Stanisław Latałło studiował malarstwo w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a od 1964 studiował na wydziale operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Ukończył studia w 1970 i od tego samego roku realizował filmy krótkometrażowe - animowane, popularnonaukowe i dokumentalne. Był autorem zdjęć eksperymentalnego filmu matki Katarzyny Latałło Sam sobie sterem (1971), autorem zdjęć do filmu oświatowego w reżyserii matki Kostium i maska (1973). Przez półtora roku współpracował z Zygmuntem Samosiukiem przy realizacji zdjęć dla Polskiej Kroniki Filmowej. Współpracował jako operator przy realizacji filmu fabularnego Jak daleko stąd, jak blisko (1971) Tadeusza Konwickiego oraz przy realizacji Iluminacji Krzysztofa Zanussiego (1972). Jednak do historii kina przeszła przede wszystkim jego gra w tym filmie (kreował postać głównego bohatera). Od 1973 Stanisław Latałło realizował w Zespole X Andrzeja Wajdy telewizyjne filmy fabularne (Listy naszych czytelników, 1973, Lasst uns frei fliegen über den Garten / Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem, 1974). Zginął w Himalajach, gdzie pojechał jako autor zdjęć do filmu dokumentalnego Jerzego Surdela Lhotse. Latałło był bratem operatora filmowego Jacka Latałły i ojcem reżysera Marcina Latałły.
Stanisław Latałło otrzymał pośmiertnie nagrodę zespołową za cykl filmów telewizyjnych Lhotse (1976).
Niewiele zdążył zrobić w życiu. Zginął zaledwie w wieku 29 lat. A jednak odcisnął trwały ślad w polskim kinie. Przede wszystkim zapamiętaliśmy go z głównej roli w głośnym filmie fabularnym Krzysztofa Zanussiego Iluminacja, dzięki której stał się niemal kultową postacią polskiego filmu. Wielu jego, dziś znanych, kolegów, przyznaje się do ulegania jego wpływom lub fascynacji tą postacią.
Przede wszystkim był malarzem. Nie wiemy, jaki miałoby to wpływ na jego twórczość, gdyby było mu dane dłuższe życie, ale zainteresowania malarskie odgrywały w jego twórczości filmowej (i to zarówno operatorskiej, jak i reżyserskiej) ogromną rolę. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że skłaniały go one do ryzyka, przekraczania tego, co przyjęte, uznawane za normę.
W wywiadzie przeprowadzonym przez Mikołaja Wojciechowskiego po wejściu na ekrany filmu Tadeusza Konwickiego Jak daleko stąd, jak blisko ("Ekran", 1971) mówił, że prawdziwym jego powołaniem było raczej malarstwo. Potwierdza to kolega ze studiów w łódzkiej filmówce, pisarz Piotr Wojciechowski:
"Chciał, żeby ekran miał fakturę niemal malarską, żeby przypominał ikony lub malarstwo El Greca (...). Szukał sposobu mówienia językiem metafory, kreowania rzeczywistości innej niż codzienna, ta, którą biorą na warsztat dokumentaliści" ("Portret niedokończony", Kraków 2005).
Matka, także malarka i autorka filmów animowanych, Katarzyna Latałło tak określa jego sposób widzenia świata:
"Dla Staszka postrzeganie świata jako ciągu obrazów utrwalonych na płótnie, czy na filmowej kliszy, z ich specyficznym światłem, kolorem, kompozycją było zawsze oczywistością" ("Portret...").
A operator i przyjaciel Latałły Jacek Petrycki w wypowiedzi zamieszczonej w tej samej książce wspomina, że Latałło szokował niekonwencjonalnym prowadzeniem kamery i używaniem obiektywów. Był bowiem zdania, że
"fotografowanie nie jest tylko odtwarzaniem zastanej rzeczywistości, ale również jej kreowaniem poprzez scenografię".
Dlatego, według Petryckiego, tworzył "jakby ogromne martwe natury, wprowadzał do swoich etiud dymy, świece, zbite szkła, lustra, szukał dziwnych świateł przeciskających się przez szczeliny, dziury w dachu".
"Ojciec był prekursorem w eksperymentowaniu z obrazem, na co miało wpływ jego malarskie wykształcenie" - uważa jego syn, autor poświęconego mu filmu dokumentalnego Ślad (1996). - "To, co robił za pomocą skomplikowanych procesów chemicznych na starej taśmie ORWO, można dziś łatwo zrobić w komputerze, a mało kto korzysta z możliwości przetworzenia obrazu filmowego w sposób naprawdę malarski" ("Kino" 2/2005).
Stanisław Latałło pracował jako asystent przy filmie Jak daleko stąd, jak blisko w reżyserii Tadeusza Konwickiego. Film był realizowany na taśmie Kodaka, a on kręcił tam drugą kamerą komentarze i glossy na ORWO. Z oszczędności drogiej zachodniej taśmy, ale nie tylko. Konwicki umieścił w tym filmie jego starą etiudę dyplomową (Święta rodzina) nakręconą celowo na starej, przeterminowanej taśmie ORWO.
Jednak nie eksperymenty z obrazem, ale sposób widzenia rzeczywistości, który wynikał z niekonwencjonalnego (malarskiego?) postrzegania świata jest istotny w jego filmowej twórczości. Widoczne to było już podczas pracy Latałły przy realizacji filmu Konwickiego, dla którego kręcił drugą kamerą wspomniane scenki i glossy. Zdaniem reżysera, to, co przynosił
"to była niby ta sama rzeczywistość, która stanowiła osnowę filmu, ale zarazem ta jego rzeczywistość wydawała się jakby podwyższona, jakby naznaczona piętnem magiczności, jakby widziana oczami istoty nie z tego świata" ("Portret...").
Stanisław Latałło potrafił nadawać rzeczywistości wymiar metafizyczny czy abstrakcyjny, o czym mogli przekonać się widzowie szczególnie jego ostatniego filmu telewizyjnego, zrealizowanego dla zachodnioniemieckiej telewizji Lasst uns frei fliegen über den Garten / Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem. Ale potrafił też w abstrakcji poruszać się jak żywy człowiek. Udowodnił to w filmie Iluminacja Zanussiego, gdzie był drugim operatorem, ale przede wszystkim wystąpił w roli Franciszka Retmana, młodego inteligenta, który zderza się z przyziemną rzeczywistością PRL, pragnącego rozwikłać najważniejsze zagadki świata - człowieka poszukującego tych rozwiązań przede wszystkim w nauce.
Ta historia młodego człowieka uwikłanego w codzienność polskiej rzeczywistości końca lat sześćdziesiątych, naznaczona "piętnem ówczesnych realiów życia" - jak napisał Ryszard Ciarka - mówi jednak o tak uniwersalnych wartościach, jak "prawda i pewność poznania" ("Kwartalnik Filmowy" 18/1997).Witold Stok, także operator, autor zdjęć do jednego z filmów Latałły (Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem) dodaje, że w Iluminacji
"Staszek ze swoimi nieodłącznymi, zamglonymi okularami był na ekranie samym sobą, młodym człowiekiem pełnym rozterek, niepewności, chwilami zabawnym i rozbrajająco wrażliwym. Grał często własne aspiracje i bardzo prywatne wątpliwości. Dzięki jego postaci film zahaczał o nieomal dotykalną rzeczywistość i był o nas, o naszym pokoleniu, o naszych niepokojach, młodych Werterów z socrealistycznym kacem, opowiadał o pogoni za naszym miejscem na ziemi" ("Portret...").
Jednak zdaniem Agnieszki Holland, Latałło, choć zaliczał się do jej przyjaciół, nie należał do grupy tworzącej tzw. kino moralnego niepokoju. Nie interesowała go walka grupowa o sprawy społeczne, potyczki z politykami, jeśli walczył, to na swój sposób i własny rachunek. Świadectwem jego indywidualnego zderzenia z rzeczywistością PRL był fabularny debiut telewizyjny Listy naszych czytelników (1973), kameralna adaptacja słuchowiska Zbigniewa Herberta, w którym główną rolę zagrał należący do gwiazd polskiego kina Tadeusz Łomnicki.Jak wspomina autor zdjęć do tego filmu Jacek Petrycki:
"Film był bardzo oszczędny, wręcz ascetyczny, dwie trzecie stanowił monolog, 'gadająca głowa' Łomnickiego, więc Staszek bardzo pilnował kręcenia reszty scenek, takich drobnych etiudek i detali, na przykład w tle jakiegoś dialogu miała z tyłu koniecznie migać popsuta jarzeniówka" ("Portret...").
Efekt był obiecujący. Bolesław Michałek, który oglądał film w towarzystwie cenzora, od którego zależało, czy film zostanie pokazany w telewizji, pamięta, że cenzor rozpłakał się po pokazie. "Filmu oczywiście nie puścił" ("Kino" 1/1997).Zdecydowanie trudniejszy realizacyjnie był kolejny film telewizyjny Latałły, oparty na opowiadaniu And Stanisława Czycza Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem, a poświęcony przyjaźni autora opowiadania z legendą pokolenia przełomu październikowego Andrzejem Bursą, zmarłym przedwcześnie, bo w wieku 25 lat. Podobno (tak mówił Andrzej Titkow w "Portrecie niedokończonym") pomysł na ten film wziął się stąd, że w łódzkiej szkole filmowej Aleksander Jackiewicz za przykład literatury nienadającej się do adaptacji podawał opowiadanie And Stanisława Czycza. Zarówno Titkow jak i Latałło mieli wówczas powiedzieć, że to się da zrobić. I Latałło nakręcił w 1974 film Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem, a Titkow w 1989 Światło odbite, także poświęcony parze przyjaciół, Bursie i Czyczowi.
Krzysztof Zanussi, który pomógł znaleźć producenta dla filmu Latałły, mówi że był z tego dumny, bo "udała się rzecz niebywała". Oto za plecami monopolistycznej władzy, której ten scenariusz wybitnie się nie podobał jako niekonstruktywny i niesocjalistyczny powstał film "w tonacji trochę mistycznej", "pięknie zrobiony, ciekawy, oryginalny" ("Portret...").
Witold Stok, autor zdjęć do tego filmu, pisał:
"To było wyzwanie - odtworzyć na ekranie lata 50-te, stalinowsko-bierutowskie czasy, dramatycznie przygnębiający, duszny świat jak ze złego snu, który pamiętaliśmy z dzieciństwa. (...) Chodziło ponadto o pokolenie naszych rodziców, którzy musieli dokonywać na co dzień trudnych wyborów, poruszając się w grząskim, szarym błocie tamtej rzeczywistości (...). Fascynowało nas, jak oni to przeżyli, jak przetrwali (...). Staraliśmy się odtworzyć w filmie atmosferę tamtych zadymionych, niewygodnych czasów (...), a dwóm młodym poetom, filmowym bohaterom, przypisywaliśmy często nasze własne ambicje, oczekiwania i wątpliwości, co dawało opowieści rytm i gorączkę, którą sami czuliśmy" ("Portret...").
Film, zrealizowany w języku polskim, ale zdubbingowany na niemiecki, w Polsce w wersji oryginalnej pozostawał nieznany przez ponad 30 lat. Pokazany dopiero w 2005 został uznany za interesujący eksperyment filmowy. Mateusz Flak napisał, że ten film, to improwizowana "wariacja na temat". Jego zdaniem Latałło
"z zadziwiającą lekkością oddaje gorączkę Czyczowego monologu, w którym akcja co i rusz zastyga w pozornej martwocie, pod którą wrze emocjonalna kipiel".
Pozwólcie..., jak napisał Flak, "ujmuje anarchizmem". Latalle, zdaniem krytyka, udało się przekazać "niesforną, jakby na przekór czasom, wewnętrzną wolność dwóch artystów" ("Tygodnik Powszechny" 25/2005). Podobnie ocenił film Piotr Marecki, pisząc, że film składa się "z kilku przemyślanych i świetnie zagranych etiud na motywach Czycza, które tworzą spójną krótką fabułę" ("Portret...").Jednak według Agnieszki Holland (mówiła o tym podczas pokazu filmu Latałły w warszawskim Iluzjonie) "film był hermetyczny już w czasach, w których powstał" ("Rzeczpospolita", 24.12.2004). Jej zdaniem, w obu zrealizowanych samodzielnie filmach fabularnych Latałło był dopiero na etapie poszukiwań ("Portret...").
Podobnego zdania jest Łukasz Maciejewski. Jego zdaniem oba filmy Latałły więcej zapowiadają niż spełniają. Próba "przełożenia na ekran" rzeczywistości realistycznej i abstrakcyjnej okazała się niemożliwa ("Kino" 7-8/2005).
Stanisław Latałło był niespokojnym duchem. Mimo, iż nie był himalaistą, bez wahania zdecydował się na wyjazd w charakterze operatora z wyprawą mającą zdobyć drugi szczyt Himalajów - Lhotse. Efektem tej wyprawy była seria filmów dokumentalnych Lhotse w reżyserii Jerzego Surdela, których już nie zobaczył. Z jego tragiczną śmiercią wiąże się wiele pytań, nie tylko, jak zginął, ale także, dlaczego znalazł się tak wysoko, nie mając doświadczenia w wysokich górach. W każdym razie ta śmierć podczas górskiej wyprawy jakoś wpisywała się w etos inteligenta, którym był i którego zagrał w najgłośniejszym filmie tamtych lat - Iluminacji.
Tadeusz Sobolewski w tekście "Uśmiech Anandy", zamieszczonym w "Portrecie niedokończonym" napisał:
"Dramat, który jest udziałem Latałły (...) polega na tym, że nie mieści się on w swoim losie. Jego dusza nie może znaleźć spokoju. Latałło udzielał tego niepokoju filmom, w których występował, przy których pracował i które sam robił. (...) Powraca w nich obsesyjnie charakterystyczna dla sztuki polskiej tamtych lat świadomość wyobcowania: dlaczego żyję tu i teraz, w tych, a nie w innych ramach? Ale z drugiej strony, podobnie jak w całej ówczesnej sztuce, przebija się w tych filmach metafizyczne pytanie o drogę wyjścia, przemiany, przekroczenia czasoprzestrzennych ram, losu i śmierci."
FILMOGRAFIA
Etiudy filmowe - autor zdjęć:
- 1966 - Śnieg, etiuda fabularna, reż. Andrzej Titkow
- 1968 - Dziewczyna z marzeń - etiuda fabularna, reż. Waldemar Korzeniowski
- 1968 - Poczekalnia, etiuda dokumentalna, reż. Tomasz Zygadło
- 1968 - Wspólny pokój, etiuda fabularna, reż. Andrzej Titkow
- 1969 - Święta rodzina, etiuda dyplomowa, także reżyseria.
Filmy krótkie - autor zdjęć, efekty specjalne:
- 1967 - Redyk w Bieszczadach, temat PKF, reż. Zygmunt Samosiuk
- 1967 - Kalwaria pacławska - temat PKF, reż. Zygmunt Samosiuk
- 1967 - Cerkiewki bieszczadzkie - temat PKF, reż. Zygmunt Samosiuk
- 1970 - Sznur, film animowany, reż. Teresa Badzian
- 1971 - Sam sobie sterem, animowany, reż. Katarzyna Latałło
- 1973 - Kostium i maska, popularnonaukowy, reż. Katarzyna Latałło
- 1975 - Lhotse, dokumentalny, reż. Jerzy Surdel (Nagrody: 1976 - wyróżnienie Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji - nagroda zespołowa).
Filmy fabularne - reżyser:
- 1973 - Listy naszych czytelników, także scenariusz. Film telewizyjny na podstawie słuchowiska radiowego Zbigniewa Herberta o tym samym tytule. Bohater, nieprzystosowany do życia, nie umie walczyć z losem. Dopiero zbieranie znaczków daje mu oddech.
- 1974 - Lasst uns frei fliegen über den Garten / Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem, także scenariusz. Film telewizyjny na podstawie opowiadania And Stanisława Czycza, prod. Polska, RFN. Poświęcony zmarłemu w wieku 25 lat poecie Andrzejowi Bursie - bohaterowi autobiograficznego opowiadania Stanisława Czycza, który jest współbohaterem filmu Latałły. Czas popaździernikowej odwilży i młodzi poeci, z których jeden jest wzorem dla drugiego. Opowiadanie, które wydaje się "niefilmowe" z racji niekonwencjonalnego języka i stylu, zostało przeniesione bez straty tych walorów na ekran.
Filmy fabularne - aktor:
- 1972 - Iluminacja, fabularny, reż. Krzysztof Zanussi. Obsada aktorska (Franciszek Retman) oraz drugi operator. Rodzaj Bildungsroman - bohater filmu, młody inteligent, szuka prawdy o świecie i sobie w nauce, rodzinie, samotności - to wszystko zderzone ze zwykłym życiem młodego człowieka, mającego rodzinę.
Stanisław Latałło jest także autorem zdjęć i realizatorem fragmentów filmu Tadeusza Konwickiego - Jak daleko stąd, jak blisko (1971). Jest bohaterem filmu dokumentalnego Ślad (1996), zrealizowanego przez jego syna Marcina Latałłę.
Autor: Jan Strękowski, maj 2008