Do kin wchodzi pierwszy w historii polskiego filmu pełnometrażowy obraz w trójwymiarze.
Kadr z filmu "1920 Bitwa Warszawska", reż. Jerzy Hoffman
Jerzy Hoffman, twórca "Pana Wołodyjowskiego", "Potopu", "Ogniem i mieczem", "Starej baśni", ponownie nakręcił superprodukcję, tym razem "słabo obecną w pamięci zbiorowej kulminację najnowszej historii Polski". "1920 Bitwa Warszawska" ma "przypomnieć (...) bitwę, która zapewne zmieniła bieg historii, a przy okazji urtatowała nas jako naród" - pisze Włodzimierz Kalicki ("Gazeta Wyborcza", 29.09.2011).
"Film (...) nie jest podręcznikiem do nauki historii, choć jego akcja jest osadzona w realiach tamtych czasów. Przedstawia postawy i działania zarówno postaci historycznych, jak i zwykłych ludzi. Chciałbym, aby młodzież spojrzała na ówczesne wydarzenia poprzez losy głównych bohaterów: Oli - aktorki teatru rewiowego, w tej roli występuje Natasza Urbańska - oraz Jana - poety i kawalerzysty, którego gra Borys Szyc. Moim pragnieniem jest, aby film rozbudził w młodych ludziach chęć poznania losów ich pradziadów oraz pozwolił zrozumieć wyjątkowość czynu zjednoczonego narodu, który w 1920 r. uratował nie tylko swój kraj, ale również całą Europę przed bolszewizmem" - pisze w swojej eksplikacji reżyser Jerzy Hoffman.
W filmie, obok fikcyjnych, pojawia się wiele historycznych postaci. W rolę Józefa Piłsudskiego wcielił się Daniel Olbrychski "ale wybrnął z tego zadania znakomicie - sylwetka, gesty, zdystansowana poufałość świadczą o dobrej znajomości psychiki i zachowań Komendanta" (Włodzimierz Kalicki, "Gazeta Wyborcza", 29.09.2011). Olbrychski "Gra Piłsudskiego oszczędnymi środkami, nie próbuje być marszałkiem, nie stosuje nawet wileńskiego akcentu, co mogłoby dać niezamierzony komiczny efekt" - zauważa Zdzisław Pietrasik ("Polityka" nr 39).
"Klasą dla siebie są Andrzej Strzelecki w roli Witosa i Bogusław Linda jako Wieniawa-Długoszowski. Gorzej z postaciami z panteonu sowieckiego granymi przez aktorów rosyjkich (...), choć Trocki jest znakomity, a i w oczach filmowego Tuchaczewskiego jest coś niesamowitego [Aleksander Hoszabajew]; to wypisz wymaluj oczy prawdziwego dowódcy pochodu za Wisłę" - pisze dalej Kalicki.
"Co do samego aktorstwa, to warto zwrócić uwagę przede wszystkim na Adama Ferencego, który brawurowo odegrał rolę cynicznego czekisty Bykowskiego, próbującego (bezskutecznie, oczywiście) przekabacić na swoją stronę dzielnego wojaka Jaśka" - pisze Pietrasik.
Inaczej już recenzenci wypowiadają się na temat głównej pary aktorskiej - Nataszy Urbańskiej i Borysu Szycu. "Oboje są (...) figurami, wiązką typowych cech, statystami wydarzeń, nie zaś ich motorem. Borys Szyc robi, co może, ale nie ma zbyt wielu okazji do pogłębienia postaci. Natasza Urbańska jest poprawna, ale bezbarwna. Dramaturgia ich przygód przebiega według reguły 'aż tu nagle'. Brakuje melodramatycznego wybrzmienia. Chusteczki nie przydadzą się na finał, nie tylko dlatego, że mamy na nosie okulary 3D." (Tadeusz Sobolewski, "Gazeta Wyborcza", 29.09.2011)
Jednak "To, co w 'Bitwie Warszawskiej' jest szczególnie cenne, to realistyczne przedstawienie wojennej rzeczywistości. Bez upiększeń i łagodzenia prawdy. Nie zobaczymy więc ułanów w wyprasowanych czystych mundurach, którzy z uśmiechem giną za ojczyznę, rozkładając teatralnie ręce. Wojna u Hoffmana to urwane kończyny i wyprute szrapnelami wnętrzności, to przerażenie konających, krew, pot, brud i wyczerpanie doprowadzonych do skraju możliwości mężczyzn z obu armii" - twierdzi Piotr Zychowicz.
Ta dbałość o szczegóły jest w dużej mierze zasługą konsultanta historycznego, prof. Janusza Ciska. "W gruncie rzeczy prawie do każdej sceny (z wyjątkiem kabaretowych popisów Nataszy Urbańskiej, których klimat bardziej pasuje do telewizyjnego show) można by dołączyć parę źródłowych przypisów" - pisze Włodzimierz Kalicki. I dalej: "W trakcie realizacji filmu Hoffman odwołał się do pomocy stowarzyszeń miłośników dawnego umundurowania i uzbrojenia, którzy kompetują i odtwarzają żołnierskie wyposażenie i odgrywają epizody historycznych walk. (...) Dzięki fachowej konsultacji prof. Ciska i wiedzy rekostruktorów film daje widzowi wyjątkowo wierny w naszej kinematorgrafii obraz epizodów wojny 1920 roku i zdarzeń wokół niej. Każdy z historycznych obrazków skonstruowanych przez Jerzego Hoffmana jest wiernym odbiciem materialnych realiów epoki". "W zestawieniu z drobiazgową dbałością o realia epoki sceny te robią olbrzymie wrażenie" (Piotr Zychowicz).
A jednak 'Bitwa Warszawska' jest filmem nierównym - twierdzi Piotr Zychowicz. - (...) Film budzi wręcz zażenowanie nachalną polityczną poprawnością. Mamy więc parę zaciągających się do wojska homoseksualistów i kobietę, która - aby nie okazać się gorsza od mężczyzn - łapie za ciężki karabin maszynowy i siecze z niego na miazgę bolszewików. Co gorsza, piszczy przy tym, sapie i robi miny jakby występowała w filmie zupełnie innego gatunku. Wątpliwości budzi również scena, w której Żydzi w jakimś miasteczku są siłą wcielani przez czekistów do sielsowietu. Często wyglądało to nieco inaczej. Wkraczającą Armię Czerwoną w części kresowych miasteczek witały bramy triumfalne na ulicach i czerwone sztandary w oknach domów. Trudno powiedzieć, czy Hoffman liczył na sprzedaż filmu na Zachód i bał się, że - podobnie jak Mel Gibson po filmie 'Pasja' - zostanie tam oskarżony o antysemityzm, czy też przestraszył się naszych rodzimych tropicieli polskich demonów."
I jeszcze, jak pisze Jakub Majmurek ("Krytyka Polityczna", 30.09.2011), "O rozpacz przyprawia także obraz II RP, jaki przedstawia ten film. Polska międzywojenna wygląda tu jak swoja własna karykatura. Tak, jakby twórcy filmu na serio wzięli szyderczo groteskowy obraz Polski z 'Nienasycenia' Witkacego (lub jakiejś stalinowskiej pierwszej czytanki) i nadali wszystkiemu temu, z czego kpi Witkiewicz, pozytywne walory. Polskę z 'Bitwy Warszawskiej' wydają się zamieszkiwać głównie ułani i zakochane w nich piękne i dzielne panny. Główny bohater, Jan Krynicki, jest właśnie ułanem i poetą, przyjacielem Wieniawy-Długoszowskiego (który miał kiedyś powiedzieć, że jedyne dwa godne prawdziwego mężczyzny profesje to wyłącznie kawalerzysta lub poeta), pozbawionym jakichkolwiek materialnych trosk. W Polsce z 'Bitwy Warszawskiej' głównie się tańczy, śpiewa, pije, walczy i modli - nie widać, by ktoś tam pracował, by były jakieś kwestie socjalne, ktoś prowadził jakieś istotne polityczne spory, co do tego, jak ma wyglądać niepodległa Polska."
"Największymi mankamentami filmu są irytująca, męcząca technika 3D - momentami widz dostaje wręcz oczopląsu - oraz rozbrajająco niemądra fabuła. Ta ostatnia, pozbawiona ładu i składu, wydaje się być tylko dodanym na siłę przerywnikiem między scenami batalistycznymi. W przeciwieństwie do historycznego przesłania filmu, akurat fabuła sprawia wrażenie napisanej nawet nie pod gust gimnazjalistów, a średnio rozgarniętego ucznia podstawówki" - twierdzi Piotr Zychowicz. W kontrze recenzentka "Stopklatki", Urszula Lipińska pisze: "Dobra wiadomość jest taka, że efekt 3D nie rani tego filmu. Co prawda nie ma w nim także scen szczególnie dzięki niemu zyskujących, ale obywa się bez ostentacyjnego pokazu nieumiejętności pracy z tego typu nowością i smutnego potwierdzania skromności naszych możliwości. Widać w filmie rękę światowego specjalisty, Sławomira Idziaka. Co nie zmienia faktu, że niemal pewne jest to, iż wraz z '1920 Bitwą Warszawską' obciach w polskim kinie zyskał nowy punkt odniesienia" (www.stopklatka.pl, 21 września 2011). A Tadeusz Sobolewski stwierdza: "Bohaterowie 'Bitwy' pozostają marionetkami. Sprzyja temu wrażeniu technika 3D, która bynajmniej mnie nie zachwyca - jest antykinowa z natury, ograniczająca pole wyobraźni i chyba niemająca wielkiej przyszłości. Technika zastosowana nie do animacji (jak w 'Awatarze') i nie do przeniesienia na ekran teatru tańca, jak w 'Pinie', tylko do dramatu historycznego, sprawia, że żywe postacie zamieniają się w marionetki, w dodatku pomniejszone, jak w fotoplastykonie".
"Film Hoffmana wygląda, jakby nie miał scenariusza, jest on pozbawiony jakiejkolwiek dramaturgii czy psychologicznie wiarygodnych konstrukcji postaci. Zbudowany jest w całości z przypadkowo do siebie podoczepianych filmowych atrakcji, 'numerów'. Atrakcje dzielą się na rewiowe (Natasza Urbańska tańczy i śpiewa przedwojenne przeboje), batalistyczne, komiczne (dzielnie stająca do obrony ojczyzny arystokratka strofuje gapowatą, strachliwą, przesądną służącą i tym podobne kwiatki) oraz historyczne (Piłsudski, Lenin, Trocki, Tuchaczewski itd. zgarbieni nad mapami sztabowymi wygłaszają podniesionym głosem podniosłe przemowy). Ale nawet te poszczególne atrakcje nie działają na najprostszym poziomie filmowego widowiska. Rozczarowują zwłaszcza sceny batalistyczne, tytułowa bitwa ogranicza się do obrony jednego okopu i jednej szarży kawalerii - wszystko skręcone byle jak, niechlujnie, bez nerwu. Sceny batalistyczne ze starszego o prawie cztery dekady i nakręconego w 2D 'Potopu' wypadają o wiele bardziej spektakularnie." (Jakub Majmurek, "Krytyka Polityczna")
Jaka płynie konkluzja po obejrzeniu filmu Hoffmana? "Zamiast ekscytować, 'Bitwa...' szybko zaczyna nudzić. Zbyt częste uderzanie w wysokie tony powoduje, że ginie gdzieś zupełnie sens, a przede wszystkim rytm opowiadanej historii. Uwagi od tego wrażenia nie odciągają dialogi, przypominające zły sen scenarzysty. Bez powodzenia próbują wpleść do filmu humor (anegdotka o hemoroidach czekisty Bykowskiego), ironię ('Czysta wódka to ani honoru, ani munduru nie plami!'), porywy serca (rozdzierająca prośba Oli do wyruszającego na bitwę Jana: 'Obiecaj, że wrócisz!') i dumę patrioty z wygranej (wypowiedziane z wściekłością przez Lenina: 'Teraz musimy budować socjalizm w jednym kraju'). Co więc w tym filmie jest najważniejsze? Uczucie Jana (Borys Szyc) i Oli (Natasza Urbańska)? Bohaterstwo naszych? Miłość do ojczyzny? Któremu z wątków - melodramatycznemu czy historycznemu - należy przyznać pierwszeństwo, skoro oba mówią do nas wyłącznie wykrzyknikami?" (Urszula Lipińska)
Być może reżyser za bardzo skupił się na realiach historycznych, zapominając jednocześnie, że w polskiej literaturze nie brakuje pozycji traktujących o tym okresie, które mogły stać się kanwą opowiadania o tamtym okresie w historii Polski: "Żeby wymienić choćby najlepszą powieść napisaną o tym konflikcie, epopeję Józefa Mackiewicza 'Lewa wolna', 'W polu' Stanisława Rembeka czy opowiadania Eugeniusza Małaczewskiego z tomu 'Koń na wzgórzu'. Widać zresztą, że scenarzyści 'Bitwy Warszawskiej' książki te przeczytali. Uważny widz zauważy co najmniej kilka nawiązań do 'Lewej wolnej' - pisze Piotr Zychowicz. I konkluduje: "Szkoda, że scenarzystom zabrakło odwagi, żeby z tej wielkiej powieści ['Lewa wolna'] zaczerpnąć coś więcej niż tylko pojedyncze scenki czy wątki. Być może wtedy 'Bitwa Warszawska' miałaby szansę stać się czymś więcej niż tylko ciągiem spektakularnych walk wręcz i eksplozji, poprzetykanych słusznymi wypowiedziami postaci historycznych oraz trywialną historią o dziewczynie, która czekała, aż ułan wróci z wojenki. Na razie pozostaje się cieszyć, że wreszcie doczekaliśmy się pierwszego filmu z prawdziwego zdarzenia o roku 1920. Choćby z tego względu 'Bitwę Warszawską' trzeba zobaczyć. Na poważny obraz o wojnie polsko-bolszewickiej przeznaczony dla dorosłych widzów przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać".
"Mimo imponującego wysiłku realizacyjnego - zwłaszcza zdjęć Sławomira Idziaka, stanowiących wartość samą dla siebie, tworzących chwilami własną, fascynującą opowieść plastyczną - 'Bitwa Warszawska' nie została uwieńczona zwycięstwem. Jeśli ktoś nie pamięta, jakim mistrzem gatunkowego kina potrafi być Hoffman, niech przypomni sobie jego western 'Prawo i pięść'. Ale przyczyna słabości leży nie tylko w kompozycji, stylu, mieliznach scenariusza. (...) Świat się przekręcił, a Jerzy Hoffman niezmordowanie wypróbowuje na nas sienkiewiczowską klechdę o Polsce skłóconej, lekkomyślnej, nierozsądnej, która zdobywa się na zryw, ponosi ofiarę i opiera się wrogowi. Tylko czy istnieje wciąż naród, który to kupi?" (Tadeusz Sobolewski)
Źródło: "Gazeta Wyborcza" z 29.09.2011, "Polityka" nr 39, "Rzeczpospolita" z 29.09.2011, www.stopklatka.pl, "Krytyka Polityczna", 30.09.2011