Ukończył Liceum im. Władysława IV w Warszawie. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od grudnia 1986 roku pracował w Polskiej Agencji Prasowej. W 1991 roku przeszedł do "Gazety Wyborczej", dla której pisał do 2012 roku. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Laureat Nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz Nagrody "Rzeczpospolitej" im. Dariusza Fikusa. Nominowany do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego i Nagrody Nike 2010.
Na koniec podstawówki dostał "49 opowiadań" Ernesta Hemingwaya. Egzemplarz, ze stosowną dedykacją, ma w bibliotece do dziś. Wojciech Jagielski opowiada:
– Dzięki tej książce stworzyłem sobie obraz Afryki. Potem, gdy myślałem o ruszeniu w podróż, od razu przychodził mi na myśl ten właśnie kierunek. Myślę, że Hemingway mógł mieć wpływ na wybór, jakiego w życiu dokonałem.
W szkole średniej czytywał przede wszystkim pisarzy amerykańskich. Najpierw Johna Steinbecka, wszystko po kolei. Potem Faulknera. Też wszystko. Następnie Dos Passosa. Jeśli chodzi o Hemingwaya, to jego najukochańszą książką stało się "Słońce też wschodzi". Nie wraca do tej powieści. Boi się rozczarowania.
Studiował nauki polityczne, ale gdy po ogłoszeniu stanu wojennego wprowadzono obowiązek uczęszczania na wszystkie zajęcia, wybrał indywidualny tok nauki. W ten sposób trafił na afrykanistykę. Zaczął podróżować w strony, które tak bardzo go ciekawiły. Uświadomił sobie, jak wiele stereotypowych wyobrażeń o Afryce ciąży na myśleniu Europejczyków. Pojął, że plaga AIDS i rzezie to tylko fragment tamtejszej rzeczywistości.
Już wtedy za swego mistrza uważał Ryszarda Kapuścińskiego, który wspominał:
– Zobaczyłem, że znakomicie rozumie Trzeci Świat. Po mistrzowsku wyławiał szczegóły i wykorzystywał je do przedstawienia jasnego i porywającego obrazu całości. Zwróciłem uwagę, że nie ma spaczenia europocentrycznego, ale też nie stara się być bardziej afrykański od Afrykańczyków.
Na trzecim roku studiów Jagielski podjął się napisania artykułu o rewolucji w Iranie. Na biurku położył "Szachinszacha" i "Rewolucję w imię Allaha" Wojciecha Giełżyńskiego. Był przekonany, że dzieło Kapuścińskiego będzie podstawowym źródłem informacji, a drugi reportaż – zaledwie uzupełnieniem.
Podczas lektury podkreślał ołówkiem istotne informacje dotyczące dat i nazwisk. Nagle okazało się, że książka Giełżyńskiego została zakreślona niemal od pierwszej do ostatniej strony. Z "Szachinszacha" nie wziął zaś nic. To wtedy uświadomił sobie, że twórczość Kapuścińskiego daje syntezę wydarzeń, które odmieniły świat. Dąży do wielkiej metafory.
"Cesarza" nigdy nie odbierał jako książki o Etiopii. Od początku wydawało mu się, że to genialna przypowieść o władzy.
Uważa, że trzeba mierzyć wysoko. Imponowało mu, że Kapuściński, obywatel komunistycznej Polski, należy do grona najlepszych reporterów na świecie. Doszedł do wniosku, że jeśli ma zostać dziennikarzem, to tylko takim.
Po studiach przez krótki czas pracował w telewizji, potem zaś w Polskiej Agencji Prasowej. Chciał się tam zajmować Afryką, ale zwierzchnicy nie byli przesadnie zainteresowani tym kontynentem. Zdecydował, że odtąd jego drugą specjalizacją stanie się Kaukaz.
W czerwcu 1989 roku został wysłany na trzymiesięczny staż do Moskwy. Gdy wrócił, usłyszał, że chciałby z nim rozmawiać Kapuściński. Pomyślał, że mistrza ciekawi pierestrojka i głasnost. Poczuł się ważny – będzie mógł podzielić się z Kapuścińskim własnymi przemyśleniami. Tymczasem reporter wypytywał, jak otrzymać wizę i ile kosztuje przejazd moskiewskim metrem. Planował bowiem podróż opisaną później w "Imperium".
Tak wyglądało ich pierwsze spotkanie. W grudniu 1994 roku Kapuściński opublikował w "Gazecie Wyborczej" recenzję debiutu Jagielskiego, zbioru reportaży "Dobre miejsce do umierania":
Strony tej książki pełne są niezwykłych opisów, przejmujących obrazów, zdumiewających danych (jak np., że na jednego zabitego człowieka wypadało 13 500 wystrzelonych pocisków! albo że za jednego oficera-jeńca strona przeciwna dawała 200 litrów benzyny lub pięć kobiet-zakładniczek!).
Jagielski pokazuje wszystkie kontrasty, absurdy i dramaty historii współczesnej – pisze o tym, jak Czeczenia, aby uratować niepodległość Inguszów, ogłosiła niepodległość, nie mając własnego państwa, o tym, jak pacjenci domu obłąkanych w Czermenie, właśnie dzięki wojnie zaczęli żyć życiem normalnych ludzi.
Jeden z ludzi spotkanych przez autora mówi mu, że właśnie tam, na Zakaukaziu, dojdzie do ostatecznej wojny między cywilizacją europejską i azjatycką, między chrześcijaństwem a islamem. Będzie to, zdaniem tego człowieka, wojna ostatnia.
W 1991 roku Jagielski zaczął pracę w dziale zagranicznym "Gazety Wyborczej" (choć teksty zamieszczał tam od lipca 1989). Z początku również tam nikogo nie interesowała Afryka. Wszystko zmieniło się 10 kwietnia 1993 roku, gdy polski emigrant Janusz Waluś zamordował Chrisa Haniego, przywódcę komunistycznej opozycji i prawdopodobnego następcę Nelsona Mandeli. Ponieważ Waluś nie chciał strzelać człowiekowi w plecy, zawołał: "Mister Hani!", po czym czterokrotnie pociągnął za spust. Twierdził, że w ten sposób bronił RPA przed komuną. Wkrótce potem "Gazeta Wyborcza" posłała Jagielskiego do RPA. Nagle okazało się, że Afryka to nie tylko Waluś i można tam znaleźć także inne ciekawe tematy.
Jagielski mówi o sobie: jestem przedstawicielem ginącego gatunku, mamutem. Twierdzi, że kiedyś od dziennikarza wymagano znawstwa. Dziś natomiast, gdy obowiązuje coraz krótsza forma wypowiedzi, zbyt wielka wiedza stanowi przeszkodę, zbyteczne obciążenie. Przeszkodą jest też zbyt "wąska" specjalizacja. "Bo cóż to jest te 50 afrykańskich krajów? – ironizuje. – Na co komu potrzebny człowiek, który ma o nich coś konkretnego do powiedzenia?"
Oczywiście, zainteresowania Jagielskiego są szersze. Biegną dwutorowo: z jednej strony Czarny Ląd, z drugiej zaś Kaukaz i Azja Środkowa.
Do tej pory, gdy przystępował do pracy nad książką, stawiał sobie pytanie: o czym ona ma jeszcze traktować? Za każdym razem starał się dostrzec istotne przesłanie, uniwersalną prawdę.
Poświęconą Afganistanowi "Modlitwę o deszcz" (2002) pomyślał jako opowieść o ludziach niszczących wszystko, z czym się nie zgadzają. To również rzecz o cenie, którą trzeba zapłacić za radykalizm. Ryszard Kapuściński ocenił:
Znakomita, przejmująca i piękna książka! Jagielski osiągnął wyżyny reportażu, które zdobył pasją, wytrwałością, wiedzą, talentem i sercem. Pokazał dramat Afganistanu jako dramat świata, w którym, choć na różny sposób, przecież uczestniczymy wszyscy.
W 2004 roku opublikował historię czeczeńską – "Wieże z kamienia". Zainspirowała go inskrypcja wyryta na kamieniu: "Nie będzie bohaterem ten, kto myśli o konsekwencjach". Napisał więc o Maschadowie, polityku sparaliżowanym wyobrażeniami o następstwach swoich poczynań, i Basajewie, który o te sprawy w ogóle się nie martwił.
Książka doczekała się przekładu na angielski. W grudniu 2009 pochlebną recenzję zamieścił "The Economist". W obszernym artykule "Krwawy zakątek" podkreślono, że reporter unika stereotypów, a jego zasługą jest świetna znajomość świata, o którym pisze. Podczas gdy większość dziennikarzy w Czeczenii spędza zaledwie kilka chwil, Jagielski żył tam tygodniami. Dzielił los cywilów i wślizgiwał się na organizowane pod nosem rosyjskich oddziałów potajemne spotkania z przywódcami partyzantki.
Wojciech Jagielski długo nosił się z myślą o napisaniu książki afrykańskiej. Chciał zmierzyć się z tematem dziecięcych armii, ale zorientował się, że to plan nierealny. Takie książki już powstały a ich autorami są dzieci, które przeszły przez wojenny koszmar.
W efekcie wydał "Nocnych wędrowców" (2009) – znakomite wielowątkowe dzieło, które należy uznać za powieść faktu. Jagielski mówi o Ugandzie, o władzy i szaleństwie. Opowiada o przywódcy Bożej Armii Josephie Konym, który twierdzi, że został opętany przez duchy. I byłym tyranie Idim Aminie, który kazał tytułować siebie "panem wszystkich istot".
"Nocni wędrowcy" to najwybitniejsza książka w dorobku pisarza. Reporter twierdzi, że:
– Niektóre opowieści są tak nośne, że nie muszę się starać, aby uczynić z nich alegorie. Teraz pracuję nad książką o RPA. O człowieku, który żyje na stadionach, czyli tam, gdzie rozgrywa się wszystko, co naprawdę istotne. Uwolnienie Mandeli świętowano wiecem na stadionie. Na stadionie żegnano Chrisa Haniego. Wnuczka Mandeli zginęła w wypadku, gdy wracała ze stadionu po koncercie inaugurującym tegoroczne Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Na stadionach rozgrywa się historia Południowej Afryki. I o tym będzie moja książka.
W 2012 roku po 21 latach Jagielski rozstał się z redakcją "Gazety Wyborczej". Jego kolejna książka – "Trębacz z Tembisy" – ukazała się w 2013 roku. Pozornie jest to opowieść o jednym z największych politycznych przywódców XX wieku – Nelsonie Mandeli – w rzeczywistości jest to jednak co najmniej w równej mierze utrzymana w tonie elegijnym opowieść o samym autorze, który wkracza w nowy etap swojego zawodowego życia. To historia także o tym, jak wysoką cenę płaci się za dziennikarską pasję, za frenetyczny, reporterski szał, który ciągnie w najniebezpieczniejsze rejony świata. Jednocześnie refleksję tę podjęła zresztą jego żona, Grażyna Jagielska, opowiadając w "Miłości z kamienia" (2013) historię swojego życia z korespondentem wojennym.
W 2015 roku Jagielski opublikował "Wszystkie wojny Lary", kameralną opowieść o kobiecie z wioski na pograniczu czeczeńsko-gruzińskim, za którą nominowany był do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej i do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
W wydanym w 2018 roku reportażu "Na wschód od zachodu" Jagielski udaje się do Afganistanu, Pakistanu, Nepalu i Indii szlakiem hipisów. Osobiste dygresje i erudycyjne opisy stanowią tło do rozważań nad wolnością, wojną i poszukiwaniem siebie, jak w przypadku Kamal z Warszawy i "Świętego" z Holandii, którzy udali się do Indii dziesiątki lat temu. Maciej Robert pisze:
Kapuściński pierwszą zagraniczną podróż odbył właśnie do Indii, nie poświęcił jednak temu krajowi osobnej książki. Można zaryzykować twierdzenie, że Jagielski napisał opowieść o Indiach niejako dla (za?) Kapuścińskiego, który prorokował swojemu uczniowi wielką karierę. ("Polityka", 6 lutego 2018 r.).
W 2014 roku Wojciech Jagielski odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.