Na razie więc ima się wszystkiego po trochu i liczy na to, że uda jej się pozostać tak wszechstronną. Jeszcze kilka lat temu nawet nie pomyślałaby, że projektowanie mody wyda jej się atrakcyjne. Na modowe studia na ASP poszła dlatego, że na wydziale teatralnym projektowanie kostiumów to tylko specjalizacja zajęć ze scenografii. A ona chciała nauczyć się szyć i myśleć odważnie. Uparła się, że będzie tak samo dobra, jak dziewczyny, które latami marzyły o pracy projektantki. Jak mówiła "Wysokim Obcasom":
"Pomysł na dyplom powstał z chęci przezwyciężenia frustracji. Na Katedrze nigdy ‘nie szły mi’ tkaniny. Pomyślałam – jeśli tego nie przezwyciężę przy dyplomie, to kiedy?"
Zainspirowała się strojem XVIII-wiecznych pasterzy węgierskich. Kolekcję nazwała ''Pomiędzy'' – ubrania miały wskazywać na przestrzeń między ubraniem, a ciałem. Zależało jej na wielowarstwowości i formie, która całkowicie zmienia sylwetkę. ''A ci pasterze wkładali na wierzch takie obszerne połączenie peleryny i płaszcza – a pod spód miliony warstw''. Okazało się też, że bardzo ważne są hafty, więc Zosia nauczyła się robić krzyżykiem. ''Szycie za pomocą drobnych krzyżyków jest jak pisanie: każdy człowiek ma inny styl''. Pod płaszczami znalazły się zaś bardzo delikatne, subtelne tkaniny. ''To miało być odbicie ciała człowieka. Pancerz na zewnątrz, miękko w środku''.
Pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Kolekcja Zosi była gwiazdą wieczoru – komentował Raoul Keil, redaktor naczelny brytyjskiego magazynu ''Schön!''. Ufnalewską dostrzegł też Colin Chapman - dziennikarz ''The Guardian'' i i Dan Blake, stylista i redaktor londyńskiego portalu ''7th Man''. Najbardziej zdziwiona tym sukcesem była sama Zosia. Okazało się, że kariera projektantki stoi przed nią otworem.
Pierwszym jej przedsięwzięciem po dyplomie było jednak przygotowanie kostiumów do przedstawienia na podstawie Hanny Krall, ''Król Kier znów na wylocie'' w reżyserii Piotra Borowskiego. Wspomina to jako pierwsze samodzielne teatralne wyzwanie, w którym się sprawdziła. Wcześniej wykonała kostiumy do ''Linii powrotu'' tego samego reżysera, ale uważa je za wprawki. Potem przyszła praca na planie filmowym - czarna komedia ''Miłość w mieście ogrodów'' z doborową obsadą (Cielecka, Ostaszewska, Chyra). Film utrzymany jest w stylistyce noir, a ubrania mają nawiązywać do lat 40. XX wieku. Zosia była II kostiumografem. Musi terminować jako II kostiumograf jeszcze przynajmniej przez rok, zrobić co najmniej dwie fabuły, żeby jak mówi – ''mieć z czym iść do ludzi''. Poza tym bycie głównym kostiumografem to też rola szefa pionu, zarządzenie ludźmi, opisywanie faktur – trzeba się tego uczyć powoli.
Zosia nie umie powiedzieć, co jest bardziej ekscytujące – oglądanie swoich ubrań na scenie, w zbliżeniu przez kamerę czy na pokazie. Jest jednak pewna, że za każdym razem to ubranie niesie coś więcej ze sobą niż tylko powierzchowną jakość. Powinno być zanurzone w kulturze, uspołecznione. Tak jak jej dyplom.
Autorka: Karolina Sulej, maj 2015