Dzisiejszy rynek gier wideo jest globalny. Trzy-cztery dekady temu dużo ważniejsze były lokalne rynki. Jak przy takich lokalnych różnicach pisać wspólną historię gier?
Nie wiem, czy jest jakiś sposób, żeby je połączyć. Każda kultura jest inna, miała inne doświadczenia, i nie wydaje mi się, że dałoby się je połączyć tylko dlatego, że obracają się wokół podobnych mediów. Kiedy przyjechałem do Polski, szukałem kartridżów do popularnej tutaj w latach 90-tych konsoli Pegasus. Ciekawiły mnie, bo z mojego punktu widzenia konsola NES, której Pegasus był klonem, to ważny element kultury gier. Interesuję się tym, jak ją postrzegano w różnych krajach i szukam perspektywy globalnej. Ale jednocześnie wiem, że w Polsce Pegasus był uznawany raczej za zabawkę. Jest raczej przypisem w historii gier wideo w Polsce, która rozgrywała się przede wszystkim na mikrokomputerach. Nie grałbym tu roli kaznodziei, próbującego nawracać ludzi na przekonanie, że Pegasus jest ważny.
Nie sądzę, żeby dało się umieścić wszystkie gry wideo pod jedna etykietką, w jednej książce. Ostatni moment, kiedy się dawało to jeszcze zrobić, napisać ogólną historię gier, był w latach 90-tych. Dzisiaj sformułowanie „gry wideo” po prostu za dużo oznacza. To jak pisanie historii całej muzyki. Można napisać historie rock’n’rolla czy jazzu. A może nawet raczej rock’n’rolla w Seattle – trzeba doprecyzować. Kiedy ludzie próbują pisać książkowe historie gier, to moim zdaniem zwykle wychodzą im historie dużych branżowych umów biznesowych. Historie wielkich firm, które były w centrum uwagi, a nie ludzi tworzących gry czy tych, którzy w nie grali.
Jaka jest część wspólna łącząca zachowywanie przeszłości gier i innych utworów kultury cyfrowej?
Myślę, że jest nią lęk przed zanikaniem danych zapisywanych od początku w formie cyfrowej. Są trudne do uchwycenia, a nasze dzisiejsze metody są dość niezdarne… Po prostu spora grupa ludzi nagrywa pliki na swoje twarde dyski i ma nadzieję, że nic złego się z nimi nie stanie. Za bardzo liczymy na Internet Archive, które ma rozwiązać nasze problemy, a to stosunkowo mała organizacja z publicznym finansowaniem. Może w każdej chwili zniknąć albo się zmienić I wszystko stracimy. To łączy nas, archiwistów – obawa związana z tym, że nie dokumentujemy już przeszłości na czymś namacalnym, takim jak papier. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że pojęcie o tym, kim dziś jesteśmy, nie dotrwa do jutra.
Rozmowę przeprowadził Paweł Schreiber, wrzesień 2019.