryżu, po premierze we Francji wystawiono go też w nowojorskiej Metropolitan Opera. To historia dosyć nietypowego romansu. Zdradzi nam Pan treść baletu?
Odnoszę się do oryginalnej historii, czyli opowiadam o miłosnych perypetiach instrumentów: bębna, fletu, skrzypiec, wiolonczeli, ale jednocześnie wprowadzam na scenę postać samego Tansmana. Brakowało mi tej postaci, przecież zacząłem tworzyć balet właśnie ze względu na niego. Na scenie pojawia się więc nasz bohater przy pracy: komponuje, ale też uważnie obserwuje całą historię.
Jeśli chodzi o choreografię, będzie klasycznie czy współcześnie?
Tańczymy w puentach, fundamentem mojej pracy jest balet klasyczny. Dodajemy kilka niekonwencjonalnych piruetów. Jest tu wiele muzycznych cytatów, m.in. ze "Święta Wiosny". Tansman znał przecież Igora Strawińskiego, napisał jego biografię.
Ale postrzegam tę kompozycję jako całość. Nie miałem zamiaru podkreślać choreograficznie pewnych wątków, dla mnie ważna jest historia, którą chcę opowiedzieć. To krótki balet, kameralny, na scenie występuje 15 osób. Muzyka jest tutaj narracją. Teraz jak słucham Tansmana to nie wyobrażam sobie zobaczyć czegoś innego, niż to co stworzyłem.
Wielu kompozytorów, ale też tancerzy, choreografów XX wieku z powodów politycznych, historycznych nigdy nie miało szansy zaistnieć w swojej ojczyźnie. Dla Tansmana emigracja początkowo była wyborem, dla Eugeniusza Morawskiego – kolejnego bohatera wieczoru baletowego – już nie. Za działalność we Frakcji Rewolucyjnej PPS został skazany na Syberię. Karę zamieniono na przymusową emigrację do Paryża.
Robert Bondara: Potem wrócił do Polski, kontynuował karierę, ale nie zadbał wystarczająco moim zdaniem o odbudową swojego dorobku artystycznego, przypomnijmy, że większość jego dzieł spłonęła w pożarach Powstania Warszawskiego. Zajął się za to intensywnie edukacją. Znał dobrze Karola Szymanowskiego, ale panowie jakoś nie pałali do siebie sympatią.
Morawski zapomniany był przez ponad pół wieku
Ostatni raz utwory Eugeniusza Morawskiego wystawiane były na deskach Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w latach 60. Dla mnie szczególne jest to, że tworzę spektakl właśnie do muzyki Morawskiego, chyba najtragiczniejszej postaci spośród tych trzech kompozytorów. Tym bardziej wydaje mi się wartościowe przypomnienie jego historii.
"Świtezianka" była Pana wyborem?
Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego zapytał, czy nie podjąłbym się tego zadania. Znałem kompozycje Eugeniusza Morawskiego już wcześniej, w 2013 roku realizowałem w Litewskim Balecie Narodowym spektakl "Čiurlionis" o litewskim muzyku, kompozytorze, który przyjaźnił się z Morawskim. Wtedy włączyłem jego postać do spektaklu. Kontaktowałem się też z dyrygentką Moniką Wolińską zafascynowaną twórczością Morawskiego.
Przenosimy się więc nad brzeg jeziora Świteź. Spektakl utrzymany jest w nastroju romantycznej baśni?
Kompozytor luźno inspirował się Mickiewiczowską balladą, na przykład stworzył postaci, których nie ma w tekście. Ja nieco bardziej zbliżam się do oryginału, ale nie opowiadam tej historii przez pryzmat romantyzmu, tylko ją uwspółcześniam. Zmieniam też kontekst. Poza postaciami znanymi z ballady, na scenie pojawia się grupa młodych ludzi, którzy beztrosko spędzają wakacje nad brzegiem jeziora.
I kręcą piruety między leżakami plażowymi
To, co lubię robić i co często realizuję, to włączanie do baletu elementów tańca współczesnego. Pomimo puent! Bazą choreograficzną jest oczywiście klasyka, ale staram się przełamywać baletowe przyzwyczajenia. To spore wyzwanie dla tancerzy! Wszystko krąży wokół tego tematu wolności, energii związanej z odzyskaniem niepodległości. Połączeniem wieczoru jest myśl przewodnia, ale tworzymy kompletnie inne, niezależne od siebie światy. Każdy z nas koncentruje się na swojej części, to będą trzy różne spojrzenia na muzykę trzech wybitnych kompozytorów dwudziestolecia międzywojennego.
Rozmawiała Anna Legierska, październik 2017.
Premiera wieczoru baletowego w trzech częściach 10 listopada 2017 w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej:
"Świtezianka": choreografia: Robert Bondara, muzyka: Eugeniusz Morawski;
"Na pięciolinii": choreografia: Jacek Tyski, libretto: Alexandre Arnoux, muzyka: Aleksander Tansman ( Sextuor)
"II koncert skrzypcowy": choreografia: Jacek Przybyłowicz, muzyka: Karol Szymanowski