Culture.pl pokusiło się o ułożenie ich w porządku alfabetycznym. Przed Państwem alfabet Janusza Głowackiego.
Afera
Mieszkam w Nowym Jorku i pewne sprawy budzą już u mnie mniejsze namiętności. Jakiś dziennikarz chciał wiedzieć, co sądzę o aferze Rywina. Jak spytałem, czy Rywin to ten, co skacze na nartach, to się na mnie obraził.
Aktorzy
Przed premierą "Kopciucha" w Teatrze Powszechnym w Warszawie aktorzy przychodzili do Kutza i mówili, że nie chcą grać w takiej chujowej sztuce. Mnie natomiast mówili, że nie chcą występować u tak chujowego reżysera. Doprowadzili do tego, żeśmy się z Kaziem znienawidzili. Dwa tygodnie przed premierą w SPATiF-ie wszystko sobie wyjaśniliśmy przy żytniej, wyborowej, jarzębiaku i soplicy. Po kolejnym tygodniu aktorzy zorientowali się nagle, że to jednak oni będą na scenie, nie my i zaczęli rozpaczliwie pracować, ale było już za późno. Dopiero w Royal Court Theatre w Londynie przekonałem się, że ta moja pierwsza oryginalna sztuka jest naprawdę dobra. Angielska krytyka uznała ją zresztą za najlepszą w sezonie. Na pewno pomógł mi w tym generał Jaruzelski, wprowadzając przed premierą stan wojenny.
Aluzje
Lojalnie trzeba przyznać, że czytelników i widzów mieliśmy w Polsce Ludowej wyjątkowo wdzięcznych w wychwytywaniu aluzji, nawet tam, gdzie jej nie było. Wystarczyło napisać, że bohater jest alkoholikiem albo garbatym, czy na przykład zdradza żonę, a już nikt nie miał wątpliwości, że komunizm jest winien, i autora nagradzano owacją na stojąco.
["Z głowy"]
Anegdota
W "Z głowy" każda anegdota jest po coś, jest częścią fabuły. W anegdotach przegląda się czasem rzeczywistość tak, że lepiej się nie da. W jednym błysku mówią coś, co trzeba by opisywać i wyjaśniać na pięciu stronach. Najświętsze historie roją się od anegdot. Są ludzie, których całe życie jest zapamiętane dzięki jednej anegdocie. Zresztą, czy samo życie nie jest anegdotą? Najczęściej rozciągniętą i nieudaną?
[z rozmowy z Bartoszem Marcem, "Życie jako przydługa anegdota", "Rzeczpospolita", 19.06.2007]
Bogart
Humphrey Bogart zapytany o czym myśli, kiedy na twarzy jego bohaterów pojawia się doprowadzający kobiety do ekstazy wyraz bolesnej goryczy, odpowiedział, że wypija szklankę whisky, a potem wkłada prawy but na lewą nogę.
Brando
Kiedy młodziutki Marlon Brando w nowojorskim Actors Studio zaczął grać Stanleya Kowalsky'ego w "Tramwaju zwanym pożądaniem", reżyser spektaklu Elia Kazan dostawał ataków bezsilnej furii. Dość wredny Polak stawał się wbrew zdrowemu rozsądkowi absolutnym ulubieńcem publiczności i sztuka kompletnie zmieniała sens. Kazan błagał Tennessee Williamsa, żeby jakoś wpłynął na aktora. Ale zakochany w Marlonie autor odpowiedział, że mu jest wszystko jedno, co sztuka znaczy, a Brando jest OK. Sukces był olbrzymi.
Ciekawość
Prawdę mówiąc, kiedy zaczął się sierpniowy strajk, do Stoczni Gdańskiej pojechałem nie tyle w romantycznym porywie czy żeby walczyć z komuną, ale głównie z ciekawości. W powodzenie strajku nie wierzyłem nic a nic. W nawrócenia intelektualistów, pisarzy i poetów, co to ja uczyłem się z ich książek w szkole, też nie do końca. A tu proszę. Patos rewolucji, robotnicy dzielni, nawrócenia jak złoto, Wałęsa nieugięty. [...] Zrobiło mi się głupio, że się czynnie do działalności antykomunistycznej nie włączałem. Zacząłem sobą pomiatać. No i zacząłem pisać patetyczną "Moc truchleje". Ale jakoś tak w miarę pisania mój niedobry charakter wziął górę i zamiast o niepokojach intelektualisty napisałem i smutną, i śmieszną historyjkę zabiedzonego, ogłupiałego człowieczka, co to chce dobrze, ale już dobrego od złego nie umie odróżnić.
["Z głowy"]
Dno
ONA Nie wolno się poddawać. Tylu Polakom się tu udało. To jest Ameryka (polując na karalucha wali butem w podłogę i natychmiast odpowiada pukanie od dołu).
ON Zaraz... pukanie od dołu.
ONA To znaczy, że nie jesteśmy jeszcze na samym dnie.
["Polowanie na karaluchy"]
Dramat
To co piszę, trzeba grać poważnie. Taka jest ogólna zasada, bo ja piszę dramaty, nie komedie. Beckett napisał, że nie ma nic śmieszniejszego niż nieszczęście. Wydaje mi się, że trzeba szukać śmieszności w tragizmie. I to wychodzi bardzo dobrze, bo wszystkich nas śmieszy, jak się komuś nie udaje. Taka jest niestety natura ludzka. Moje sztuki należy grać odwrotnie, niż prosił o to Czechow. On prosił, żeby grać go śmiesznie, a grali go poważnie. Proszę tego nie notować, bo powiedzą, że się porównuję z Czechowem, a to już bezczelność.
Erotyzm
Ukazały się ostatnio dwie książki, które, wybłyskując nagle z szarości naszego życia literackiego stały się prawdziwymi bestsellerami. Myślę oczywiście o "Ulissesie" Joyce'a i "Głupiej sprawie" Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego. [...] Bohater książki Joyce'a analizuje twórczość Szekspira, bohater "Głupiej sprawy", i jest to ciekawszy zabieg formalny, analizuje i ocenia, zresztą przychylnie, jedną z książek Dobrowolskiego: "Nie całkiem głupi facet (z autora – przyp. J.G.) i pomyśleć, że to było pisane tyle lat temu, a dzisiaj pasuje do wszystkiego". Mrocznemu erotyzmowi "Ulissesa" przeciwstawia Dobrowolski ciepłe w tonacji, liryczne opisy: "Powściągliwa na ogół w wyrażaniu swoich uczuć Zofia kipiała tym razem młodzieńczą radością życia, nie cofała się przed kokieterią... – A będziesz mnie kochał? - zapytała go wprost znalazłszy stosowny po temu moment... No to daj mi... orzeszków – ściszyła głos do pianissima". I ten opis kończy jednak bliska Joyce'owi aluzja do antyku: "…Tuż naprzeciw, niedaleko od nich, sąsiednią alejką sunęli jak cienie w asfodelowej białej dolinie wiekuistej ciszy nad Styksem poważni spacerowicze".
["Erotyzm ciemny i jasny"]
Farsa
W Polsce jest wiele nieporozumień, gdy rzeczy, które się odczytuje jako śmieszne, gra się śmiesznie. Tak grać można oczywiście tylko wtedy, kiedy ma to być farsa. Moje sztuki mogą być śmieszne, kiedy zostaną wystawione dramatycznie, jak tragedia. Wtedy jest taki śmiech troszeczkę duszący, chichot.
Fart
– Trafił pan do Ameryki i dość szybko odniósł sukces. W swojej książce pokazuje pan jednak, że nie wszystko układało się tak fartownie.
– A to jest bardzo polskie. Nie ma tego, że ktoś dobrze pisze, tylko, że mu się udało. Pewnie pomogli mu Żydzi albo pederaści.
[z rozmowy z Bartoszem Marcem, "Mocno skomplikowany moralista", "Rzeczpospolita", 25.09.2004]
Garnitur
Panie Janusz, piszę po kolei, stuknij pan na maszynie i wyciągnij, żeby było dobrze. Jestem człowiekiem, któremu się wiedzie. Człowiekiem, krótko mówiąc, z najlepszymi nadziejami na przyszłość. [...] Obojętność magazyniera Gałły sprawiła, że mogę mieszkać w magazynie i spać na łóżku z żelaza, a także korzystać z piecyka, z prawem dokładania w nocy. Z magazynu mam piękny widok na miasto w ciągłym rozwoju. [...] Także zdrowie mi dopisuje, przy niewielkim wzroście i rzadkim odżywianiu jestem przedmiotem zazdrości znajomych. Nie wynoszę się z tego powodu ponad innych, po prostu z tym przyszedłem na świat. Ostatnio zaświtało mi kupno garnituru, który pojawił się w telewizji dzięki rozbudowanemu przez nowe władze sklepowi z ubraniami.
["Materiał"]
Hitler
Śmieją się teraz z Hitlera, że malarz, że wąsy miał… A on chciał dobrze. Chciał, żeby Niemcy leżeli sobie na hamaczkach, a Słowianie przynosili im wódeczkę.
[Tadeusz Nyczek, "Po co jest sztuka? Rozmowy z pisarzami" cz. 1, Kraków 2012]
Inteligencja
Poruszamy się jak każdy inteligentny człowiek tylko z rezydencji do samochodu, z samochodu do butiku. A jak do teatru, to z obstawą.
["Czwarta siostra"]
Ironia
Autoironia pomogła mi […] napisać "Polowanie na karaluchy", w którym się nad swoim losem nie roztkliwiałem. Telewizja krakowska wystawiła tę smutną komedię jako oskarżycielskie misterium. Rozumiem, że reżyser chciał dobrze, chciał mnie podciągnąć o szczebel wyżej. Bo ironia w Polsce nie jest w cenie. O wiele wyżej są notowane: patos, sentymentalizm, rezonerstwo.
[z rozmowy z Marcinem Królem, "Komedia o rozpaczy", "Tygodnik Powszechny", nr 19/1993]
Jajko
Po maturze, mimo protestów mojego wuja, znanego aktora, który nie bez racji twierdził, że jestem beztalenciem, razem z tłumem niezdolnych kandydatów zostałem przyjęty do szkoły teatralnej na Miodowej. Uczono nas uproszczoną metodą Stanisławskiego, to znaczy kazano nam się do wyboru albo utożsamiać, albo identyfikować. […] Toczyłem się po podłodze jako jajko albo szumiałem jako drzewo w "Nocy listopadowej", przy czym mnie to gorzej niż innym wychodziło. Powiem prawdę: ja w ogóle odmówiłem bycia jajkiem. Pani profesor Maria Wiercińska spytała: – Dlaczego, Januszu, nie chcesz się tak jak wszyscy toczyć? – Bo ja się pani profesor wstydzę – odpowiedziałem szczerze. I wtedy zostałem po raz pierwszy w życiu oskarżony o cynizm.
["Z głowy"]
Kariera
– Robi pan światową karierę.
– A co mam robić…
Komedie
– Dlaczego pan nie pisze dających wytchnienie, lekkich komedii?
– Pewnie dlatego, że od czasów Czechowa świat zrobił kilka dalszych depresyjnych kroków.
[odpowiedź na pytanie z sali podczas spotkania z pisarzem]
Kultura
Niedawno leciałem samolotem do Nowego Jorku. Na lotnisku zawsze są kolejki do odprawy w tamtą stronę. I jakaś baba wepchnęła się przede mnie. Nic nie powiedziałem, myślę sobie – i tak polecę. A tu z tyłu wyskoczył taki ogolony byczek. Złapał ją za rękę, wyciągnął z kolejki i mówi: "Trochę kultury, jebana!".
[Tadeusz Nyczek, "Po co jest sztuka? Rozmowy z pisarzami" cz.1, Kraków 2012]
Ludzka strona
A w Przybyszewskim podobało mi się, że póki był zdrowy, silny i wykańczał swoją pierwszą żonę Dagny, kobiety w jego sztukach to były potwory i siła fatalna. Później zestarzał się rozpił, ożenił z Jadwigą Kasprowiczową, której się bał, bo go biła. I od tej pory kobiety w jego sztukach zaczęły symbolizować szczęście, radość i wyzwolenie. Ta ludzka strona jego pisarstwa bardzo mnie ujęła.
["Z głowy"]
Media
Media stały się biznesem. Przynoszą większe dochody niż prostytucja i narkomania, a przy tym otaczane są szacunkiem i podziwem.
Mieszkanie
Chciałem mieć własne mieszkanie, a nie miałem pieniędzy, żeby kupić. Owszem, należałem do jakiejś spółdzielni i czekałem, jak wszyscy, całymi latami. Pisałem też rozmaite podania. Raz, próbując wzruszyć władze miasta, napisałem, że mieszkam z matką alkoholiczką i ojcem chorym psychicznie, ale matka się oburzyła, bo nie znosiła alkoholików, i kazała mi zmienić, że ona będzie chora psychicznie, a alkoholikiem ojciec. Ojcu akurat było wszystko jedno. Nawet przyszła komisja. Matka wypadła nieźle, bo zaczęła się awanturować: "to skandal, żeby młody pisarz nie miał własnego mieszkania!", więc uwierzyli, że to wariatka. Ale ojciec, któremu kupiłem połówkę żytniej, nawet trochę wypił, ale odmówił położenia się na podłodze oraz śpiewu. I nie przyspieszono mojego podania w spółdzielni.
["Z głowy"]
Nagroda
Nagrody dzielę na te, których nie otrzymałem i którymi głęboko gardzę, oraz na te, które otrzymałem i wysoko je cenię.
[w podziękowaniu za przyznanie lauru Warszawskiego Twórcy, 14.10.2011]
Napięcie
Nowy Jork stwarza straszliwe napięcie. Jedni je znoszą lepiej inni gorzej. Tutaj bardzo dużo ludzi mówi do siebie. Monologują nie tylko bezdomni, czy chorzy psychicznie, ale bogaci gracze z Wall Street. Dawniej mnie to bawiło, teraz tego uważnie słucham. Na ulicy, w metrze, przy barze.
– A czy Pan mówi do siebie?
– W Nowym Jorku mówię. […] Po angielsku. Z polskim akcentem.
[z rozmowy z Katarzyną Bielas i Jackiem Szczerbą, "Nic tak dobrze nie robi pisarzowi jak upokorzenia", "Magazyn Gazety Wyborczej", nr 237/1998]
Niemoc twórcza
ONA […] Boże! Dlaczego ty nic nie piszesz. Taki chory umysł się marnuje. Przecież za te twoje obsesje już byśmy sobie mogli dom kupić... [...] Specjalnie kupiłam ci tę książkę, "Dolar twoim przyjacielem", nawet do niej nie zajrzałeś.
ON Nie kupiłaś, tylko znalazłaś na śmietniku. Chcesz, żebym czytał książkę, jak zarobić pieniądze, którą ktoś wyrzucił na śmietnik.
["Polowanie na karaluchy"]
Onieśmielenie
– "Kopciuch" znajdzie się w Teatrze Narodowym w Warszawie. Czuje się pan w związku z tym klasykiem?
– Oczywiście, jestem onieśmielony.
Poczucie humoru
"Sonię, która za dużo chciała" napisałem w tonacji powieści "Z głowy". To prawie prawdziwa historia ślicznej, inteligentnej dziewczyny, która nie dała sobie rady z życiem. Wyemigrowała i źle skończyła... Kiedyś zrobiła wywiad z Lechem Wałęsą do "Playboya", a mnie w Nowym Jorku namawiała żebyśmy wspólnie przeprowadzili wywiad z papieżem. Też do "Playboya"! Tłumaczyłem, że papież ma wspaniałe poczucie humoru, ale trochę inne. Rzuciłem: "Może Havel?" – akurat wtedy został prezydentem. Pokręciła głową: "Nie, za papieża płacą 70 tysięcy dolarów, a za Havla tylko 30. Nie warto".
[z rozmowy z Magdaleną Walusiak (www.empik.com)]
Pokora
Dla aktorów może to być bardzo ciekawe spotkanie, ponieważ Will Pomerantz jest dobrym reżyserem. Oczywiście, jak na Nowy Jork, nie na Warszawę, gdzie ciągle jestem informowany, że polski teatr jest najlepszy, co przyjmuję z pokorą. Pomerantz po premierze wyjedzie, zresztą i tak nie zrozumie recenzji.
Procedery
Kiedyś, gdy benzyna była na kartki, po nocach krążyli faceci z długimi gumowymi rurkami, otwierali wlewy w wozach i wysysali benzynę do kanistrów. Nazywało się ich wampirami. Chuch mieli potworny, bo zawsze się przy tym trochę napili. Prawo jazdy, o ile pamiętam, kosztowało sześć tysięcy starych złotych, to znaczy za tyle przynosili do domu. Tak się właściwie wszystko zdawało. Kartę pływacką "na sucho" załatwiało się na Legii za dwieście złotych. Teraz – wobec kupowania za kilka milionów ustaw, koncesji itd. – tamte procedery wyglądają dość komicznie.
Rozczarowanie
W premierowym przedstawieniu "Kopciucha" w Joseph Papp Public Theatre w Nowym Jorku doskonale zagrał Christopher Walken, świeżo po Oscarze za "Łowcę jeleni", i Dori Hartley, świetna aktorka znana z "Rocky Horror Show". Raz zmieniła płeć, ale się rozczarowała, więc wróciła do poprzedniej.
Sukces
W kraju wszyscy się dziwili i nawet pisali o tym z niesmakiem, że mnie tam poszło w tej Ameryce, a właściwie nie powinno. To jest sugestia, z którą się ciągle spotykam. To jest niesprawiedliwe, bo są inni pisarze, o wiele zdolniejsi, o wiele bardziej utalentowani, a idzie akurat mnie i to jest nie fair. No trudno, z godnością to znoszę.
Szacunek
Niedawno szedłem wieczorem do domu, a z drugiej strony murku wystawała głowa parkingowego. "Panie Januszu – zawołał – niech pan pozwoli". Parę razy mocno potrząsnął moją rękę: "Pan nawet nie wie, jak ja pana szanuję. Przepraszam, że w tej chwili oddaję mocz". Pomyślałem, że chyba jednak powinienem wrócić do Polski.
["Z głowy"]
Sztuka
Powiedzmy, że jak dla mnie to sztuka zaczyna się tam, gdzie się zaczyna ryzyko. Nie polityczne. Ryzyko w języku, wyobraźni.
[Tadeusz Nyczek, "Po co jest sztuka? Rozmowy z pisarzami", cz. 1, Kraków 2012]
Świat
Może kiedyś było okrutniej na świecie, ale głupiej na pewno nie.
["Czwarta siostra"]
Teatr
Mówienie o tym, to dla mnie kłopotliwa sprawa, bo polski teatr uchodził za najlepszy na świecie – w Polsce.
Uczciwość
Po wydrukowaniu "Czwartej siostry" w "Dialogu" jeden wpływowy polski krytyk zauważył, że "pomysł jest brutalnie ściągnięty z Czechowa". Niestety, nie jest to moja pierwsza kradzież. W "Kopciuchu" przeleciałem się po kieszeniach braci Grimm. "Antygoną w Nowym Jorku" walnąłem Sofoklesa itd. Odwagi dodawał mi fakt, że po świecie grasuje całkiem spora, wzajemnie się popierająca szajka. Nie chcę donosić, więc nie podam nazwisk, tylko niektóre tytuły, np. "Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją", "Przedstawienie »Hamleta« we wsi Głucha Dolna", "Powiatowa Lady Makbet", "Odprawa posłów greckich" i wiele innych. Z tego miejsca apeluję do sumienia autorów, tych, co żyją. Ujawnijcie się!
To, że mnie nakrył krytyk Polak, jest logiczne i nieuchronne. W końcu nasz kraj jest szczególnie wyczulony na sprawy moralne. I z uczciwości słynie na całym świecie.
[ze wstępu do wyboru sztuk "5½"]
Upokorzenie
Mam taką ulubioną scenę w "Sobowtórze" Dostojewskiego, kiedy radca tytularny Goladkin przeżywa piekło upokorzeń zastanawiając się, czy próbować się wkraść tylnymi drzwiami na przyjęcie, na które go nie chcą wpuścić od frontu. No, to tak wyglądał mój dzień w Nowym Jorku… Kiedy się skarżyłem nowojorczykom, nie bardzo wiedzieli, o co mi chodzi. Zasadą jest włazić za wszelką cenę. Wlazłeś to wygrałeś!
[z rozmowy z Marcinem Królem, "Komedia o rozpaczy", "Tygodnik Powszechny", nr 19/1993]
Warsztat
– Kiedyś powiedział pan, że lubi pisać na drugiej stronie już zapisanej kartki. W "Fortynbras się upił" czynił pan aluzje do Szekspira, w "Czwartej siostrze" do Czechowa, w "Antygonie w Nowym Jorku" do Sofoklesa. Kogo jeszcze chciałby pan wziąć na warsztat?
– Dobraczyńskiego.
[z rozmowy z Bartoszem Marcem, "Życie jako przydługa anegdota", "Rzeczpospolita", 19.06.2007]
Wiarygodność
– Czy można wierzyć w to, co pan jako pisarz – fantasta stwarzający własne światy – opowiada?
– Absolutnie nie. Jest to tak prawdziwe, że nie można w to uwierzyć.
Wykształcenie
Odbiłem się od drzwi i z radością kroczyłem po wyziębionym gniazdku planując rozmieszczenie tu mojej gromadki w ilości, po zgonie nagłym siedmiolatka, trojga dzieci, z czego wszystkie w wieku przedszkolnym, przysięgając sobie od razu ułożenie ich na kierunek pełnego bezwzględnych wyrzeczeń patriotyzmu podpartego wykształceniem, jakie ja sam w ilości czterech klas nabyłem dzięki wszechstronnej pomocy państwa.
["Moc truchleje"]
Wybór
Historia chłopaka z Żyrardowa, który jednej nocy, kompletnie bez sensu, zabił nożem jakiegoś faceta. Okazało się, że zamordował ORMO-wca, więc go powiesili. Pojechałem tam. I to było niesamowite, bo rozmawiałem z majorem z warszawskiej dochodzeniówki, który też tam przyjechał. Miał bardzo zimne oczy. "Jak go złapaliśmy? Nie było problemu" – powiedział. "Jak śledztwem interesuje się Warszawa, zwykle prowadzone jest bardzo energicznie. Kiedy przyjeżdżamy, już kilkunastu się przyznało. Więc nie o to chodzi, żeby złapać, tylko żeby wybrać". "I co?" – pytam. "Tego właściwego wybieracie?". "No czasem się zdarza". Jezu! – pomyślałem – trzeba o tym napisać opowiadanie. Żyrardów to robotnicze miasto. Wtedy jeszcze prawie nie było tam kanalizacji. Faceci wyskakiwali wieczorem z wiadrami po wodę. To był sposób, żeby wyrwać się z domu. Ale najpierw szli do knajpy. I te wiadra wieszali na numerkach, jak palta. Wisiały takie rzędy wiader. I napisałem opowiadanie o dwóch facetach – "Ból gardła na dwóch". Jednego bolało gardło, a drugiego powiesili.
[z rozmowy z Magdaleną Walusiak (www.empik.com)]
Wypadek
Mogę opowiedzieć o tym, jak się o mało nie zabiłem w samochodzie. Wprawdzie się, jak widać, uratowałem, ale przestraszyłem, nacierpiałem i straciłem auto, więc i tak miło poczytać. Jechałem wieczorem z Obór do Warszawy. W Jeziornie był remont, zmieniono jakiś zakręt, pogubiłem się. Zobaczyłem przed sobą autobus z przyczepą, pomyślałem, że to koniec, straciłem przytomność i zderzyłem się czołowo. Teraz dobra wiadomość dla kierowców – to idzie szybko i w ogóle nie boli. Miałem pasy i bardzo niski sportowy fiat 128 3p, więc uderzenie było mniejsze i wbiłem się pod autobus. Jak odzyskałem przytomność, pół metra przed sobą zobaczyłem reflektory, zderzak, oraz uciekających ludzi. Chodziło o to, że woda z chłodnicy wylała się na silnik, który dymił, więc wszyscy dawali nogę, bo myśleli, że wybuchnie. To umocniło moją i tak silną wiarę w ludzką solidarność. Czekałem na pogotowie w rowie, trzymając palcem przeciętą szybą tętniczkę na skroni, z której sikała krew.
Pogotowie przyjechało bez lekarza, tylko z samym kierowcą, który zapytał mnie, jak się czuję. Powiedziałem mu, że dobrze. On powiedział, że to niczego nie dowodzi, bo wczoraj wiózł kogoś, kto mówił to samo, a w szpitalu na miejscu trup. Na Banacha był sobotni ostry dyżur, więc na korytarzach kłębił się tłum pijanych, pobitych, pociętych kobiet i mężczyzn, między którymi kręcili się pijani lekarze. Kazano mi gdzieś chodzić po piętrach na prześwietlenie. Przy tym okazało się, że najbardziej pijany lekarz, to mój kolega ze SPATiF-u. Krzyknął, że nie wolno mi się ruszyć, bo mogę w każdej chwili umrzeć. Był w złym humorze, ponieważ przywieziono kobietę, która wpadła pod tramwaj. Po pierwsze nie udało jej się uratować, po drugie miała przy sobie 1500 dolarów. Ratowali ją we trzech, lecz sobie nie ufali, więc po długiej walce wewnętrznej postanowili oddać. Jakiś trzeźwy lekarz przyniósł piżamę i powiedział, że muszę zostać w szpitalu, ale mój pijany kolega powiedział, że to nie więzienie, żebym podpisał, że wychodzę na własną odpowiedzialność i jechał, gdzie chcę. Podpisałem, wsadzono mi gips na rękę, zaszyto tętniczkę, wysmarowano twarz czymś fioletowym i wyszedłem. W poczekalni jakiś pijak zaczął krzyczeć, że wchodziłem niepomalowany i że lekarze mnie pobili. Chciał się za mnie zemścić, co mnie wzruszyło. W domu rano obudził mnie telefon. To był lekarz przyjaciel, który wytrzeźwiał, i wykrzyknął: "Chwała Bogu, że żyjesz! Nie miałeś prawa jechać do domu". "Żyję – powiedziałem – ale spadł mi ten gips, który mi założyłeś". "A tam, gips – odpowiedział. – Mogłeś w każdej chwili umrzeć".
Zasada
Obowiązuje zasada: jesteś tak dobry, jak ostatnia rzecz, którą zrobiłeś. I to jest prawda. Następna sztuka musi być sukcesem, bo jeżeli nie, to znowu "spłynę". Tam [w Stanach] jest ogromny tłok.
Zło
O mury naszego zakładu poprawczego, jak niegdyś o mury świętej twierdzy Karmel, rozbiją się płynące z Zachodu, pod maską demokracji, fale zła moralnego w czystej postaci.
["Kopciuch"]
Znakomitość
Dzięki akcji generała Jaruzelskiego i krzywdzie narodu polskiego w jednej chwili zamieniłem się z nikomu nieznanego prowincjonalnego pisarza w zupełną znakomitość. [...] Dziennikarze ustawiali się w kolejce, a recenzje zgodnie podkreślały antytotalitarny charakter i ponury kafkowski humor "Kopciucha".
["Z głowy"]
Życie
Matka Jody kochała ojca i książki, tym drugim zaraziła córkę. Ojciec był piękny, szpakowaty, miał astmę, kilka kochanek i palił czerwone marlboro. A matka było dobra nie do wytrzymania. Raz, wracając ze szkoły w zimie, Jody zobaczyła ją, jak zmarznięta przytupuje na ulicy. – Ojciec jest taki chory – powiedziała córce. – Jest u niego ta gruba kochanka, Claudia. Czekam, aż wyjdzie. Niech on ma jeszcze coś z życia.
["Good night, Dżerzi"]
[Wszystkie wypowiedzi bez podanego źródła pochodzą z wywiadów, które z Januszem Głowackim w latach 1990–2009 przeprowadził dla "Rzeczpospolitej" autor tego tekstu].