Max i Kelner – Tehno Terror (1992)
Lata 90. to nie tylko początki trudnego parlamentaryzmu i gwałtowne wprowadzanie gospodarki rynkowej, ale również swobodny rozwój muzyki elektronicznej, hip-hopu i wielu innych gatunków, które dzięki nasilonym procesom globalizacji rozwijały się w tym samym czasie w niemal każdym zakątku świata. Tytuł płyty Maksa (Roberta Brylewskiego) i Kelnera (Pawła Rozwadowskiego z zespołu Deuter) mógłby sugerować, że będziemy słuchać siermiężnego, ciężkiego techno, ale to tylko hip-hop. Piosenki opierały się na transowych, połamanych bitach, często powleczonych dubowym pogłosem i mocnymi uderzeniami automatu perkusyjnego.
Punkowe były teksty kontestujące rzeczywistość. Brylewski i Rozwadowski miotali się pomiędzy publicystyką a psychodelicznym odlotem, totalnym oderwaniem od otaczającego ich świata. Chyba przeważyła realność, może zbyt uporczywa, żeby ją w całości porzucić. Część piosenek Maksa i Kelnera to muzyczne felietony gorzko komentujące rzeczywistość, tak jak opisująca japońskich turystów i żebrzących narkomanów ''Starófka'' albo ''Mamy zahut'':
Zmieniamy nazwy placów i ulic,
Ale czy mentalnie też się zmieniamy? (...)
Na wystawach reklamy doskonałej broni gazowej,
Przed kryminalistami policja nas obroni,
W rajbanach – ale mamy zahut,
Nowe merce, beemy i porsche. [fl]
Post Regiment – Czarzły (1996)
"Damn, poles totally know how to punk" – pisze użytkownik Youtube’a pod jednym z klipów Post Regimentu. "I'm from São Paulo, Brasil....this song is a classic in hardcore history (...) I would be glad If someone translate". Południowy sąsiad dodaje: "proč takhle nádherná muzika není v česku? :( tribute to PL punk! <3" W latach 90., gdy wielkie wytwórnie z marnym skutkiem próbowały wylansować za granicą kilku swoich podopiecznych, towarami eksportowymi sceny hc/punk były Post Regiment i łódzka Homomilitia.
"Jestem wtedy, kiedy krzyczę" – śpiewa w jednej z piosenek wokalistka Nika i te słowa mogłyby posłużyć za podsumowanie albumu. Emocje, które z niego kipią, jak widać po powyższych wpisach, przekraczają bariery językowe. To brutalny, ale niepozbawiony liryzmu komentarz do rzeczywistości potransformacyjnej Polski i, wpadając w górnolotne tony, kondycji ludzkiej w ogóle. Daleki jednak od szablonu czarno-białych, politycznych manifestów. [pz]
The Analogs – Oi! Młodzież (1996)
Pierwszy dojrzały wytwór street punka, czyli muzyki, która potrafiła zjednoczyć punków i skinów (''Jednoczcie się i zwyciężajcie prawdziwych nieprzyjaciół'' śpiewali Analogsi). Istnieje stereotyp, mocno utwierdzony przez sensacyjne materiały prasowe i telewizyjne w latach 90., mówiący o nienawiści punków do skinów. Pierwsi brytyjscy skinheadzi wzorowali się na jamajskich rude boyach, słuchali reggae i ska, pochodzili z robotniczych przedmieść i nie mieli niczego wspólnego z faszyzmem.
Street punk powstał na początku lat 80. w odpowiedzi na manieryczne i artystowskie reintrepretacje punk rocka, który miał być w końcu muzyką niedbałą, brudną i buntowniczą. Cockney Rejects, Cock Sparrer, Angelic Upstars i inni grali szybkiego ulicznego rock and rolla ozdabianego krótkimi i agresywnymi solówkami.
Uciekaj od wszystkiego co jest polityką,
czy potrafisz odrzucić fałszywych idoli,
anarchizm, komunizm, faszystowskie gówno,
aby być sobą nie musisz mieć symboli – brzmiało polityczne credo Analogsów.
Wiele zespołów odwołujących się do street punka gra bardzo wesołe piosenki, opowiadające o piwie, dziewczynach, bijatykach, piłce nożnej i tak dalej. ''Oi! Młodzież'' to płyta bardzo smutna, wyraz potransformacyjnych frustracji, opisująca kryzysy Szczecina (i jego uliczną mitologię). Niektóre diagnozy socjologiczne nadal są aktualne, na przykład: ''Popatrz na dziecki, które myślą/ że to, co dostały jest szczęściem/ wierzą, że obcy ich nienawidzą/ W ich twarz kierują swe pięści''. Znalazł się tu również opis relacji międzyludzkich przepracowanego społeczeństwa: ''Patrzysz na moje ubrudzone ubranie/ Dotykasz mej twarzy twardymi rękami/ Dzisiaj nie mamy już czasu na miłość/ Rano do pracy trzeba wcześnie wstać''.
W 2013 roku Analogsi wydali płytę ''Pełnoletnia Oi! Młodzież'', na której po raz pierwszy zagrali swoje piosenki porządnie, bo w końcu po kilkunastu latach grania stali się profesjonalnymi muzykami. To kolejny dowód na to, że punk rock nie powinien być dopracowany. [fl]
Ewa Braun – Esion (1996)
''Esion'', czyli noise na opak: to, co najlepsze w amerykańskim gitarowym graniu lat 90. podlane polską melancholią. Po okresie emocjonalno-zaangażowanych czadów z debiutu "Love, peace & noise" Ewa B. zbliża się coraz bardziej w rejony, które ówczesna krytyka zaszufladkuje jako post rock. "Esion" jest pomostem między dwoma odsłonami tej słupskiej kapeli. Jak mówił w wywiadzie gitarzysta grupy Marcin Dymiter:
Dla nas był to właśnie podskórny noise – nerwowy ruch, który istnieje w muzyce gdzieś pod spodem, który w naszym pojmowaniu dźwięków, struktury muzycznej i tego czym chcieliśmy się zajmować, zaczął nas bardziej intrygować. [...] To pewien rodzaj wyciszenia, przekazania emocji za pomocą innych środków.
Albo muzyka drogi. W tekstach odwoływali się do książek bitników czy amerykańskiego kina (np. utwór "Mów mi Allie", w całości oparty na cytacie z "Nieustających wakacji" Jima Jarmuscha). Hipnotyczny trans, długo rozwijające się tematy, świetnie współgrają z liryczną apoteozą włóczęgostwa i eskapizmu. Wyszła z tego dźwiękowa ilustracja, ale nie podróży autostradą przez pustynię, tylko późnojesienną szosą krajową: nad szarymi polami przelatuje klucz gawronów, czasem jakiś smętny zajazd, czasem pusty cepeen. Niby powszedni krajobraz, a jednak drzemie w nim coś niepokojącego. [pz]
Starzy Singers – Ombreola (1997)
Hola hombre. Wyobraź sobie, że jest rok 1997. Na listach przebojów króluje Budka Suflera i Natalia Kukulska. Krajowa scena HC/punk, poza kilkoma chlubnymi wyjątkami, coraz bardziej pogrąża się w schematyczności. W jeszcze głębszym podziemiu dzieją się całkiem ciekawe rzeczy, ale zna je może kilkaset osób w skali kraju. I wtem na arenę dziejów wkraczają Starzy Singers.
Nikt wtedy tak w Polsce w nie grał, zresztą później też nie, bo ciężko jest coś takiego podrobić. Rafał Księżyk w recenzji w ''Brumie'' nazwał płytę "krwistym ochłapem garażowego rozwichrzenia" i jest to bardzo dobre podsumowanie tego, co się tutaj dzieje. Sami muzycy twierdzili, że grają rock regresywny. Kakofonia, jazgot, zawrotne tempo, nieoczekiwane zwroty akcji, szalone kawalkady rytmiczne. Pierwotny rock’n’roll, protopunk w stylu The Stooges, potraktowany z przymrużeniem oka grunge i unoszący się nad tym wszystkim duch Franka Zappy. Covery Deadlocka i Janusza Laskowskiego.
Mikroświat Starych orbituje wokół mazowieckiego Nasielska, warszawskich Szmulek i Saskiej Kępy, popkultury z myszką: serialów "Karino", "Saga rodu Paliserów", serii o Jamesie Bondzie, westernów czy filmów gangsterskich:
W tym pueblo strach się bać,
Gdy kamorra kasę trzeba dać,
buksowanie czujesz w żyłach,
tu likieru się nie pija.
Finita la komedyja.
Absurdalne teksty Seszki, wokalisty grupy, wprowadziłyby w zakłopotanie niejednego lingwistę. Choćby taka hiszpolska sentencja: "No estoy contento que nema bronka". Albo jeden z najdosadniejszych liryków miłosnych, jakie zaistniały w polskiej poezji: "Ajlowja ajnidja, ajlowja ajnidja". Gitarzysta grupy, Manetka, mówił w wywiadzie dla Onetu:
Nie jestem przypadkowym słuchaczem, ale czasem również mam problemy ze zrozumieniem niektórych tekstów. To nie jest jednak problem, bo jeśli nie wiem, co Seszka chciał w swoim teście przekazać, a czasem nie chciał nic, to szukam sobie jakiegoś sensu, interpretacji.
Ponoć byli tak zadowoleni z tego debiutanckiego krążka, że chcieli go nazwać "Greatest Hits". Przyświecało im motto: "Wczoraj Kotły, dzisiaj Wembley, pojutrze cały świat". Na Kotłach (i kilku innych, nieistniejących już zazwyczaj, lokalach) się, niestety, skończyło. Zostały trzy rewelacyjne płyty i pośmiertny status legendy polskiego niezalu. W późniejszych latach połowa Starych Singers, Maciej Moruś vel Macio Moretti i Bartłomiej Tyciński, utworzyła supergrupę Mitch&Mitch (i dziesiątki innych projektów). A także wytwórnię Lado ABC, której nikomu, kto ma uszy otwarte na polską muzykę, przedstawiać nie trzeba. [pz]
Guernica Y Luno – Wszystkie sztandary tak mocno już zostały splamione krwią i gównem, że najwyższy czas byłoby nie mieć żadnego. Wolność (1997)
"Ile jeszcze będzie trwać bezkarna szarża polskich założycieli G.Y.L.?" – pytał dziennikarz Rzeczpospolitej. Po wydaniu przez słupski zespół pożegnalnego materiału zaczęły krążyć po kraju podchwycone przez prasę kuriozalne plotki, jakoby Guernica rozpadła się, gdyż jej członkowie zdecydowali się wspierać zapatystowską partyzantkę w Meksyku, po drodze siejąc anarchistyczny terror na Zachodzie. Te rewelacje wzmocniły podziemną legendę zespołu. Trwającą do dziś, dwa miesiące temu ukazała się kompilacja "Nigdy nie będziesz szedł sam – Tribute to Guernica Y Luno".
Anarchopunk w latach 90. trzymał się mocno, ale Guernica poszła krok dalej. Gitarowy hałas jest tu tylko tłem do wygłaszania politycznych deklaracji. Była też jak kubeł zimnej wody dla ówczesnej sceny. Nie sięgała wyłącznie do typowego zestawu zaangażowanych kapel: antyfaszyzmu, feminizmu czy ekologii, ale łamała punkowe tabu, stawiała pytania o sens całego tego buntu.
Jest wiele zajebistych zespołów,
potrafią ułożyć antysystemowe teksty.
Jest wiele niezależnych, zajebistych firm,
Potrafią dobrze sprzedać zespoły i ich teksty.
Jest wielu zaangażowanych ludzi,
potrafią bardzo szybko kupić kasety od firm.
Jedni przychodzą, inni schodzą,
Maja pięć minut, dziesięć minut
Sprzedaje się bunt, marzenia, energię
Podaż i popyt regulują rynek
Punk rock nie umarł!
Plus pierwsze miejsce w konkursie na najoryginalniejszy tytuł płyty lat 90-tych (ex aequo z epką lubelskiego Amenu pt. "Pan Bóg nie chce mazgajów ani ciapciusiów, chce ludzi mocnych, twardych, którzy wierzą w niego"). [pz]
Vespa – Vespa (1997)
Wokół sceny punkowej rozrastało się wiele innych muzycznych orbit, między innymi reggae, ska, rockabilly, psychobilly, a nawet swing. Początki polskiego ska sięgają lat 60., w 1965 roku Alibabki nagrały prawdziwie rewolucyjny dla polskiej muzyki rozrywkowej singiel ''W rytmach Jamaican Ska''. Później mało kto nawiązywał do skocznego jamajskiego gatunku; kilka odniesień możemy znaleźć w muzyce lat 80., ale raczej nie wynikają one ze znajomości repertuaru artystów z Kingston – po prostu taki był stylistyczny zeitgeist epoki.
Dopiero w latach 90. zaczęto w Polsce świadomie grać ska, a najważniejszymi sprawcami tego zamieszania były szczecińskie zespoły Dr Cycos i Vespa. Krajowe interpretacje ska bliskie są tak trzeciej fali ska, dokładniej rzecz biorąc ska jazzu – najbardziej rozbudowana jest tu sekcja dęta, która przykrywająca charakterystyczną sekcję rytmiczną i charakterystyczny pulsujący bas, typowy dla klasyków tej muzyki.
Przytoczona powyżej piosenka, ''Kobiety Omanu'', to jeden z orientalizmów w historii polskiej muzyki. Można tę piosenkę położyć na półce obok ''Abduł Beja'', przedwojennego żydowskiego fokstrota wykonywanego przez Fanny Gordon. [fl]
V/A – Porzucona Generacja (1998)
Punkowych wykopalisk ciąg dalszy. Od lat 90. liczne wydawnictwa rozpoczęły akcję ratowania od zapomnienia zasłużonych kapel bez dorobku płytowego. Debiutanckie płyty zespołów z lat 80. wychodzą do dziś. Ta składanka prezentuje córki i synów ziemi łódzkiej, cztery wyjątkowo wówczas oryginalne i różnorodne kapele: Brak, Kontrolę W, Moskwę i The Corpse. Dzięki temu, że nagrania ułożone są chronologicznie, ukazuje jak ewoluowały muzyczne trendy na przestrzeni dekady. Zaczyna ją łódzki Brak, jeden z pionierskich zespołów w kraju (powstali w 1980 roku) ze swoją nerwową nową falą okraszoną ironicznymi tekstami. Potem, i jest to zdecydowanie najlepszy fragment płyty, frenetyczny, funkujący post-punk Kontroli W (Zduńska Wola), o której Chris Bohn w brytyjskim NME pisał "the best and most contemporary group of Poland". Fakt, że Kontrola i powstałe na jej gruzach Kosmetyki Mrs Pinki, nie doczekały się w swoich czasach oficjalnych wydawnictw, jest jednym z najcięższych grzechów polskiego przemysłu muzycznego.
W drugiej połowie robi się zdecydowanie ciężej. Wjeżdża najbardziej znana w tym zestawieniu Moskwa – w swoim czasie najszybszy zespół w Polsce. Po nich The Corpse z Łaska z piorunującą mieszankę hardcore’u i thrashu w amerykańskim stylu – zwiastun nowej epoki. [pz]
Partia – Dziewczyny kontra chłopcy (1999)
W zachłyśniętej zachodnimi nowinkami potransformacyjnej dekadzie, Partia była niezwykle oryginalna w swojej wsteczności. Ich muzyka była swingującą fuzją rockabilly i punka z nawiązaniami do krajowych tradycji bigbitu. Dzięki tekstom (momentami uroczo naiwnym) o nieprzystosowaniu społecznym, zawodach miłosnych, samotności, przypominali rodzimy odpowiednik The Smiths. Wszystko to w żoliborsko-mokotowskich realiach – okazało się, że warszawskie osiedla mogą być scenerią iście hollywoodzkich dramatów.
Odczarowywali popkulturę Bloku Wschodniego na kilka lat przed rozkwitem retro-nostalgii. W imaginarium tekstów lidera grupy, Lesława, James Dean pojawiał się obok swojskiego gitowca, kieszonkowca Darka czy bohaterów rodem z chłopackich powieści Adama Bahdaja. Konwencję tę kontynuowali również w sferze wizualnej: typografia ich logo była zapożyczona z samochodów Syrena, a okładki płyt zdobiły kadry z czechosłowackich komiksów Karela Saudka. [pz]
The Users – Nie Idź Do Pracy (1999)
Sytuacja nieco paradoksalna. Na scenie warszawskiego Teatru Małego spotkali się: melorecytujący Marcin Świetlicki wspomagany przez yassowy ansambl (crème de la crème – Tymon Tymański, Mikołaj Trzaska, Jacek Olter i współzałożyciel Maanamu, Milo Kurtis) oraz kreujący brzmienie nagrania Robert Brylewski. Grają ciekawy koncert, w którym echa punk rocka mieszają się z eksperymentującym jazzem i dubem, przy okazji wyśmiewając poetyką języka, który sami w latach 80. tworzyli. W 1999 roku punk rock był częścią kultury alternatywnej, ale był również zjawiskiem masowym, wystarczy przywołać rodzącą się wtedy Punkową Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wielu punkowców lat 90. czarowało nastolatków na te same teksty o Babilonie i systemie, a przecież ten dyskurs stał się już wydmuszką. Polskie społeczeństwo musiało radzić sobie z zupełnie innymi problemami.
Świetlicki wyrzuca z siebie frazy, cyzeluje swoją bełkoczącą barwę głosu:
Babilon umarł,
Umarł niepostrzeżenie,
Umarł cicho,
Przerodził się w supermarket.
''Powiedzieli mi: »Mów coś«, to mówiłem'' opowiada krakowski poeta. Pod względem lirycznym była to improwizacja, wcale bym się nie zdziwił gdyby zaprezentowane tu kompozycje również były w większej części improwizowane. Ciekawy klimat tworzą tu przede wszystkim perkusiści: Kurtis i zmarły w 2001 roku Olter. Dęte partie Trzaski są ciekawe, ale zdecydowanie nie jest to jego szczytowe osiągnięcia. Wszystko jest bardzo spójne i rozwinięte brzmieniowo, to zasługa zasiadającego przy mikserskim stole Roberta Brylewskiego. Chyba najciekawszy pastisz polskiego punka. [fl]
V/A – Dolina Lalek. Tribute to Kryzys (2002)
''Tribute to'' to klasyczna forma wyrażania uczuć w muzyce rockowej, sprawdzona na całym świecie: artyści nagrywają piosenki swoich mistrzów, klasyków danego gatunku. ''Dolina Lalek'' to jeden z najciekawszych tribute'ów – Kryzys otrzymał pokłony nie tylko od zespołów ze sceny punkowej, czy szerzej rockowej. Marcin Świetlicki śpiewa piosenkę ''Małe Psy'' w towarzystwie kwartetu smyczkowego (transkrypcję utworu przygotował Bolesław Błaszczyk); psychodeliczno-eksperymentalne Karpaty Magiczne śpiewają ''Mam dość''' na bad tripie; MC Glennskii przygotował didżejską wiązankę przebojów Krzysu; Fusy zinterpretowały '''Wojne gwiezdne'' w poetyce niepokojącego nu-jazzu przemieniającego się w bardziej radykalne gatunki muzyki elektronicznej.
Pomieszanie z poplątaniem, ale bardzo ciekawe i uzmysławiające, jak szeroko oddziaływały na kolejne pokolenia muzyków początki polskiego punk rocka. Na płycie nie brakuje oczywiście tradycyjnych reinterpretacji szlagierów Kryzysu w wykonaniu popularnych niegdyś zespołów (Pustki, Pidżama Porno, Alians, Happy Pills). Okładkę zaprojektował Wilhelm Sasnal. [fl]
V/A – Psycho Attack Over Poland (2004)
W 1987 roku, na licencji holenderskiego wydawnictwa Kix 4 U Records, Tonpress wydał składankę ''Psycho Attack Over Europe!'' poświęconą dopiero co rodzącemu się gatunkowi psychobilly, owocowi związku punk rocka z rockabilly, czyli wczesnego rock and rolla, w którym pobrzmiewają jeszcze nuty country. Muzycy psychobilly inspirowali się przede wszystkim pulpą, kinem eksploatacji: horrorami, tanim science fiction, filmami o motocyklistach i tak dalej. Tonpressowy album stał się szybko białym krukiem, na zamieszczonych tam zespołach (m.in. Batmobile, Voodoo Dolls, The Meteors, Les Wampas) wychowało się całkiem dużo polskich zespołów.
17 lat później psycho attack nadciągnął nad Polskę. Jak brzmiał? Na pewno bardziej zróżnicowanie niż w latach 80. Niektóre zespoły nawiązują do wczesnego rock and rolla (np. rosyjskojęzyczny Pavulon Twist, Komety śpiewające piosenkę Wojciecha Młynarskiego czy Obibox), punk rocka (The Headhunters, Buzz Astral). Właściwie najmniej tam rasowego psychobilly. Z ciekawostek: do ''Psycho Attack Over Poland'' zaciągnął się też Mitch & Mitch wykonujący cover zespołu Misfits. [fl]
Lao Che – Powstanie Warszawskie (2005)
W 2002 roku, na debiutanckim albumie ''Gusła'' muzycy Lao Che wyobrażali sobie słowiańskie obrzędy. Psychodeliczny rock wypełniony był wyobrażoną muzyką ludową, słowiańską pradawnością, której nauczyli nas romantycy. Korzystali z tekstów Mickiewicza, Słowackiego, ale i Bruno Schulza. Kilka lat później postanowili ''wcielić się'' w powstańców warszawskich. Nie była to rekonstrukcja historyczna, chociaż w niektórych utworach użyto fragmentów nagrań przemówień z czasów wojny.
Robiąc "Powstanie...", w ogóle nie myśleliśmy o historii – opowiadał Hubert ''Spięty'' Dobaczewski, jeden z muzyków Lao Che – Patrzyliśmy na ten temat przez nasz własny, współczesny pryzmat – ludzi, którzy słuchają rock'n'rolla, jeżdżą nad morze, dobrze się bawią. Wyobrażaliśmy sobie, że nagle to może się zmienić. Że nagle może pojawić się jakiś stan wojny. Jak w takiej sytuacji zachowałby się każdy z nas?
Narracja ''Powstania...'' przypomina słuchowisko, rozpoczyna się we wrześniu 1939 roku, kończy w październiku 1944 roku wraz z upadkiem powstania w Warszawie. Aranżacje piosenek czasami są skoczne i melodyjne, pobrzmiewające gdzieś z oddali szczątkami warszawskiego wojennego folkloru (np. ''1939. Przed burzą'', ''Zrzuty''). Niektóre utwory są bardziej złożone, eksperymentują z brzmieniem i formą (''Czerniaków'', ''Kanały''), inne dążą w kierunku szybkiego punk rocka (''Przebicie do Śródmieścia'', ''Hitlerowcy''). Jednak Lao Che znalazło się w naszym zestawieniu przede wszystkim ze względu na warstwę liryczną. Powstańcy z 2005 roku krzyczą: ''Oi! Armia Krajowa!'' i cytują piosenki Siekiery (''Czy tu się głowy ścina?'') i Izraela (''Wolny naród musi być''). [fl]
19 wiosen – Pożegnanie ze światem (2010)
Łódź, kosmos, apokalipsa – tak można by w trzech słowach podsumować motywy przewodnie tego albumu. Na okładce zaprojektowanej przez Wilhelma Sasnala grupka ludzi przedziera się przez księżycowy krajobraz – czyżby jedyni ocaleni z planetarnej zagłady?
19 Wiosen radykalnie zmieniało się na przestrzeni lat, zawsze jednak ich znakiem rozpoznawczym były organy Grzegorza Fajngolda i intrygujące teksty Marcina Pryta, jednego z najlepszych tekściarzy w polskiej muzyce w ogóle. Zaczynali w czasach transformacji od lo-fi big bit punka, gdzie dansingowy klimat łączył się z tekstami o drobnych rzezimieszkach z łódzkich osiedli i młodzieńczych rozterkach. Potem był egzystencjalny barok punk (w końcu Fajngold jest wielbicielem Jana Sebastiana Bacha). "Pożegnanie ze światem” to ich najdojrzalszy album, choć akurat nie wiem, czy to jest komplement w przypadku zespołu, który w nazwie zawarł afirmację młodości. Brzmienie jest zdecydowanie cięższe i mroczniejsze, w tekstach uniwersalność zwycięża nad lokalnością. Fabularne narracje, zawieszone w przestworzach jak i umorusane w rynsztokach, pojawiają się obok kosmopolitycznych odezw do ludzkości, by się opamiętała. Futuryzm XXI wieku, kiedy już wiemy, że postęp ma nie tylko jasną stronę. [pz]
Wilczy Szaniec – Wideo Mondo (2011)
Motoryczny punk zagrany na echach i pogłosach, spod których wyłania się ledwo zrozumiały krzyk. Miejscami bywa mrocznie, ale niektóre piosenki są bardzo chwytliwe i melodyjne, właściwie mogłyby być radiowymi singlami (''Centrum zdrowia dziecka''). To chyba jedyna płyta w naszym zastawieniu, która tak wyraźnie inspiruje się metalem. Swoją drogą, możemy tam usłyszeć Artura Rumińskiego znanego szerszej publiczności z Furii i THAW, pereł katowickiego metalu eksperymentującego. ''Wideo Mondo'' to kompilacja dwóch dem wydanych przez niesitniejący już zespół. Muzyka wymykająca się prostym skojarzeniom gatunkowym i bardzo ciekawie wyprodukowana – szkoda, że szerszej publiczności raczej nieznana. Ich muzyka mogłaby ucieszyć słuchaczy takich festiwali jak OFF i Unsound, chociaż równie dobrze wypadałaby w garażu. [fl]
Pustostany – 2012 (2012)
Słuchając kasety Pustostanów można mieć wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie. Muzycy wrocławsko-trójmiejskiego zespołu (Maciek Salamon z Nagrobków i muzycy z The Kurws) posługują się językiem wypracowanym w latach 80. przez pionierów polskiego punka. Jednak nie jest to podróż sentymentalna, ich kompozycje nie są dosłowną imitacją, korzystają ze sprawdzonych idiomów, ale celowo je wykoślawiają. Kompozycje są krótkie i treściwe, proste rytmy zostają zniekształcone synkopami.
W warstwie lirycznej pojawiają się czasami nuty samokrytycyzmu muzyków: ''Co za okropna piosenka/ Nie chcę już o niej pamiętać/ Gryzę się w łeb i powtarzam, że/ Rano wstanę to radio rozwalę''. W piosence ''Struktura'' prezentują już zupełnie inne podejście: ''Nie znam struktury tego kawałka, o nie/ Nie wiem co ty mówisz do mnie''. ''2012'' to dekonstrukcja punkowego albumu, wprowadzenie do rozważań nad istotą punkowego dzieła sztuki. Wszystko wskazuje na to, że jest to dzieło uniwersalne – zostało zauważone przez amerykańską wytwórnię Sweet Rot Records i francuską Pouet! Schallplatten, które wspólnie wydały go na płycie winylowej. [fl]
Super Girl & Romantic Boys – Miłość Z Tamtych Lat (2013)
"Po**bało się już wszystko, dzisiaj punki tańczą disco!" – śpiewał śląski Castet. Na przełomie wieków przez skłoty i alternatywne kluby (przede wszystkim) Warszawy i Łodzi przetoczyła się moda na syntetyczne brzmienie polskich lat 80-tych w stylu Kapitana Nemo i Kombi. Zbiegła się ona w czasie z zachodnią modą na electroclash, ale nad Wisłą wymyślano go po swojemu - dokumentacją tego zjawiska jest składanka "Disco chaos" (2002).
Na firmamencie krajowego synth-popu i neo-new romantic najsilniej błyszczała brokatowa gwiazda Super Girl & Romantic Boys. Wokalista i klawiszowiec, Konstanty Usenko tak tłumaczył genezę powstania grupy:
Pierwsza odsłona S.G.R.B. powstała z mariażu znalezionego syntezatora Casio, kredek do oczu, gitarowych solówek Dietera Bohlena, chórków z Papa Dance i wczesnopunkowego szaleństwa.
W nagraniach dyskotekowy blichtr kontrastuje z zimnofalowymi lękami i nadwrażliwością. To coś jak kolorofon świecący na klatce bloku z wielkiej płyty, między windą a zsypem – spotkanie przerysowanego świata ejtisowych teledysków z polską szarzyzną. Ich debiutancka płyta ostatecznie ukazała się kilkanaście lat później z powodu konfliktu z pierwotnym wydawcą. Materiał zgodnie z punkową tradycją krążył nieoficjalnymi kanałami, tylko już nie z przegrywanych kaset, a z wypalanych CD-romów i ściąganych z sieci p2p empetrójek. [pz]
Siksa – Punk ist tot (2016)
Siksa przywróciła słowo "punk" na okładki kolorowych czasopism. I spowodowała nie lada spustoszenie w ciepełku scenowych schematów. Media społecznościowe rozgorzały od dyskusji, czy to jeszcze jest muzyka, czy performens; czy miejsce Siksy jest na scenie punkowej, czy może na slamie poetyckim. Rozwiewając te wątpliwości – jeśli punk dziś to nie alternatywna rewia mody czy artefakt z muzeum kontrkultur, a środek wyrazu, która ma prowokować i poruszać najtrudniejsze tematy, to mamy do czynienia z jednym z największych objawień na punkowej scenie od lat.
Hańba – Będą bić! (2017)
Gdyby przyjąć narrację Hańby!, to musielibyśmy wyliczyć 86 płyt, bowiem punk rock powstał na krakowskim Podgórzu w 1931 roku. Na ich drugim albumie mamy rozwinięcie tego, co na pierwszym, czyli akustyczny punk z akcentami klezmersko-bałkańskimi, grany na pohybel endekom, bolszewikom i sanacji. Wykrzyczane teksty Lucjana Szenwalda, Juliana Tuwima, Jerzego Jurandota czy Władysława Broniewskiego odnoszą się do chłopskiej i robotniczej nędzy, wzrostu napięć społecznych, nacjonalizmu i militaryzmu.
Choć muzycy odżegnują się od tego, jakoby w doborze tekstów kierowali się analogiami do współczesnych realiów, to stwierdzenia, że materiał brzmi przerażająco aktualnie, pojawiają się niemal w każdej recenzji. Na pewno Hańba! jest czymś więcej niż historyczną grupą rekonstrukcyjną. [pz]
The Kurws – Alarm (2017)
Zestawienie 40 polskich płyt punkowych zakończymy albumem jazzowym. The Kurws powstali w 2008 roku, są związani z wrocławskim CRK, Centrum Reanimacji Kultury. Operują substancją rockową, ale materia ich kompozycji wyrasta z metod typowych dla jazzu, muzyki improwizowanej. Struktura ich utworów przypomina swobodę wypowiedzi improwizatorów, ale ma w sobie też dziką energię punk rocka. ''Alarm'' jest trzecim wydawnictwem Kurwsów, najbardziej spójnym, zwięzłym i uporządkowanym. Słychać tutaj napięcie tworzących się kompozycji, czyli uczucie, dla którego chodzimy na jazzowe koncerty i zainteresowanie przestrzennością dźwięku.
Trudno zrozumieć, dlaczego nikt nie zaprasza ich na koncerty do filharmonii i prestiżowych sal koncertowych. Chociaż The Kurws to nie tylko brzmienie i kunszt improwizatorsko-kompozytorski. To także wypowiedź społeczna. Wystarczy przytoczyć tytuły utworów: ''Oury Jalloh'' (nazwisko uchodźcy z Sierra Leone, ktory zginął w pożarze na niemieckim posterunku policji w 2005 roku); ''Nagonka''; ''Tryumf niewoli''.
The Kurws from Culture.pl on Vimeo.
Autorzy: Filip Lech, Patryk Zakrzewski