To dlatego przy projektowaniu Ursynowa architekci współpracowali z szerokim gronem ekspertów z różnych dziedzin – m.in. socjologami, pedagogami, pracownikami Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej, Instytutu Urbanistyki i Architektury, Instytutu Gospodarki Komunalnej, pracowni prognoz WSS Społem i wielu innych.
"Chcemy, by Ursynów był nie tylko anonimową jednostką rozliczeniową dla planistów, ale dzielnicą miasta o swoim własnym obliczu" – pisali w 1975 roku na łamach miesięcznika "Architektura" projektanci.
Bloki w zieleni
Gdy na początku lat 70. ruszała budowa pierwszych ursynowskich bloków, ze wszystkich stron otaczały je puste pola - zanim podjęto decyzję o budowie osiedla istniały tu gospodarstwa rolne, dawne folwarki, stały wiejskie zabudowania. Wtedy trudno było sobie wyobrazić zamysł architektów, aby Ursynów był terenem pełnym drzew. Dziś wędrując między blokami przy ulicach Nutki, Koński Jar, Puszczyka, Wiolinowej, Surowieckiego i wielu innych czasem trudno dostrzec elewacje bloków: osłaniają je nie tylko drzewa i krzewy, ale i pnące się po ścianach bluszcze.
Niemniej istotnym elementem ursynowskiego krajobrazu są do dziś zadbane przydomowe ogródki, udostępniane w użytkowanie mieszkańcom parterów (lub za ich zgodą – wyższych pięter). Aby przeciwdziałać monotonii osiedlowej zabudowy architekci nie tylko różnicowali wysokość i wielkość bloków, ale i poziom gruntu: z ziemi z wykopów pod fundamenty usypywano niewielkie pagórki, zmieniając w ten sposób wysokość chodników, podwórek czy dziedzińców.
Co ważne: architekci nie odcinali się od inspiracji najbardziej udanymi realizacjami mieszkaniowymi XX wieku. Marek Budzyński pisał:
"Projekt Ursynowa nie jest próbą szukania 'nowego'. Jest próbą konkretyzacji i realizacji ogólnie znanych 'prawd'. Stara się nawiązać do idei Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Muranowa, Rakowca, Sadów Żoliborskich, Placu Konstytucji i Ściany Wschodniej, do działalności Sigalina, Hansena, Skibniewskiej."
W realizacji pomysłu zatopienia bloków w zieleni pomógł fakt, że w czasie projektowania osiedla władze państwowe poluźniły nieco rygor normatywów i gęstości zabudowy, dzięki czemu ursynowskie domy stanęły w bardzo dużych od siebie odległościach (co ciekawe, komunistyczne normatywy w porównaniu do dzisiejszego standardu gęstości osiedlowej zabudowy wydają się niebywale liberalne – patrząc na nowe polskie osiedla odległości pomiędzy blokami z lat PRL-u wydają się gigantyczne).
Adresy bez ulic
Ursynów Północny został zaprojektowany jako luźny i nieregularny układ budynków mieszkalnych, posadowionych wśród zieleni, w oderwaniu zaś od siatki ulic (na Ursynowie dominować miały wijące się między blokami "ulice piesze"). Ta jeszcze modernistyczna idea, mająca na celu zapewnienie pieszym, dzieciom, mieszkańcom ciszy i poczucia bezpieczeństwa, na Ursynowie nie do końca się udała. Do dziś osiedle w całej Warszawie słynie z chaosu: domy o kolejnych numerach nie stoją tu obok siebie, jest też mnóstwo adresów nie przyporządkowanych do żadnych ulic. O tym, że układem domów nie rządzi tu żadna logika i niektórych adresów po prostu nie sposób znaleźć krążą po mieście legendy. Problemy z orientacją częściowo pomogły rozwiązać współczesne remonty: przy okazji termomodernizacji bloków ich adresy zaczęto wypisywać ogromnymi literami na ścianach szczytowych domów – aby było je widać z daleka.
Ten specyficzny plan urbanistyczny ma także zalety: architekci bardzo precyzyjnie opracowali np. sieć ciągów pieszych, łączących bloki ze szkołami. Chodziło o to, żeby dzieci nie musiały przechodzić przez żadną ulicę – jeśli taka biegła po drodze, budowano pod nią bezpieczne przejście lub kładkę. Takie tunele pod ulicami do dziś istnieją m.in. pod ulicami Surowieckiego i Bartoka.
Ciąg Podstawowy Usług
Ursynów Północny, a także kolejne budowane po nim osiedla, miały się stać "miastem w mieście", samowystarczalnym obszarem, oferującym swoim mieszkańcom wszystkie potrzebne do życia funkcje. Do dziś w strukturze osiedla widoczny jest zrealizowany tylko w niewielkiej części niezwykły pas zabudowy handlowo-usługowej. Ciąg Podstawowy Usług (CPU) – bo tak go nazywali architekci – miał formę częściowo położonego poniżej poziomu gruntu i częściowo zadaszonego pasażu. To specyficzne "centrum handlowe" miało ciągnąć się wśród bloków przez ponad kilometr, mieszcząc sklepy, kluby, punkty usługowe, kawiarnie i bary.
Jednak tak jak w przypadku wielu budowanych w latach 70. osiedli, tak i na Ursynowie w pierwszej kolejności budowano bloki, na infrastrukturę często nie starczało już pieniędzy. Dlatego też nie udało się zrealizować całego, rozbudowanego konceptu CPU – ale jego fragmenty dobrze widać dziś w okolicy Domu Sztuki przy ul. Wiolinowej i położonym po drugiej stronie Alei KEN Pasażu Stokłosy, a także częściowo w zaprojektowanym przez Budzyńskiego już w latach 90. Pasażu Ursynowskim.
Szkoły
Według prowadzonych na etapie projektowania analiz wynikało, że nawet 30 procent mieszkańców osiedla będzie miało mniej niż dziesięć lat. Nic więc dziwnego, że projektanci wiele uwagi poświecili projektowaniu ursynowskich szkół. Nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować: kryzys, który zaczął ogarniać kraj już w połowie lat 70. wymusił cięcia w realizacji planów wyposażania osiedli w potrzebną infrastrukturę. W 1982 działało na Ursynowie sześć szkół – zespół Marka Budzyńskiego zakładał, że do tego czasu powstanie ich trzynaście (istniejące szkoły działały więc na dwie zmiany i były przeludnione).
Nie zmienia to faktu, że wszystkie były projektowane według niezwykłej idei. Niskie, parterowe lub piętrowe szkoły projektowano w formie zgrupowanych wokół dziedzińców kameralnych pawilonów. Dzięki takiej formie budynki lepiej wpisywały się w międzyblokowe przestrzenie, ale też były dostępne z wielu stron. Bo każda ze szkół miała być zarazem centrum lokalnego życia, miejscem spotkań, miała też ułatwiać dostęp do kultury. Biblioteki czy aule projektowano tak, aby mogły działać też po lekcjach, służąc również dorosłym. Nawet niskie murki, otaczające szkolne zabudowania nie wzięły się z przypadku – miały zachęcać do siadania! Takie przyjazne dzieciom i dorosłym szkoły można zobaczyć dziś m.in. przy ulicach Puszczyka, Wokalnej czy Koncertowej. Wielu ekspertów w otwartych, przyjaznych, zachowujących ludzką skalę pawilonowych szkołach na Ursynowie doszukuje się raczej w Polsce wówczas niespotykanych inspiracji architekturą skandynawską.
Postmodernistyczny kościół
Władze Polski Ludowej niechętnie wydawały pozwolenia na budowę kościołów; zwykle były one przez lata "wywalczone" przez księży i parafian, którym zależało na tym, by ich osiedle wyposażone było w świątynię. Podobnie było na Ursynowie, którego plan pierwotnie nie uwzględniał budowy kościoła. O pozwolenie na budowę ksiądz Tadeusz Wojdat starał się cztery lata (od 1976 roku); gdy je otrzymał o zaprojektowanie budowli poprosił Marka Budzyńskiego i jego wspólnika, Zbigniewa Badowskiego. I tak w latach 1980- 1989 powstała świątynia, uważana dziś za jedną z najbardziej udanych realizacji nurtu postmodernizmu w Polsce.
Budzyński zdecydował odwrócić kościół plecami do ulicy (Al. KEN), planował bowiem, aby fasada świątyni stała się pierzeją "rynku" - osiedlowego placu z fontanną, lokalnego miejsca spotkań (w rzeczywistości taki plac powstał kilka lat po zakończeniu budowy kościoła). W pozornie surowej, ceglanej bryle architekt ukrył wiele detali zaczerpniętych ze stylów historycznych (są romańskie okna, fragmenty antykizujących kolumn, motywy barokowe, przypominające ludowe drewniane dekoracje, np. kwiatowe). Kościół wyróżnia się potężną, płaską fasadą, przebitą wysokim krzyżem, w którym ukryto drzwi. Niezwykłe jest też wnętrze, dość ciemne i surowe, rozdzielone betonowymi łukami jakby zawieszonymi w powietrzu, bo pozbawionymi podpór. Budowla jest pełna ukrytych znaczeń, symboli, nawiązań do przeszłości – nie każdy te niuanse dostrzeże, ale właśnie na tym polega wysublimowanie jego architektury.
Rzeźby między blokami
W 1977 roku na Ursynowie Północnym odbył się zorganizowany we współpracy ze Związkiem Artystów Plastyków plener rzeźbiarki. Tego typu przedsięwzięcie nie było niczym nowym – podobne plenery organizowano na wielu budowanych w latach 70. osiedlach; chodziło o wprowadzenie sztuki pomiędzy bloki, o "wyjście" do widza. Sztuka miała w ten sposób "trafić pod strzechy".
Owocem ursynowskiego pleneru (którego komisarzem był Ryszard Stryjecki) powstało kilkanaście rzeźb i płaskorzeźb; część z nich dziś jest zniszczona, niektóre można jednak łatwo odnaleźć wśród bloków. Najbardziej znany jest stojący u stóp Kopy Cwila "Jeździec na koniu", autorstwa Władysława Trojana. Przy ulicy Koński Jar stoi "Gołąb", przy Wiolinowej "Paw" (autorem obu był Stefan Wierzbicki), przy Puszczyka ustawiono "Rodzinę muzykującą" Niny Mireckiej, przy Pięciolinii do dziś znajdują się "Zakochani" Ryszarda Stryjeckiego. Choć większość rzeźb miało być przede wszystkim radosną dekoracją, Edmund Majkowski na elewacjach pawilonu handlowego przy Wiolinowej zaprojektował płaskorzeźby o tematyce "patriotycznej" – nosiły tytuły "My ze spalonych wsi" oraz "Honor i Ojczyzna". Niestety te prace należą do najbardziej dziś zniszczonych.
Alternatywy 4 przy Grzegorzewskiej 3
Każdy chyba w Polsce zna serial "Alternatywy 4". Nakręcona na początku lat 80. odcinkowa opowieść o wprowadzających się do nowego bloku lokatorach wyśmiewała wszystkie wady i absurdy Polski Ludowej. Dziś serial, podobnie jak wszystkie pozostałe dokonania jego twórcy, Stanisława Barei należą do najbardziej lubianych i wręcz "kultowych" realizacji filmowych czasów PRL-u. Serialowy lokal o adresie Alternatywy 4 – to w rzeczywistości ursynowski budynek przy ulicy Grzegorzewskiej 3. Wiele z nawet dość surrealistycznych doświadczeń bohaterowie serialu dzielili z prawdziwymi lokatorami nowego bloku, wspólne były też problemy, związane z wprowadzaniem się na wznoszone dopiero na pustkowiu osiedle. Dziś ocieplony styropianem i pomalowany, otoczony innymi domami, zielenią, nowymi ulicami blok przy ul. Grzegorzewskiej nie przypomina jednak już wielkopłytowego bloku z serialu.