Agnieszka Sural: W połowie 2014 roku wróciłaś z Ukrainy, gdzie przez sześć lat pracowałaś jako wicedyrektorka Instytutu Polskiego. Jednym z ostatnich projektów przez ciebie zainicjowanych jest "Poręcz" Elżbiety Jabłońskiej, której inauguracja przewidziana jest na początku maja 2015. Jakie były początki tego projektu?
Anna Łazar: Pomysł zrealizowania "Poręczy" na ulicy Iwana Franki pojawił się w czasie spaceru z Instytutu Polskiego do kijowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie Elżbieta Jabłońska prowadziła warsztaty ze studentami "Naruszenie". Zawsze mi się wydawało, że ze względu na korki w centrum i piękną architekturę Kijowa szybciej i przyjemniej jest poruszać się pieszo. A szłyśmy sobie w grudniu 2012 roku przy minusowej temperaturze. Wspinałyśmy się stromą i śliską ulicą Iwana Franki, przytrzymując się poręczy, która była zimna i rozchwierutana. Nie dało się jej właściwie złapać. Wtedy Elżbieta wpadła na pomysł, żeby ogrzać poręcz, naprawić ją, uzdrowić, przywrócić jej pierwotną funkcję.
Od pierwszego pomysłu wiele się wydarzyło. Za realne kształy „Poręczy“ odpowiada Iwan Melnyczuk z grupy Predmetiw, duetu architektów i artystów, który tworzy z Ołeksandrem Burłaką. On "Poręcz" realizuje, opracowuje od strony technicznej i architektonicznej oraz przedziera się przez kijowskie urzędy. Wykonuje taką ogromną pracę mediacyjną, jak Joanna Rajkowska przed postawieniem palmy na rondzie de Gaulle’a.
W Kijowie sztuka współczesna często pojawia się w przestrzeni miasta?
Tego rodzaju interwencja w mieście wcześniej się nie zdarzyła. Przyzwyczajanie urzędników do obecności artystów, do myślenia o ich wpływie na tę przestrzeń, do tego, że o tym mieście mogą też decydować mieszkańcy, a nawet goście, dopiero w Ukrainie się zaczyna. Na razie powstają głównie upiększacze, np. na pamiątkę pobytu szwedzkich kibiców postawiono przy skrzyżowniu ul. Proriznej i Puszkińskiej mozajkowego niebiesko-żółtego konika, przy którym lubią bawić się dzieci. Przykładem myślenia o funkcjonalności są ławki zaprojektowane przez artystów, które powstały przy Alei Pejzażnej.
W przypadku "Poręczy" nie chodzi tylko o ulepszenie czy naprawienie, ale też o pokazanie tego fragmentu miasta, jego różnorodności i przestrzennych powiązań między różnymi podmiotami. Na ulicy Franki jest ministerstwo kultury Ukrainy, Biblioteka im. Adama Mickiewicza z polskim księgozbiorem, Instytut Czeski i zwykli mieszkańcy – emeryci ze starych kamienic i tacy, których stać na kupno mieszkania w domu postawionym w centrum miasta po roku 2000.
I ta różnorodność koncentruje się na kilkuset metrach, jak to zwykle w mieście bywa. Od mieszkańców np. dowiedzieliśmy się, że w sowieckim filmie o miłości wiele ważnych scen odbywało się na tle poręczy. Widok ulicy Franki i tej poręczy jest w Kijowie znany. Z Instytutu Polskiego czy z Konsulatu Generalnego RP najkrótsza trasa prowadzi do Ambasady właśnie tą ulicą.
Nowa poręcz będzie identyczna jak stara?
Ma około 116 metrów i będzie podobna do poprzedniej – tzn. średnica rury pozostaje taka sama, ale jest wykonana z błyszczącego metalu i ma grawerowaną powierzchnię z tekstami ukraińskich autorek i autorów. Czcionka do ich zapisania została zaprojektowana przez studentów uczelni artystycznych i wybrana podczas konkursu. Nowa poręcz ma nie tylko dawać wsparcie w czasie wchodzenia pod dość stromą górę, ale też być miejscem, gdzie mogą coś powiedzieć współcześni ukraińscy autorzy i autorki.
Ukraina boryka się z niedoborem węgla, prądu i ogrzewania. Ogrzewana "Poręcz" nie wzbudziła niczyjego sprzeciwu?
System, który wymyślił Iwan Melnyczuk, jest bardzo energooszczędny. Nakłady energii elektrycznej, które będą szły na tę poręcz, mają być nie wyższe niż nakłady na lampę uliczną.
Zresztą to łatwe myślenie, że są ważniejsze rzeczy do zrobienia w Kijowie niż taka poręcz. Uważam, że kultura nie powinna być odkładana na dalszy plan w momencie kryzysu społecznego. W czasie Majdanu wielu artystów powiedziało sobie stop. Tworzyli jedynie dokumentacje, zdjęcia, portrety. Intensywność relacji międzyludzkich w momencie tak dużego kryzysu jest ogromna. Działania artystyczne stają się słabsze niż rzeczywistość, ale sam Majdan to kwintesencja kultury. Choć zawsze jest coś ważniejszego, niż naprawienie schodka czy podniesienie papierka z ulicy.
To, że nie ma ciepła, nie znaczy, że go kiedyś nie będzie. Kultura jest lepiszczem dla społeczeństwa, a "Poręcz" może stać się integratorem dla różnych środowisk. To lekki w swej wymowie projekt, który nie daje się zawłaszczyć jednej instytucji czy wykonawcy. Realizuje go wielu ludzi. Tych, którzy go robią, projektują, negocjują, szukają finansów, wspierają go i wreszcie tych, którzy będą się go trzymać. Poręcz jest też do dotykania.
Zanim powstała, Galeria Labirynt i Waldemar Tatarczuk jako kurator zrealizowali we wrześniu 2014 roku z polskimi i ukraińskimi artystami performance "Schody". Jeśli myślimy o kulturze nie jako sferze rozrywki, a jako przestrzeni refleksji, dialogu, interakcji, to widzimy, jak wpływa ona na relacje między ludźmi. Nie twierdzę, że jest to narzędzie, które zmienia stosunki społeczne, ale może je na chwilę oświetlić pod innym kątem. Dlatego ciepła poręcz w momencie, gdy nie ma w Kijowie wystarczającej energii do ogrzania mieszkań czy obiektów publicznych, ma dla mnie niesamowitą nośność, pozwala unieść się nad przygnębiającą rzeczywistością agresji wojskowej na Krymie i w Ukrainie Wschodniej oraz niedoborów w życiu codziennym.
Poręcz to nie jest sposób na ignorowanie problemów, ale zaproponowanie innej przestrzeni do myślenia i do bycia. Jednymi z pierwszych darów, które otrzymały więźniarki z Ravensbrück po uwolnieniu, były szminki. Pomalowanie ust pomogło im wracać do swojej podmiotowości.
Poręcz może też być metaforą.
Tak, jest sposobem wsparcia człowieka, który wspina się pod górę. Kraj, który się naprawia, może sobie pozwolić na naprawienie małego elementu infrastruktury miasta, pozornie nieważnego. Wiadomo, że w budżecie miasta nie ma na to środków. Są pieniądze na nowy bruk na Majdanie, ale nie poręcz 700 metrów dalej. Może dzięki nam ktoś się lepiej poczuje? Ja tego nie wiem, ale jest to możliwe.
Skąd pomysł na włączenie do projektu literatury?
Kiedyś wracałyśmy z Elą z Akademii i po drodze spotkałyśmy poetę – Łesia Bełeja, który pracuje w wydawnictwie Tempora i jest tłumaczem z języka polskiego. Wtedy narodził się pomysł, żeby poeci specjalnie na tę okoliczność napisali teksty. Wymyśliliśmy, żeby ich wiersze wygrawerować na poręczy, tak żeby można było je czytać od początku do końca i od końca do początku, czyli palindromy.
Zaprosiliśmy młodych literatów i młode literatki, którzy niebanalnie myślą. Te wiersze nie są ornamentami, każdy niesie swoje przesłanie i wszystkie są oryginalne formalnie. Np. Tania Malarczuk, laureatka literackiej Nagrody Literackiej im. Josepha Conrada, napisała tekst o człowieku, który kochał cały świat, oprócz swojej rodziny. Dzwinka Matijasz dała z kolei obraz ciepła rąk, podstawowych wartości związanych z życiem ludzkim.
Czy "Poręcz" zostanie już na zawsze?
To mała architektura, ma znaczenie funkcjonalne, jej obecność jest w mieście niezbędna. Więc "Poręcz" raczej nie będzie rozmontowana. Ta wcześniejsza wymagała wymiany od kilku dobrych lat. Zobaczymy, jak będzie z naszą.
To nie jest pierwszy projekt, który Elżbieta Jabłońska realizuje w Ukrainie.
Pierwszy raz Elżbieta była tu w 2011 roku z okazji udziału w wystawie "Podróż na Wschód", zainicjowanej przez Monikę Szewczyk z białostockiej Galerii Arsenał. Wystawa odbyła się w ramach Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej i prezentowała sztukę z krajów Partnerstwa Wschodniego. Pytaniem postawionym na tej wystawie był nowy typ stosunków łączących ludzi, który nie opiera się na oczekiwaniu zysku, ale na ekonomii daru. Słowem, które to łączyło, była – miłość. Ela pokazała neon "Nowe życie", który wcześniej uratowała z polskiego PGRu. Praca ta podróżowała potem po różnych miastach, a obecnie znajduje się przed Teatrem Powszechnym w Warszawie.
Widząc jej zaangażowanie społeczne i brak przymusu w działaniu, Instytut Polski w Kijowie zaprosił Elżbietę Jabłońską na warsztaty ze studentami kijowskiej ASP. Chodziło o pokazanie, jak sztuka może zmieniać układ sił w danej grupie, jak w nieinwazyjny sposób może zwracać uwagę na sprawy, które wydają się nie do rozplątania. Elżbieta opowiadała o swoim projekcie zrealizowanym w małej miejscowości – postanowiła wykupić wszystkie długi poczynione przez mieszkańców w jednym ze sklepów, gdzie istnieje tradycja tzw. "brania na zeszyt". Okazało się, że wykupienie długów nie jest możliwe. Dlatego artystka kupiła wszystkie te produkty, na które zadłużali się mieszkańcy i wystawiła je w jednym miejscu, tak, żeby każdy mógł sobie wziąć to, co chce.
Projekt odpowiadał na istniejącą potrzebę, miał ją załagodzić, uwidocznić. Nie było to rozwiązanie problemu ekonomicznego. Jednak ten przykład pokazuje, że artystka ma świadomość czasowości interwencji artystycznej. Nie zmieni świata, ale może dzięki sztuce zwrócić uwagę na pewne sytuacje. Wiele jej prac dotyczyło osób o niskim statusie społecznych, np. bezdomnych – jak są postrzegani przez resztę społeczeństwa. Na wystawie "Święto Kobiet" w 2005 roku w Krakowie zaprosiła bezdomnych na warsztaty, robili wspólnie papierowe kwiaty z okazji Dnia Kobiet. Przestali być postrzegani jako wymagający pomocy, a stali się ofiarodawcami kwiatów dla kobiet. Mogli na jakiś czas zmienić sposób myślenia o sobie, wejść w inne role.
Jak się realizuje projekt, gdy w tle toczy się wojna, gdy co chwilę zmieniają się rządzący – ostatnio ukraiński minister kultury?
To długoletni projekt, który od samego początku się zmieniał. Rok 2012, gdy zaczynałyśmy, to był moment bardzo dobrych relacji Ukrainy i Polski. Działania związane ze sztuką były wspierane, wszyscy bardzo się angażowali. W 2013 roku pojawiły się akty cenzury w instytucjach państwowych, narastający kryzys społeczny, Majdan, okupacja ministerstw kultury i oświaty. Fakt, że Ukraińcy okupowali te budynki pokazuje, jak ważne są to sfery i jak bardzo ludzie są świadomi ich wagi. Na schodach na ulicy Franki do poręczy przyczepiano kartki z żądaniami reform właśnie w sferze kultury. To miejsce co roku żyło inaczej. A praca nad "Poręczą" trwała, trwa i łączy wiele grup i osób.
Warszawa – Kijów – Wołomin, grudzień 2014 – styczeń 2015
Anna Łazar – magister filologii ukraińskiej i polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Absolwentka studiów doktoranckich w Instytucie Slawistyki PAN. Studiowała także w Instytucie Historii Sztuki UW, gdzie współredagowała internetowe pismo "Sekcja". Od 2008 do 2014 roku wicedyrektorka Instytutu Polskiego w Kijowie. Od lutego 2015 roku pracuje w Instytucie Polskim w Sankt Petersburgu.
Projekt "Poręczy" jest współorganizowany przez Culture.pl. Jego inauguracja odbędzie się 7 maja 2015 roku (bez elementów grzewczych).