Adam Hanuszkiewicz; fot. Jerzy Stalęga / East News
Adam Hanuszkiewicz, jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów i aktorów teatralnych, zmarł w niedzielę, 4 grudnia w warszawskim szpitalu przy ul. Stępińskiej. Miał 87 lat.
Przez całe lata był jednym z najmłodszych duchem twórców teatralnych w Polsce. Jego chwyty sceniczne, między innymi drabina w "Kordianie", hondy w "Balladynie" czy psy na żywej murawie w "Miesiącu na wsi", przeszły do legendy polskiego teatru.
Adam Hanuszkiewicz urodził się 16 czerwca 1924 roku we Lwowie. Debiutował w teatrze w 1945 roku. Ostatnią jego pracą na scenie - tuż przed zamknięciem i likwidacją warszawskiego Teatru Nowego przy Puławskiej - była inscenizacja sztuki Marka Haddona "Gdzie jest pies pogrzebany?", która miała premierę 20 września 2005 roku. Hanuszkiewicz spędził więc czynnie na scenie okrągłe sześćdziesiąt lat.
"Teatr Hanuszkiewicza" - tak był nazywany w Polsce - gościł w latach 1963–1995 we wszystkich prawie stolicach państw europejskich od Paryża i Londynu po Moskwę i Helsinki.
W latach 1956–1963 Hanuszkiewicz był dyrektorem artystycznym Telewizji Polskiej. W tym czasie jako jedyny w Europie realizował dla wielotysięcznych rzesz telewidzów klasyków wielkiej literatury europejskiej, między innymi Moliera, Szekspira, Dostojewskiego, Czechowa, Twaina, Eliota, Sartre'a oraz klasykę narodową od Mickiewicza po Gombrowicza i Mrożka.
Przez czternaście lat grał, reżyserował i dyrektorował w Teatrze Narodowym w Warszawie (od 1968 do 1982 roku). Prowadził tam dwie sceny. Jego przedstawienia klasyki grane były latami, osiągając liczbę pięciuset ("Wesele" Wyspiańskiego, "Balladyna" Słowackiego i "Miesiąc na wsi" Turgieniewa). Frekwencja widowni sięgała stu procent w skali rocznej (dokładnie 96,2 proc.). Był to jedyny teatr w Europie, przed którym sprzedawano na czarnym rynku bilety w cenie większej niż dziesięciokrotność zwykłej.
Przez całe swoje życie wywoływał swoimi przedstawieniami skrajne opinie. Recenzenci gazet codziennych pisali o nim przez lata "wymóżdżacz teatru polskiego", "jak się jest na dnie teatru polskiego, spod spodu słychać pukanie Hanuszkiewicza", "niszczyciel kultury polskiej".
"Nie powinienem sam tego mówić, ale to ja zmieniłem paradygmat grania romantycznej klasyki w Teatrze Narodowym - mówił mi w jednym ze swoich ostatnich wywiadów. - Od tego czasu już nikt nie idzie tamtą drogą. Ja dostałem za to w łeb. Jeżeli dzisiaj najbardziej cenieni przeze mnie Augustynowicz, Jarzyna, Warlikowski, robią klasykę. Oni dostają w łeb za współczesność jako awangardziści. Życzyłbym sobie, żeby przetłumaczyli swoją awangardę na klasykę, żeby zmienić stereotyp. Trzeba zmienić, bo on już przestaje funkcjonować. Czas minął. Oko nasze się zmieniło. Słyszenie nasze zmieniło. To, co mi zarzucali, że ja biorę z filmów, z telewizji do 'Balladyny', a to samo dzisiaj robi Jarzyna. Nareszcie zrozumieli, że trzeba wejść w język tych młodych ludzi i tym językiem wyrażać klasykę. Po 'Balladynie' dostałem Złotą Odznakę Nauczyciela Polskiego. Jak mi ją publicznie wręczali w Teatrze Narodowym, poprosiłem o uzasadnienie. 'Proszę pana, my ich przekonujemy do arcydzieł polskiego dramatu, a oni uciekają po pierwszym akcie. Mówią: pani profesor, kochamy panią, ale to jest kicz nie oglądania. A po pana Balladynie przybiegli z zapewnieniem, że to co pan zrobił ze Słowackim, jest lepsze od Mrożka'."
W roku 1990 Adam Hanuszkiewicz wydał w Wydawnictwie BGW książkę "Psy, hondy i drabina". W 2003 roku nakładem Wydawnictwa Do ukazała się jego książka "Zbyt duża różnica płci…" z jego życiowym mottem: "Wszystko marność nad marnościami, ale od czasu do czasu - jakże rozkoszna!".
"Moja samotność brała się stąd, że nie miałem nigdy kumpli, którzy w 1941 roku rozproszyli się we Lwowie. Ani, z tych samych powodów, belfrów. Stąd mój kompleks outsidera i poczucie, że egzamin będę zdawał u Pana Boga - wyznał Adam Hanuszkiewicz podczas obchodów w Teatrze Nowym uroczystości osiemdziesięciolecia swych urodzin. - Sam sobie zrobiłem ten jubileusz - dodał tytułem wyjaśnienia. - Ponieważ wiem, że to bezczelność, to mi wolno."
Jego zdaniem należy wciąż od nowa wystawiać kolejne wersje "Kordiana" czy "Wesela", żeby dołączeniu do UE młodzież nie pożegnała się ze swoją tożsamością narodową. Bo wtedy jako naród zginiemy.
"Uważam, że cały tragizm naszego położenia politycznego wynika z kultywowania modelu Polaka-patrioty - twierdził Hanuszkiewicz. - Bez modelu Polaka-obywatela, bez wprowadzenia do lektur szkolnych: Frycza-Modrzewskiego, Skargi, Norwida, Prusa, Piłsudskiego, którzy zajmowali się postawą obywatelską Polaków daleko nie ujedziemy. Sama szabelka i zawołanie 'bolszewika goń, goń, goń!' - nie wystarczą."
Adam Hanuszkiewicz miał w sobie społecznikowską i pedagogiczną żyłkę. Przyznawał się do tego, że swój teatr robi po to, żeby się wciąż uczyć.
Autor: Janusz R. Kowalczyk