Choć ów sport nie miał jeszcze oficjalnej nazwy, to na deskorolkach w Polsce jeżdżono już wtedy od dobrych kilku lat. Naszym przewodnikiem po pradziejach polskiej deskorolki będzie Bartek Adamowski – kronikarz polskiego skateboardingu, kolekcjoner, twórca strony skatehistoria.pl i fanpejdża "Historia polskiej deskorolki". Spotykamy się w Woodparku na warszawskim Rembertowie, gdzie stworzył wystawę dokumentującą dzieje polskiego skateboardingu. Zobaczyć na niej możemy m.in. ewolucję polskich deskorolek – od pierwszych wytworów deskorolkopodobnych produkcji polskiej i radzieckiej przez niesławne "tajwanki", czyli tanie i równie nietrwałe deskorolki sprowadzane w czasach transformacji do Polski z Azji Południowo-Wschodniej, po współczesny sprzęt z zaprojektowanymi przez znanych grafików wzorami na deckach.
Wedle kwerendy Adamowskiego samo słowo "deskorolka" zaczęło pojawiać się w mediach ok. 1980 roku. Wcześniej w obiegu funkcjonowała nazwa "nartowrotki" – tak reklamował m.in. swoje produkty zakład ślusarski z Myszkowa należący do Stanisława Froncisza, produkujący od 1975 roku deski "Rolfron". W prasie pojawiały się również wymyślne określenia nowego sportu, np. asfaltsurfing. Sami użytkownicy najczęściej używali po prostu angielskiego terminu "skateboard".
Zachodnie deski posiadali nieliczni szczęśliwcy, skąd zatem brały się deskorolki na ulicach polskich miast w gierkowskiej dekadzie? Z pomocą przyszła przede wszystkim inicjatywa prywatna, a w warsztatach poszły w ruch wtryskarki (pierwsze polskie deski wykonane były z tworzyw sztucznych – polietylenu czy poliwęglanu – a znane nam dziś deski wykonane z drewnianej sklejki pojawiły się w Polsce na szeroką skalę dopiero w czasach transformacji).
Pierwsze polskie deskorolki produkowali tak zwani "prywaciarze", jak nazywano prywatnych przedsiębiorców w czasach Gierka. Udało mi się porozmawiać między innymi z panem Zenonem Ludwigiem, założycielem firmy "Luzex", który w Poznaniu produkował charakterystyczne plastikowe deseczki "Eurosport" i "Skateboarder". Dotarłem też do wnuka pana Stanisława Froncisza, który w Myszkowie koło Częstochowy produkował nartowrotki "Rolfron" i sprzedawał je w całej Polsce. Ale historia polskiej deskorolki ma wciąż wiele białych plam, np. zagadkowa jest dla mnie historia produkowanych w Polsce na przełomie lat 70. i 80. deskorolek Skiboy. Istniała również enigmatyczna firma z podwarszawskich Łomianek "AJK Warszawa Roller" (ów skrót AJK pochodzi od nazwy firmy i nazwiska właściciela "Algusta Jarosław Kwaśny"), która wypuściła kilka modeli deskorolek – najpopularniejsze z nich miały wytłoczone logo Mercedesa. Można je było kupić m.in. w składnicach harcerskich, w których później sprzedawano również deski produkowane przez spółdzielnie rzemieślnicze "Polsport".
W ówczesnym krajowym wzornictwie deskorolkowym widać echa fascynacji wschodnimi sztukami walki, jaka ogarnęła Polskę po tym, jak na kinowych ekranach zagościły filmy z Bruce'em Lee – na dwóch deskach z kolekcji Adamowskiego widnieją stylizowane na niego postacie ubrane w kimono. Poza tym jeżdżono również oczywiście na zagranicznych deskach trafiających do Polski zarówno z Zachodu, jak i Wschodu:
W czasach PRL-u zagraniczne deskorolki trafiały do Polski w najróżniejsze sposoby. W zamożniejszej Warszawie pojawiały się deski amerykańskie, brytyjskie czy szwedzkie, np. przywiezione przez krewnych z zagranicy. A z kolei w miastach wschodniej Polski – Białymstoku czy Lublinie – było sporo deskorolek produkcji radzieckiej, np. marki "Wiraż".
Swoją drogą skateboarding w ZSRR był sporym zjawiskiem – do tego stopnia, że organizowano tam Mistrzostwa Świata w Slalomie. Mam w swoich zbiorach plakat z takiej imprezy w Saratowie. Sport w ZSRR zawsze był promowany – nieważne jaki, byleby reprezentanci Związku Radzieckiego odnosili w nim sukcesy.
Ciekawe jest też to, że w Związku Radzieckim próbowano wymyślić deskorolki na nowo, wiele z nich ma nietypowe rozwiązania konstrukcyjne. Radzieckie deskorolki były produkowane w dużych zakładach przemysłowych, gdy nie było zapotrzebowania na bardziej strategiczne produkty. Mam na przykład w swojej kolekcji taką deskorolkę SR-1 – już sama jej nazwa przywodzi na myśl jakąś radziecką rakietę dalekiego zasięgu. Jej kółka są bardzo zniszczone, a to dlatego, że pochodzi z czasów wojny w Afganistanie, gdy większość zapotrzebowania na kauczuk pochłaniał przemysł zbrojeniowy, więc zostały wykonane z gumy bardzo słabej jakości.
Pojawiały się też deski chałupniczej produkcji. W 1978 roku w dziale "Na warsztacie" czasopisma "Młody Technik" opublikowano artykuł-instrukcję "Budujemy nartowrotki". Opatrzony zdjęciem zachodniego deskorolkowca tekst zawierał praktyczne porady dotyczące zarówno skonstruowania własnej deski, jak i samej jazdy.
Większość z ówczesnych deskorolek sprzedawano po prostu jako zabawki. Były mniejsze niż te, które kojarzymy dziś z ulic miast, więc o wiele trudniej było robić na nich ewolucje. Mimo to, zdaniem Adamowskiego, właśnie w drugiej połowie lat 70. wykształciło się w Polsce środowisko, które możemy nazwać protoplastami dzisiejszych skejtów. Ich miejscem spotkań był warszawski plac Zamkowy, który przy okazji odbudowy Zamku Królewskiego zyskał nową i (co najważniejsze) gładką marmurową nawierzchnię. Wśród deskorolkowców spod Kolumny Zygmunta pojawiały się postacie znane z polskiej popkultury, jak ówczesny aktor dziecięcy, odtwórca roli Mareczka w "Czterdziestolatku" Piotr Kąkolewski czy przyszły wokalista punkowego zespołu TZN Xenna, Krzysztof "Zygzak" Chojnacki. Jak opowiada Adamowski:
Moim zdaniem nowoczesny polski skateboarding narodził się pod koniec lat 70. na warszawskim placu Zamkowym. Ekipa, która się tam gromadziła, próbowała naśladować styl zachodniego freestyle’u i całkiem nieźle im to wychodziło – robili na swoich deskach różne ewolucje i akrobacje, takie jak hippie jump (czyli skok przez stos ułożonych desek) czy jazda na rękach. Ciekawe było też to, że ówcześni praskejci organizowali pokazy dla zbierających się wokół nich gapiów – po skończonym pokazie krążyli wśród widowni z czapką, a zebrane fundusze przeznaczali np. na ciastka w pobliskiej cukierni.
"Ciemna dekada" dla polskiej deskorolki zaczęła się wraz ze stanem wojennym i wprowadzonym wtedy zakazem zgromadzeń. Gdyby to środowisko przetrwało tę próbę czasu, to myślę, że historia polskiej deskorolki mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Gdy przeglądam gazety z lat 80., to mam wrażenie, że ówczesny skateboarding prezentował się już dość mizernie – pojawiają się wzmianki o jakichś imprezach typu "Dzień Dziecka na deskorolkach", ale nie ma w tym zupełnie tego deskorolkowego powera, który zaistniał kilka lat wcześniej.
Jednak jeszcze przed stanem wojennym odbyły się pierwsze warszawskie imprezy deskorolkowe: mistrzostwa Warszawy na placu Zamkowym w 1979 roku i "otwarte wiosenne zawody w deskorolkarstwie" zorganizowane dwukrotnie przez Warszawski Okręgowy Związek Narciarski – w 1979 i 1980 roku. Co ciekawe, w latach 80. polskiemu skateboardingowi sprzyjał też Związek Harcerstwa Polskiego – pojawiła się wówczas sprawność "Mistrz Deskorolki".
Deski za pół pensji