Kilka lat temu Agnieszka Rayss zaczęła fotografować nowe zjawiska w polskiej popkulturze - masowe castingi do programów telewizyjnych, występy cheerleaderek na stadionach sportowych, publiczne i masowe poszukiwania top-modelek.
Zarejestrowała jedną z najważnieszych przemian kulturowych ostanich lat: w telewizyjnych show zaczęli brać udział "przeciętni ludzie", którzy nagle wyskakiwali z grupy przeciętnych na pierwsze strony kolorowych magazynów. Wygląd zaczął się naprawdę liczyć.
Tak zaczął powstawać fotograficzny cykl dokumentalny o tych zjawiskach, o masach dziewcząt odpowiadających na zew telewizji i kolorowych magazynów.
Agnieszka Rayss weszła w uniwersalny świat dążenia do doskonałości. Zbiór fotografii "American Dream", ukazujący np. kulisy pokazu mody w małym mieście, atmosferę oczekiwań, rozczarowania i dyskretnej konkurencji, to nie tylko opowieść o amerykanizacji popkultury krajów naszej części Europy, ale także świadectwo fascynacji autorki kulturą spektaklu.
- Nie jestem królową wybiegu, ale mój świat nie różni się bardzo od świata moich bohaterek - mówi Agnieszka Rayss. - Tak jak one wierzę w sukces i czuję się źle, gdy przegrywam. Biorę udział w wielu konkursach i zastanawiam się właściwie po co to robię? Czy wygrana sprawi, że moja praca będzie lepsza, bardziej wartościowa? Czy nagrodzona dziewczyna rzeczywiście jest najpiękniejsza? Obie przyznajemy, że ułatwi to nam życie, przyniesie lepsze zlecenia, znajomości z ważnymi osobami. To są różne osoby - ale mechanizm ten sam. (..) W powietrzu wisi oskarżenie tak skonstruowanego świata, ale tak naprawdę nie wiem, czy to źle, że takie są prawidła gry. Dla mnie są trochę męczące, ale nie słyszałam, żeby któraś z dziewczyn stojących po lepszej stronie chciała z tego zrezygnować. Tak po prostu jest.
"American Dream" to książka o kobietach, ich marzeniach i wierze w ich spełnienie. Obok zdjęć Agnieszki Rayss w albumie znalazły się także opowieści fotografowanych dziewcząt. Mówią o sobie:
- Kiedyś postawiłam sobie taki cel, żeby przynajmniej raz w życiu wziąć udział w takich wyborach, żeby się sprawdzić, dopóki mogę. Jestem jedną z najstarszych dziewczyn z województwa w tym konkursie, mam 23 lata. Obok stała 18-latka, widać przecież różnicę. Moim celem było, żeby chociaż raz pokazać się na konkursie lub pokazie, żeby odhaczyć to na liście celów życiowych. Chciałam zobaczyć, że jestem pozytywnie odbierana, utwierdzić się w poczuciu własnej wartości. Zrobiłam to, bo bardzo chciałam. Uważam to za mój osobisty sukces, że doszłam aż do tego etapu. Gdybym faktycznie była gruba i brzydka to przecież bym odpadła.
- Operacje, jakim się pooddalam zmieniły mnie na bardziej atrakcyjną kobietę. Po pierwsze obiektywnie ładniej wyglądam, widzę to w lustrze, zna zdjęciach, potwierdzają to znajomi i nieznajomi. Przy tym korekta była na tyle dyskretna ze znajomi nie dostrzegają tego, co się zmieniło, ale ogólny efekt, jak przy dobrym makijażu. Poza tym mam miłą świadomość ze zrobiłam cos dla siebie, zadbałam o swój komfort i zainwestowałam w swój wizerunek, który - mam nadzieje - będę wykorzystywać zawodowo i prywatnie jeszcze przez kilkadziesiąt lat.